, Delinsky Barbara Dziwny przypadek 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jakim cudem? - zdziwił się.
- Mężczyzna, którego kochała, w ostatniej chwili odciągnął ją na bok - odparła,
po czym nagle się zamyśliła. - Na tym polega pisanie romansów. Wymyśla się
różne intrygi...
Jego szare oczy przenikały ją na wylot, a słowa, które wypowiedziała,
dzwięczały mu w głowie. Mężczyzna, którego kochała. Zastanawiał się, czy
Sasha mogłaby go pokochać. Czy chciałby, żeby go pokochała. Nigdy dotąd
nie był zakochany. Przy Sashy zapominał o sobie; pragnął ją chronić,
opiekować się nią. Kiedy
84
słysząc głuchy rumor, odciągnął ją na bok, myślał wyłącznie o jej
bezpieczeństwie. Czy to miłość? Czy rycerskość?
- Doug? - szepnęła, nie mogąc wytrzymać napięcia.
Jej cichy głos i wyraz przerażenia w oczach wyrwały go z transu. Rozejrzał się
wokół. Przechodnie, którzy omijali rumowisko na chodniku, zerkali w górę.
Zaciekawiony, również skierował tam wzrok. Dach był pusty, miejscami
jaśniejszy, miejscami ciemniejszy. Ciemniejszy tam, gdzie latami spoczywały
beczki.
- Wynośmy się stąd - powiedział, czując ciarki na plecach. Zaciskając mocniej
ramię, poprowadził Sashę w stronę parkingu.
Szedł szybkim, energicznym krokiem. Z trudem dotrzymywała mu tempa. Ale
nie prosiła, by zwolnił. Domyśliła się, że w ten sposób, wzmożonym
wysiłkiem fizycznym, usiłuje rozładować stres. Odprężył się, gdy zaledwie
kilka metrów dzieliło ich od samochodu, i w tym samym momencie
przypomniał sobie, że przecież mieli wybrać się na kolację.
- O kurcze! Zupełnie zapomniałem! Przecież byłaś głodna...
- Nie szkodzi, już nie jestem... - zaczęła protestować, lecz Doug nie słuchał.
- Może ty nie, ale ja tak - oznajmił, kierując się do niedużej restauracji
naprzeciwko parkingu. - Na bohaterskie czyny człowiek zużywa mnóstwo
energii - dodał ironicznym tonem. - Muszę być silny, żeby wybawiać cię z
różnych opresji.
Hm, to jest całkiem przyjemna myśl.
- Mój rycerz w srebrnej zbroi?
85
- W srebrnej? - Otworzywszy drzwi lokalu, przepuścił ją przodem. - Raczej w
lekko zardzewiałej. Ale wystarczy ją naoliwić. Chodz, tamten stolik na nas
czeka...
Zaprowadził Sashę do stolika w rogu.
- Mają tu świetną zupę rybną - oznajmił, gdy usiadła. - I pyszne placuszki z
cukinii.
- Myślałam, że nie znasz wyspy! - zawołała ze śmiechem. - %7łe jesteś tu nowy.
- Jestem, ale coś trzeba jeść, a skoro nie gotuję... Przyjrzała mu się uważnie.
Skóra w odcieniu brązu, potargane
przez wiatr włosy, rozpięta pod szyją koszula, spod której wystaje ciemne
owłosienie... Co za facet!
Uświadomiła sobie, że kiedy wczoraj prosił ją, aby została jego
przewodnikiem, to wcale nie chodziło mu o żadne zwiedzanie. Po prostu
pragnął jej towarzystwa. A ona-jego towarzystwa. Podczas kolacji jeszcze
bardziej utwierdziła się w tym przekonaniu. Był naprawdę świetnym
kompanem. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, głównie o Vineyard.
Dopiero znacznie pózniej, kiedy odwiózł ją do domu i pocałowawszy w
policzek obiecał, że zadzwoni, Sasha zdała sobie sprawę, iż więcej mówiła
ona. Opowiadała o swojej przeszłości, a także o codziennym życiu na wyspie.
On zaś słuchał, zadawał pytania, niekiedy coś wtrącał, lecz niewiele mówił na
swój temat. Co prawda, o nic go nie pytała. Była tak pochłonięta
odpowiadaniem na pytania, że jakoś nie zwróciła na to uwagi.
86
Wieczorem siedziała w łóżku, wsparta o poduszki, z czerwonym długopisem
w ręku i wydrukiem ostatnich stron na kolanach, kiedy nagle pomyślała, jak
mało w. sumie wie o Dougu. Ale może tak jest lepiej? Może nie powinna się za
bardzo angażować? Spędzili dziś sympatyczne popołudnie. Z początku czuła
się lekko speszona, zwłaszcza po tym, co się wczoraj wydarzyło, ale pózniej
napięcie ją opuściło. Była spokojna, rozluzniona, może dlatego, że Doug ani
razu nie poruszył sprawy incydentu na kanapie.
Postanowiła, że ona też nie będzie do niego wracać. Ani czynić sobie
jakichkolwiek wyrzutów. Chociaż dziś do niczego między nią a Dougiem nie
doszło, oboje czuli do siebie silny pociąg. Podobało się jej, kiedy ją
obejmował, kiedy niechcący ocierał udem o jej biodro. Podobało jej się, jak
unosi brwi, jak w uśmiechu układa wargi. Podobały jej się jego ręce, śniade,
spalone słońcem, o długich palcach, porośnięte z wierzchu jasnymi włoskami.
Na myśl o tym, co te palce wczoraj wyprawiały, zaczerwieniła się. Ale już się
nie wstydziła. Po raz pierwszy w życiu, dzięki Dougowi, miała świadomość
tego, że jest kobietą.
A on jest mężczyzną i będzie chciał pójść z nią do łóżka. Zresztą powiedział to
wprost, kiedy wczoraj po własnym orgazmie zaproponowała, że teraz może się
nim zająć. Powiedział, że będą się kochać, kiedy poczują dziką żądzę. Jeszcze
tydzień temu nie uwierzyłaby, że taki dzień kiedykolwiek nadejdzie. Nigdy
dotąd nie pożądała tak żadnego mężczyzny, a po krótkiej znajomości z
Dougiem nie potrafiła przestać o nim myśleć.
Serce biło jej coraz szybciej. Czy to o czymś świadczy?
87
Podniosła ołówek i kartkę. O ileż prostsze jest pisanie romansów niż ich
przeżywanie! Bez względu na to, co się dzieje, jak silne bohaterami targają
uczucia, ona, autorka, zawsze ma nad wszystkim kontrolę. Jeżeli bohater robi
coś, co jej nie odpowiada, wówczas ona sięga po czerwony długopis i wykreśla
akapit. Tak samo postępuje, kiedy bohaterka popełnia błąd i nagle znajduje się
w sytuacji bez wyjścia. Poza tym książkowe romanse, nawet te najburzliwsze,
zawsze się dobrze kończą. Romanse prawdziwe nie mają takiej gwarancji.
Tak, pisanie jest prostszym i o wiele bezpieczniejszym zajęciem, lecz daje
znacznie mniejszą satysfakcję niż ta, którą czuła wczoraj w ramionach Douga.
Nie odezwał się w poniedziałek. Sasha, zajęta pracą, stwierdziła, że przecież
nic takiego się nie stało. Ale gdy telefon zadzwonił we wtorek rano,
podskoczyła uradowana. Odczekała pierwszy dzwonek, odczekała drugi,
wreszcie sięgnęła po słuchawkę.
- Halo? - powiedziała, siląc się na spokój.
- Sasha? Mówi Diane.
Z jednej strony poczuła zawód, że to nie Doug, z drugiej ucieszyła się, słysząc
głos agentki. W ciągu trzech lat, jakie spędziła w Nowym Jorku,
Diane DeScenza stała się jej bliska jak rodzona siostra. To właśnie Diane,
widząc, że Sasha nie najlepiej znosi życie w wielkim mieście, zasugerowała jej
przeprowadzkę na prowincję.
- Cześć, Diane. Wszystko w porządku?
- Tak, świetnie. A u ciebie?
88
- Znakomicie. Powieść posuwa się naprzód. Tytułu jeszcze nie mam, ale
zwykle wymyślam go pod sam koniec.
- A postaci? Jesteś z nich zadowolona? W streszczeniu, które przysłałaś,
podobał mi się ich opis. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl