,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jakim cudem? - zdziwił się. - Mężczyzna, którego kochała, w ostatniej chwili odciągnął ją na bok - odparła, po czym nagle się zamyśliła. - Na tym polega pisanie romansów. Wymyśla się różne intrygi... Jego szare oczy przenikały ją na wylot, a słowa, które wypowiedziała, dzwięczały mu w głowie. Mężczyzna, którego kochała. Zastanawiał się, czy Sasha mogłaby go pokochać. Czy chciałby, żeby go pokochała. Nigdy dotąd nie był zakochany. Przy Sashy zapominał o sobie; pragnął ją chronić, opiekować się nią. Kiedy 84 słysząc głuchy rumor, odciągnął ją na bok, myślał wyłącznie o jej bezpieczeństwie. Czy to miłość? Czy rycerskość? - Doug? - szepnęła, nie mogąc wytrzymać napięcia. Jej cichy głos i wyraz przerażenia w oczach wyrwały go z transu. Rozejrzał się wokół. Przechodnie, którzy omijali rumowisko na chodniku, zerkali w górę. Zaciekawiony, również skierował tam wzrok. Dach był pusty, miejscami jaśniejszy, miejscami ciemniejszy. Ciemniejszy tam, gdzie latami spoczywały beczki. - Wynośmy się stąd - powiedział, czując ciarki na plecach. Zaciskając mocniej ramię, poprowadził Sashę w stronę parkingu. Szedł szybkim, energicznym krokiem. Z trudem dotrzymywała mu tempa. Ale nie prosiła, by zwolnił. Domyśliła się, że w ten sposób, wzmożonym wysiłkiem fizycznym, usiłuje rozładować stres. Odprężył się, gdy zaledwie kilka metrów dzieliło ich od samochodu, i w tym samym momencie przypomniał sobie, że przecież mieli wybrać się na kolację. - O kurcze! Zupełnie zapomniałem! Przecież byłaś głodna... - Nie szkodzi, już nie jestem... - zaczęła protestować, lecz Doug nie słuchał. - Może ty nie, ale ja tak - oznajmił, kierując się do niedużej restauracji naprzeciwko parkingu. - Na bohaterskie czyny człowiek zużywa mnóstwo energii - dodał ironicznym tonem. - Muszę być silny, żeby wybawiać cię z różnych opresji. Hm, to jest całkiem przyjemna myśl. - Mój rycerz w srebrnej zbroi? 85 - W srebrnej? - Otworzywszy drzwi lokalu, przepuścił ją przodem. - Raczej w lekko zardzewiałej. Ale wystarczy ją naoliwić. Chodz, tamten stolik na nas czeka... Zaprowadził Sashę do stolika w rogu. - Mają tu świetną zupę rybną - oznajmił, gdy usiadła. - I pyszne placuszki z cukinii. - Myślałam, że nie znasz wyspy! - zawołała ze śmiechem. - %7łe jesteś tu nowy. - Jestem, ale coś trzeba jeść, a skoro nie gotuję... Przyjrzała mu się uważnie. Skóra w odcieniu brązu, potargane przez wiatr włosy, rozpięta pod szyją koszula, spod której wystaje ciemne owłosienie... Co za facet! Uświadomiła sobie, że kiedy wczoraj prosił ją, aby została jego przewodnikiem, to wcale nie chodziło mu o żadne zwiedzanie. Po prostu pragnął jej towarzystwa. A ona-jego towarzystwa. Podczas kolacji jeszcze bardziej utwierdziła się w tym przekonaniu. Był naprawdę świetnym kompanem. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, głównie o Vineyard. Dopiero znacznie pózniej, kiedy odwiózł ją do domu i pocałowawszy w policzek obiecał, że zadzwoni, Sasha zdała sobie sprawę, iż więcej mówiła ona. Opowiadała o swojej przeszłości, a także o codziennym życiu na wyspie. On zaś słuchał, zadawał pytania, niekiedy coś wtrącał, lecz niewiele mówił na swój temat. Co prawda, o nic go nie pytała. Była tak pochłonięta odpowiadaniem na pytania, że jakoś nie zwróciła na to uwagi. 86 Wieczorem siedziała w łóżku, wsparta o poduszki, z czerwonym długopisem w ręku i wydrukiem ostatnich stron na kolanach, kiedy nagle pomyślała, jak mało w. sumie wie o Dougu. Ale może tak jest lepiej? Może nie powinna się za bardzo angażować? Spędzili dziś sympatyczne popołudnie. Z początku czuła się lekko speszona, zwłaszcza po tym, co się wczoraj wydarzyło, ale pózniej napięcie ją opuściło. Była spokojna, rozluzniona, może dlatego, że Doug ani razu nie poruszył sprawy incydentu na kanapie. Postanowiła, że ona też nie będzie do niego wracać. Ani czynić sobie jakichkolwiek wyrzutów. Chociaż dziś do niczego między nią a Dougiem nie doszło, oboje czuli do siebie silny pociąg. Podobało się jej, kiedy ją obejmował, kiedy niechcący ocierał udem o jej biodro. Podobało jej się, jak unosi brwi, jak w uśmiechu układa wargi. Podobały jej się jego ręce, śniade, spalone słońcem, o długich palcach, porośnięte z wierzchu jasnymi włoskami. Na myśl o tym, co te palce wczoraj wyprawiały, zaczerwieniła się. Ale już się nie wstydziła. Po raz pierwszy w życiu, dzięki Dougowi, miała świadomość tego, że jest kobietą. A on jest mężczyzną i będzie chciał pójść z nią do łóżka. Zresztą powiedział to wprost, kiedy wczoraj po własnym orgazmie zaproponowała, że teraz może się nim zająć. Powiedział, że będą się kochać, kiedy poczują dziką żądzę. Jeszcze tydzień temu nie uwierzyłaby, że taki dzień kiedykolwiek nadejdzie. Nigdy dotąd nie pożądała tak żadnego mężczyzny, a po krótkiej znajomości z Dougiem nie potrafiła przestać o nim myśleć. Serce biło jej coraz szybciej. Czy to o czymś świadczy? 87 Podniosła ołówek i kartkę. O ileż prostsze jest pisanie romansów niż ich przeżywanie! Bez względu na to, co się dzieje, jak silne bohaterami targają uczucia, ona, autorka, zawsze ma nad wszystkim kontrolę. Jeżeli bohater robi coś, co jej nie odpowiada, wówczas ona sięga po czerwony długopis i wykreśla akapit. Tak samo postępuje, kiedy bohaterka popełnia błąd i nagle znajduje się w sytuacji bez wyjścia. Poza tym książkowe romanse, nawet te najburzliwsze, zawsze się dobrze kończą. Romanse prawdziwe nie mają takiej gwarancji. Tak, pisanie jest prostszym i o wiele bezpieczniejszym zajęciem, lecz daje znacznie mniejszą satysfakcję niż ta, którą czuła wczoraj w ramionach Douga. Nie odezwał się w poniedziałek. Sasha, zajęta pracą, stwierdziła, że przecież nic takiego się nie stało. Ale gdy telefon zadzwonił we wtorek rano, podskoczyła uradowana. Odczekała pierwszy dzwonek, odczekała drugi, wreszcie sięgnęła po słuchawkę. - Halo? - powiedziała, siląc się na spokój. - Sasha? Mówi Diane. Z jednej strony poczuła zawód, że to nie Doug, z drugiej ucieszyła się, słysząc głos agentki. W ciągu trzech lat, jakie spędziła w Nowym Jorku, Diane DeScenza stała się jej bliska jak rodzona siostra. To właśnie Diane, widząc, że Sasha nie najlepiej znosi życie w wielkim mieście, zasugerowała jej przeprowadzkę na prowincję. - Cześć, Diane. Wszystko w porządku? - Tak, świetnie. A u ciebie? 88 - Znakomicie. Powieść posuwa się naprzód. Tytułu jeszcze nie mam, ale zwykle wymyślam go pod sam koniec. - A postaci? Jesteś z nich zadowolona? W streszczeniu, które przysłałaś, podobał mi się ich opis. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|