,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miętam, co powinnam kupić - dodała, biorąc pierwszy kęs. Alan dość długo siłował się z plastikową butelką, próbując wycisnąć z niej ostatnią kropelkę syropu. - Za to masz co najmniej sześć różnych puszek jedzenia dla kotów - zauważył kwaśno. - Mojżesz się złości, jeśli ciągle daję mu to samo. Nie lubi montonii. Ostrożnie odgryzł kawałeczek tosta i z przyjemnością stwierdził, że smakuje dużo lepiej, niż się spodziewał. - Wiesz, zupełnie nie rozumiem, jak osoba z tak silnym charakterem jak ty może pozwalać się wodzić za nos jakiemuś kapryśnemu kocurowi - powiedział. - Cóż, wszyscy mamy swoje słabości - odparła niewyraznie, bo właśnie włożyła sobie do ust spory kawałek chleba. - Poza tym, Mojżesz doskonale sprawdza się jako współłokator. Nie podsłuchuje moich rozmów telefonicznych i nie pożycza ubrań bez pytania. - I to są według ciebie najważniejsze warunki zgodnego współistnienia? - Może nie najważniejsze, ale na pewno mieszczą się w pierwszej dziesiątce. WSZYSTKO JEST MO%7łLIWE 151 Pokiwał głową ze zrozumieniem, podziwiając w duchu tempo, w jakim uporała się ze swoim tostem. - A gdybym tak obiecał - zaczął ostrożnie - że nigdy nie zrobię żadnej z tych rzeczy, które są na twojej liście, wyszłabyś za mnie? Znieruchomiała. Po raz pierwszy, odkąd się spotkali, wi dział ją kompletnie zbitą z tropu. Wolno odstawiła kubek, który trzymała w dłoni i utkwiła w nim pełne napięcia spojrzenie. Wpatrywała się w parującą kawę, usiłując zapanować nad para liżującym strachem. - Shelby? Szybko potrząsnęła głową. Wstała i nie mogąc opanować drżenia rąk, zaczęła zbierać naczynia, które potem bez słowa zaniosła do zlewu. Milczała uparcie w obawie, że jeśli tylko otworzy usta, natychmiast przyjmie jego propozycję. Dlaczego zupełnie nie przygotowała się na taką sytuację? Powinna była wiedzieć, że dla niego miłość oznacza małżeń stwo i dzieci. Sama również tego pragnęła, tyle że Alan był senatorem i nie zamierzał rezygnować ze swojej funkcji. Ona natomiast zbyt dobrze wiedziała, co to oznacza. Oddychała z trudem, ciężko opierając się o zlew. Szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w zalaną deszczem szybę. Kiedy poczuła na ramionach dłonie Alana, z całych sił zacis nęła powieki. - Shelby - wymówił jej imię bardzo łagodnie, ale mogłaby przysiąc, że w uścisku palców na swoich ramionach wyczuła pulsujące fale zniecierpliwienia i żalu. - Kocham cię. Nigdy dotąd nie spotkałem kobiety, z którą chciałbym spędzić życie. Ty jesteś pierwsza. Potrzebuję takich poranków. Chcę zawsze budzić się obok ciebie. - Ja też. Obrócił ją twarzą do siebie. W jego ciemnych oczach do- 152 NORA ROBERTS strzegła powagę i skupienie, które tak bardzo zaintrygowały ją pierwszego wieczora. Przez chwilę przyglądał się jej ba dawczo, a potem jeszcze raz poprosił: - Wyjdz za mnie. - Mówisz tak, jakby to było dziecinnie proste... - Nieprawda! - zaprzeczył z mocą. - To nie jest proste. Jest konieczne, nawet niezbędna, ale na pewno nie proste. - Nie pytaj mnie teraz. - Otoczyła go ramionami i ukryła głowę na jego piersi. - Proszę. Jesteśmy razem, kocham cię. Niech to nam na razie wystarczy. Powinien był nalegać, bo instynkt podpowiadał mu, żeby gdy by wymusił na niej odpowiedz, usłyszałby to, co chciał usłyszeć. Lecz z drugiej strony... Wahała się, bliska płaczu. W jej spło szonych oczach wyczytał błaganie o litość. Nie chciała teraz po dejmować decyzji, a on nie potrafił do niczego jej zmuszać. - Jutro będę cię pragnął tak samo mocno jak dziś - po wiedział, pieszczotliwie mierzwiąc jej włosy. - Podobnie za rok i za dziesięć lat. Mogę ci obiecać, że dam ci trochę czasu, nim zapytam o to ponownie. Ale nie mogę zaręczyć, że za czekam, aż ty będziesz gotowa mi odpowiedzieć. - Nie musisz niczego obiecywać. - Przechyliła głowę i ob jęła dłońmi jego twarz. - Na razie cieszmy się tym, co mamy. Nie musimy myśleć o tym, co będzie jutro, skoro dziś jest nam tak cudownie. Pytania odłóżmy na potem - wyszeptała żarliwie. Kiedy go pocałowała, ogarnęło ją obezwładniające uczucie miłości do tego mężczyzny, miłości tak absolutnej, że aż zadrżała z przerażenia. - Wracajmy do łóżka. Kochaj się ze inną. Kiedy to robisz, nie liczy się nic ani nikt poza nami. Wyczuł jej desperację i choć nie do końca pojmował przy czynę, nie próbował o nic pytać. Bez jednego słowa wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. WSZYSTKO JEST MO%7łLIWE 153 - Jeszcze mogę się wymówić - powiedział, zatrzymując samochód przed swoim domem, - Wyślę kartkę z przeprosi nami, i po sprawie. - Alan, ja naprawdę chętnie tam pójdę. - Shelby pochyliła się w jego stronę i szybko pocałowała go w policzek, po czym zgrabnie wysiadła na chodnik. - Poza tym takie taneczne wie czorki bywają zabawne, nawet wtedy, gdy są pretekstem do spełniania funkcji politycznych. Alan stanął obok niej i zanim zaprowadził ją do środka, wyłudził jeszcze jeden czuły pocałunek. - Wiem, że poszłabyś wszędzie, gdzie dają dobrze zjeść. - Nie ukrywam, że to dla mnie silna motywacja - przy znała, po czym wzięła go pod rękę i razem ruszyli w stronę domu. - Poza tym, nie mogłam nie skorzystać z okazji obej rzenia twojego mieszkania. Ty się będziesz przebierał, a ja so bie wszystko dokładnie obejrzę. - Obawiam się, że uznasz mój dom za zbyt konserwatywny. - Skoro ty taki nie jesteś... - Roześmiała się prowokująco i lekko ugryzła go w ucho. - Wydaje mi się - stwierdził, otwierając drzwi - że gdy byśmy zostali w domu, spędzilibyśmy o wiele ciekawszy wieczór. - Hmm... Może dam się przekonać? - Byli już w środku, kiedy odwróciła się i objęła go za szyję. - Jeśli mnie ładnie poprosisz... Nim miał szansę to zrobić, usłyszał za plecami dyskretne pokasływanie. McGee stał obok wejścia do salonu, a jego dłu ga, koścista twarz nie wyrażała żadnych emocji. A jednak mi mo dzielącej ich odległości prawie dwóch metrów, Alan wyraznie wyczuł jego dezaprobatę i z trudem powstrzymał zniecierpliwione westchnienie. McGee potrafił zachowywać się niczym sługa doskonały, 154 NORA ROBERTS a jednocześnie wysyłać sygnały, jakich nie powstydziłby się najbardziej surowy krewny. Mniej więcej od dnia, kiedy Alan skończył szesnaście lat, musiał wiecznie zmagać się z pełnymi nagany spojrzeniami kamerdynera, którymi ten go obrzucał, ilekroć zdarzyło się, że wrócił do domu nieco pózniej. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|