,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kocha dotyk ciepłych chrap szukających w dłoniach kostek cukru. Lubi ciepły zapach stajni. Zcieżka rozwidla się. Dobrze wydeptany trakt biegnie w lewo, tędy chodzą zazwyczaj ludzie wyprowadzający pieski na spacer. Ledwo widoczna odnoga wiedzie w prawo. Do jej królestwa. Nikt tu nie chodzi. Z trzech stron rowy melioracyjne i bagienka, z czwartej wysoki, betono- wy mur. Za nim coś podpisanego na planie miasta jako Telefonika . Drzewa wysiały się chyba same, od strony łąki jej obozowisko będzie zupełnie niewidoczne& Spanie pod namiotem jest fajne, ale idzie jesień& Solidniejsze schronienie jest niezbędne. Dwadzieścia belek, ręczna wiertarka. Aączy drewno, tworząc szkielet dwuspadowego dachu. Chatka nie będzie duża, dwa na cztery metry. Ale po co jej większa? Dziesięć paczek desek podłogowych. Uczciwa sosna, tylko że kiepskiego gatunku. Nie były przesadnie drogie. Na ziemię styropian, żeby nie ciągnęło od gruntu. Na to oczywiście podło- ga z desek. Trzeba dbać o estetykę miejsca, w którym się mieszka. Reszta po nawierceniu zosta- je przybita do dachu. Na to dziesięć centymetrów styropianu i trzy warstwy folii budowlanej. Solidnym majchrem wycina płaty darni. Pokrywa nimi dach. Z odległości kilkunastu metrów 110 jej domek będzie niewidoczny. Deski tworzą też ścianę frontową. Kupiła nawet drzwiczki. Pianką montażową uszczelnia wszystkie szpary, żeby nie wiało. Sześć godzin ciężkiej pracy i ma dach nad głową& Nie rozumie bezdomnych koczujących na dworcach. Przecież przyjemniej chyba na własnym? Materac z pianki, na to gruby koc oraz śpiwór. I można mieszkać. Na dniach dokupi jeszcze piecyk typu koza& W miejscu, gdzie rów wije się, koło zagajnika, rosną wysokie trzciny. Przy samym brzegu jest jednak niewielkie oczko wodne. Monika buduje sobie mały, drewniany pomost. Cyceron napisał kiedyś, że czystość jest oznaką intelektu. Warto czasem studiować klasyków. Budowa trwała strasznie długo, lekcje na jutro musi odrabiać przy blasku świec. Usiłuje sobie przypo- mnieć ceny sprzed tysiąca lat. Co było droższe: oliwa do lamp czy świece z wosku? Zazwyczaj używała kaganka& Tak wiele szczegółów zatarło się jej w pamięci& Uruchamia laptopa. Palce bolą trochę po całym dniu używania młotka i piły, ale trzeba popracować. Zleceń ma tyle, że musi odsyłać klientów& * * * Pomysł z piwem jest interesujący, pomysł z miniaturowymi kamerkami jeszcze lepszy. Jed- nak Katarzynie i to nie wystarcza. W CBZ przywykła do tego, że śledztwa i poszukiwania prowadzi się wielotorowo. Kuzynka śpi jak zabita, a ona siedzi przy komputerze. Alchemik, jeśli instaluje się na dłuższy pobyt, pewnie będzie się starał zdobyć polskie obywatelstwo, ewen- tualnie zrobił to jakiś czas temu. Z pewnością unika opłacania składki na ZUS. Przy ostatnim spisie powszechnym okazało się, że liczba Polaków w wieku produkcyjnym, nie figurujących w wykazach Zakładu, wynosi ponad półtora miliona. To zrozumiałe. Ludzie nie lubią być rabo- wani& Alchemik pewnie też nie. A zatem trzeba porównać bazę danych ZUS z bazą danych nume- rów PESEL. Wyselekcjonować grupę ludzi w wieku 35-50 lat, mężczyzn. Z Urzędu Imigracyj- nego pobrać informacje o naturalizacji lub nadaniu polskiego obywatelstwa w ciągu ostatniego roku. Z tej liczby odsiać tych, którzy posiadają konta w polskich bankach. Alchemik zapewne, tak jak ona i Stasia, trzyma pieniądze z dala od lepkich palców miejscowych władz& A może jeszcze prościej? Może wystarczy wyszukać informację o przelaniu na zagraniczne konto sumy około trzydziestu tysięcy złotych? Sprzedał sztabę swojego złota. Przecież nie bę- dzie chował pieniędzy w pudełku pod łóżkiem. Choć z drugiej strony i tego nie można wyklu- czyć. Niestety jej pomysł na kilka wad. Po pierwsze, nie da się stwierdzić, czy Sędziwój nie prze- bywa w Polsce korzystając z zagranicznego paszportu. Po drugie, nie jest wykluczone, że po- szukał sobie jakiegoś zatrudnienia i jednak figuruje w rejestrach ZUS. Może używać fałszywe- go numeru ewidencyjnego& Każdy fachowiec od legalizacji obcych agentów podpowie tu ze czterdzieści innych sztuczek. Trzeba zatem znalezć klucz i zidentyfikować alchemika jeszcze inaczej. 111 Druga w nocy. Jeśli chce jutro w pracy być przytomna, musi iść spać. * * * Piątkowy poranek jest paskudny, deszczowy. Katarzyna idzie obok kuzynki. Omijają co więk- sze kałuże. Zazwyczaj przy lokalizowaniu podejrzanego identyfikujemy grupę jego przyjaciół albo krewnych zauważa była agentka. Przyjaciele? Niewielu ich było. Sędziwój był typem raczej samotniczym. Zresztą jego znajomi dawno rozsypali się w proch& Minęły prawie cztery stulecia& Załóżmy, że pojawił się w Krakowie. Jak sądzisz, co by zrobił? Nie wiem. Gdy go poznałam, zajmował się alchemią. Całe dnie pracował w laboratorium. Wreszcie wyprodukował kamień filozoficzny, zwołał wszystkich domowników, każdemu roz- dał po garści proszku zawiniętego w papierek, zażyliśmy pierwszą dawkę& Rozstaliśmy się. Każde poszło w inną stronę. Może znowu zajmie się alchemią. Niewykluczone. Zapolujemy na niego przed sklepem chemicznym? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|