, Heinlein Robert A Kot ktory przenika przez sciany (pdf) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie było nic złego w tym, że podejmowała decyzje za nas oboje, i nie wnosiłem
protestów, nawet gdy robiła to bez konsultacji ze mną. Nie powinna jednak zachę-
cać tego pasożyta do sprzeciwiania się mojej woli. No, czy powinna? Dlaczego
zmuszała mnie do znoszenia tego? Mężczyzna nie może żyć w ten sposób.
178
Ale ja nie mogę żyć bez niej!
Nieprawda, nieprawda! Aż do tego tygodnia  niewiele ponad trzy dni temu
 żyłeś bez niej. . . i możesz się obejść bez niej teraz.
Mogę się też obejść bez jednej nogi, nie odpowiada mi jednak jej brak i nigdy
się do tego nie przyzwyczaję. Jasne, że możesz żyć bez Gwen, nie umrzesz bez
niej, ale przyznaj to sam, głupku: w ciągu ostatnich trzydziestu lat byłeś szczę-
śliwy tylko przez ten krótki moment  godziny, które upłynęły od chwili, gdy
Gwen wprowadziła się i wyszła za ciebie. Godziny pełne niebezpieczeństw, rażą-
cej niesprawiedliwości, walki i trudu, lecz wszystko to nie miało najmniejszego
znaczenia. Byłeś po dziurki w nosie naładowany szczęściem tylko z tego powodu,
że miałeś ją u swego boku.
A teraz kazałeś jej odejść.
Załóż swój kostium durnia. Przymocuj go za pomocą nitów. Już nigdy nie
będziesz musiał go zdejmować.
Ale ja miałem rację!
No i co? Co ma  racja wspólnego z utrzymaniem małżeństwa?
Musiałem zasnąć (byłem śmiertelnie zmęczony), ponieważ pamiętam rzeczy,
które się nie wydarzyły, koszmary  na przykład, że Gwen została zgwałcona
i zamordowana w Bottom Alley. Jednakże gwałt jest czymś równie rzadkim w Lu-
na City jak częstym w San Francisco. Minęło już ponad osiemdziesiąt lat od ostat-
niego przypadku i  ziemniak , który go popełnił, nie pożył nawet tak długo, by
zdążono go wyeliminować. Mężczyzni, którzy zareagowali na krzyki gwałconej
kobiety, rozerwali go na strzępy.
Potem okazało się, że krzyczała dlatego, że jej nie zapłacił. Nie miało to jed-
nak znaczenia. Dla Lunaka dziwka jest osobą równie nietykalną jak Najświętsza
Panienka. Jestem Lunakiem jedynie przez adopcję, lecz zgadzam się z tym z ca-
łego serca. Jedyną i odpowiednią karą za gwałt jest śmierć  na miejscu i bez
prawa apelacji.
Na starej glebie używano niegdyś usprawiedliwień prawnych zwanych  ogra-
niczona poczytalność lub  niewinny z powodu choroby umysłowej . Te koncep-
cje przyprawiłyby Lunaka o zdumienie. W Luna City mężczyzna z pewnością
musiałby mieć ograniczoną poczytalność, żeby choć pomyśleć o gwałcie, zaś do-
puszczenie się tego czynu byłoby najmocniejszym dowodem choroby umysłowej,
lecz wśród Lunaków takie zaburzenia umysłowe nie przysporzyłyby gwałcicielo-
wi ani trochę sympatii. Lunacy nie dokonują psychoanalizy gwałciciela. Zabijają
go. Zaraz. Szybko. Brutalnie.
San Francisco powinno się od nich uczyć. Podobnie jak każde miasto, w któ-
rym kobieta nie może bezpiecznie wychodzić sama. W Lunie nasze panie nigdy
nie obawiają się mężczyzn, bez względu na to, czy są to członkowie rodziny, przy-
179
jaciele czy obcy. W Lunie mężczyzni nie robią kobietom krzywdy  albo giną!
Obudziłem się, łkając z nieutulonego żalu. Gwen nie żyła. Została zgwałcona
i zamordowana i była to moja wina!
Nawet gdy przebudziłem się już na tyle, by wrócić do rzeczywistości, nie prze-
stawałem zawodzić  wiedziałem, że był to tylko sen, paskudny koszmar, ale
moje poczucie winy nie zmniejszyło się. Doprawdy nie zdołałem zapewnić opieki
swej ukochanej. Kazałem jej odejść.  Ruszaj naprzód i nie oglądaj się za siebie .
O szaleństwo niezgłębione!
Co mogę w tej sprawie zrobić?
Odnalezć ją! Może mi wybaczy. Kobiety najwyrazniej posiadają niemal nie-
ograniczoną zdolność wybaczania. (Ponieważ na ogół to mężczyznie trzeba wy-
baczać, z pewnością jest to cecha sprzyjająca przetrwaniu gatunku).
Najpierw jednak muszę ją znalezć.
Poczułem przemożną potrzebę, by wyjść z hotelu i rozpocząć poszukiwania
 wskoczyć na konia i pogalopować we wszystkich kierunkach. To jednak jest
klasyczny, podawany w podręcznikach matematyki przykład na to, jak nie znalezć
kogoś, kto zaginął. Nie miałem pojęcia, gdzie szukać Gwen, było jednak możliwe,
że spróbuje mnie ona znalezć w  Rafflesie  jeśli się rozmyśli. Gdyby tak się
stało, muszę być na miejscu, a nie wałęsać się gdzieś, szukając jej na oślep.
Mogę jednak zwiększyć swe szansę. Zadzwonić do  Daily Lunatic i dać
ogłoszenie  różne rodzaje. Ogłoszenie drobne, w ramkach i  co najlepsze!
 tekst, który pojawi się na wszystkich terminalach wraz z cogodzinnym biule-
tynem informacyjnym  Lunatica .
A jeśli to nie poskutkuje, to co wtedy?
Och, zamknij się i pisz to ogłoszenie!
Gwen, zadzwoń do mnie do  Rafflesa . Richard.
Gwen, proszę cię, zadzwoń do mnie. Jestem w  Rafflesie Kocham cię. Ri-
chard.
Najdroższa Gwen. Ze względu na to, co było pomiędzy na proszę cię, zadzwoń
do mnie. Jestem w  Rafflesie . Zawsze będę cię kochać. Richard.
Gwen. Nie miałem racji. Daj mi jeszcze jedną szansę. Jestem w  Rafflesie .
Z wyrazami miłości, Richard.
Po długich, nerwowych rozważaniach doszedłem wreszcie do wniosku, że
drugi tekst jest najlepszy. Zmieniłem zdanie. Czwarty wydawał się bardziej atrak-
cyjny. Zmieniłem je ponownie. Prostota drugiego była czymś lepszym. Albo na-
wet pierwszego. Och, diabła, głupku, daj po prostu ogłoszenie! Poproś ją, żeby
zadzwoniła. Jeśli w ogóle masz jakąś szansę na odzyskanie jej, z pewnością nie
180
będzie wybrzydzać na dobór słów.
Czy mam je zamówić z recepcji? Nie, zostaw tu wiadomość mówiącą Gwen,
dokąd idziesz, a także kiedy wrócisz i  proszę cię, zaczekaj , a potem pognaj do
redakcji i pchnij natychmiast na terminal i do następnego wydania. Potem pocwa-
łuj z powrotem.
Założyłem więc sztuczną nogę, napisałem notatkę, by zostawić ją w recep-
cji, złapałem za laskę  i w tej właśnie chwili przytrafiła mi się synchronizacja
z dokładnością do ułamka sekundy, którą obserwowałem w swym życiu aż za czę-
sto. To właśnie, bardziej niż cokolwiek innego, skłania mnie do poglądu, że tym
szalonym światem nie rządzi chaos, lecz został on w jakiś sposób zaplanowany. . .
Pukanie do drzwi. . .
Popędziłem, by je otworzyć. To była ona! Glory alleluja! Wspaniałe oczy
i twarz o uroczystym wyrazie. Niosła mały klon w doniczce, jak gdyby był to
dar miłości. Być może tak było.
 Richard, czy pozwolisz mi wrócić? Proszę.
Wszystko wydarzyło się równocześnie. Wziąłem drzewko i postawiłem je na
podłodze, podniosłem ją, zamknąłem drzwi i posadziłem ją na tapczanie tuż obok
mnie, po czym zaczęliśmy razem łkać i wylewać łzy oraz mówić jedno przez
drugie.
Po chwili zwolniliśmy i przymknąłem się na tyle, że mogłem usłyszeć, co
mówi.
 Przepraszam cię, Richard, nie miałam racji, powinnam była cię poprzeć,
ale czułam się urażona i zła i było we mnie za dużo cholernej dumy, żeby zawró- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl