,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pytająco - gdzie jest Van? To leży w jego gestii. Mamy zamiar zrobić interes na tych egzemplarzach, które chłopcy zamrozili. Ubiega się o nie Terra Labo. Powiedziałem, że pogadam o tym z Yanem, on może na tym niezle zarobić. Gdzie jest? - Poszedł gdzieś w sprawie naszego kontraktu - odparł Jellico. - Co nowego w naszej sprawie? - Muszę skreślić was z listy statków plag . Stanowimy też dużą rewelację. Tam, na zewnątrz, krąży chyba ze dwudziestu video operatorów próbujących się tu dostać, by przeprowadzić wywiady na gorąco. Wygląda na to, że chłopcy - tu wskazał palcem na asystentów - trochę namieszali. Wewnątrzsłoneczna inwazja nie byłaby większą rewelacją. Ludzie są zaniepokojeni. Byłem już dwukrotnie na video, chcą też dobrać się do Hovana. Medyk z Pogranicza przytaknął mu. - Chcą, żebym występował w trzytygodniowym cyklu - zachichotał. - Zaprosili mnie też do wystąpienia w Bohaterach Gwiezdnych Szlaków i dwu ąuizach. Co do ciebie, młody przestępco - zwrócił się do Dana - to będziesz miał do czynienia z co najmniej trzema sieciami. Zdaje się, że dobrze prezentujesz się na ekranie. - Tę ostatnią uwagę dodał tak, jakby to było jakieś oskarżenie, także Dan poczuł się zawstydzony. - Twój szalony numer zrobił swoje. A jeśli chodzi o pana, kapitanie, to trzech ludzi chce kupić pańskiego Hoobata. Pragną chyba pokazać, jak on załatwia te robale. Proszę więc być przygotowanym. Dan wzdrygnął się, gdy pomyślał o sobie obok Queexa w głównych wiadomościach. Jedyne, o czym marzył, to wydostać się z Ziemi i udać na jakiś miły, nieskomplikowany świat, gdzie problemy rozwiązuje się za pomocą usypiaczy oraz blastera i gdzie nie są znane ekrany video. Dowiedziawszy się, co ich czeka na zewnątrz, członkowie załogi Królowej zaczęli być wdzięczni za uwięzienie w sekcji kwarantanny. Czas jednak mijał, a Szef Aadowni nie wracał. Wzmagało to ich niepokój. Teraz byli już co prawda nieomal pewni, że kara wymierzona przez Patrol lub Terrapolicję nie będzie zbyt drastyczna. Zerwany kontrakt był jednak czymś zupełnie innym, tak poważna sprawa mogła unieruchomić ich dużo skuteczniej niż jakiekolwiek prawne rozporządzenie. Jellico zaczął krążyć po pokoju, Tang i Wilcox grali w przestrzenne cztero wymiar o we szachy, lecz popełniali niezliczone błędy, Stotz zaś gapił się melancholijnie w ścianę, zbyt zaabsorbowany swymi ponurymi myślami, by wydostać się z mesy. Czas przestał już mieć dla nich tak wielkie znaczenie, wyjąwszy może fakt, że przypominał im o pewnej już teraz porażce w przedsięwzięciu na Sargolu. Minął drugi dzień ich uwięzienia, gdy zjawił się wreszcie Van Ryck. Szef Aadowni wyglądał na zmęczonego, lecz nie wykazywał zaniepokojenia. Wręcz przeciwnie, wchodząc nucił coś, co według niego było popularną melodią. Jellico nie zadawał pytań. Patrzył jedynie na swego zaufanego oficera z figlarnie wzniesionymi brwiami. Reszta otoczyła Vana, po którym widać było, że jest zadowolony z siebie. To mogło znaczyć tylko, iż w jakiś cudowny sposób udało mu się sprowadzić ich do równego lądowania , iż wybronił Królową od kłopotów i doprowadził do sytuacji, którą można było opanować. Zatrzymał się na progu i spojrzał na Dana, Alego i Ripa z udawaną surowością. - Niedobrzy chłopcy - powiedział, potrząsając głową i przeciągając przymiotnik. - Zostaliście zdegradowani, każdy o dziesięć pozycji na liście. Dan szybko przeliczył, że znaczyło to powrót na najniższy szczebel. A może i niżej, choć nie wyobrażał sobie, jak można spaść poniżej rangi otrzymanej w chwili przydziału. Mimo to wiadomość ta raczej poprawiła mu humor, niż go zmartwiła. W porównaniu ze skazaniem na paskudne księżycowe kopalnie taka degradacja była niczym. Poza tym wiedział, że najgorsze wiadomości Van Ryck podaje na samym początku. - Tracicie honoraria za tę podróż - ciągnął Szef Aadowni. Tutaj wtrącił Jellico: - Grzywna pokładowa? Gdy Van Ryck skinął głową, Jellico dodał: - Statek to pokrywa. - I ja im to powiedziałem - przerwał oficer. -Królowa otrzymała zakaz lądowania na Ziemi przez dziesięć lat słonecznych. I to było do przyjęcia. Inni Wolni Pośrednicy wracali do swych rodzinnych portów raz na jakieś ćwierć wieku. Wszyscy odetchnęli z ulgą - było to i tak dużo mniej, niż się spodziewali. - %7ładnych wycieczek na Ziemię. W porządku, nie wylądują na Ziemi. Po ostatnich doświadczeniach nie zapalali do Terraport miłością, która kazałaby im zostać tam dłużej, niż jest to konieczne. - Tracimy też kontrakt na Sargolu& To ich zabolało. Chociaż w zasadzie pogodzili się z taką ewentualnością w chwili, gdy zdali sobie sprawę, że nie mogą wrócić na wonną planetę. - Na rzecz Inter Solaru? - Wilcox zadał to ważne pytanie. Na twarzy Van Rycka pojawił się szeroki uśmiech, jakby strata, którą właśnie ogłosił, miała przynieść im jakąś korzyść. - Nie, na rzecz Konsorcjum! - Konsorcjum? - Powtórzył kapitan, a reszta mu zawtórowała. Odtąd to główny wróg Inter Solaru& ? - Zawarliśmy z Konsorcjum umowę - poinformował ich Van Ryck. - Nie chciałem, by Inter Solar wzbogacili się na naszej stracie. Poszedłem więc do Vickersa z Konsorcjum i powiedziałem, w czym rzecz. Wie, że my byliśmy na Sargolu mocno zaangażowani, a Eysie nie. Poza tym tylko czekał, by móc przyłożyć im do tyłka blaster. Lekki krążownik wystartuje jutro z ładunkiem do Kapłanów Burzy - będzie na czas. Tak, lekki krążownik, jeden z najszybszych statków będących w posiadaniu dużych Kompanii, mógł dolecieć na Sargol nawet z lekkim wyprzedzeniem terminu. Stotz pokiwał z uznaniem głową, słysząc o takim rozwiązaniu. - Lecę z nim! - To poderwało wszystkich. Van Ryck miał opuścić Królową. To tak, jakby kapitan Jellico ogłosił nagle, że odchodzi na emeryturę i ma zamiar uprawiać wodorosty. - Tylko na tę jedną podróż - zapewnił ich spiesznie. - Pomogę im wskoczyć na wspólny wektor z Kapłanami Burzy i dokonam przekazania sprawy tak, by ostatecznie odsunąć Eysie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|