,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobą każdej chwili. Prawdę mówiąc, pod koniec zaczynałem się już poważnie nu- dzić. Rhiannon potrząsnęła głową z niedowierzaniem. - Ale ona tak ciepło się o tobie wypowiadała... - Tak? No cóż, ogólnie rzecz biorąc, bawiliśmy się niezle. Tyle że ona bawiła się jeszcze z kimś innym. Najwyrazniej Leanne była w stanie samą siebie przekonać, że to Christos jest ojcem, podobnie jak Rhiannon niemalże wmówiła sobie, że Lukas może ją poko- chać. - Przykro mi, że przynoszę złe wieści - powiedział bez cienia żalu w głosie. - I co się teraz stanie? Szybki rozwód czy Lukas zostanie przy tobie z czystej przy- zwoitości? Zanim zdążyła sformułować odpowiedz, on zdążył już wyjść bez słowa. Spojrzała na Annabel. Lukas zaakceptował ją tylko przez wzgląd na pokre- wieństwo - wątpiła, czy dziecko będzie teraz ciągle cokolwiek dla niego znaczyć. Poza tym zniknął jedyny powód, dla którego wzięli ślub. A może była jakaś szansa na to, że poczucie obowiązku nie było jedynym powodem, dla którego się z nią ożenił... Gdy samochód Lukasa pojawił się przed willą, zapadał już zmierzch. Rhiannon chwilę pózniej usłyszała w holu jego kroki. - Rhiannon?... - zawołał. - Co tu się dzieje? - spytał, wchodząc do salonu, S R gdzie zgromadzone były jej rzeczy gotowe do wyjazdu. - Widziałeś się z Christosem?... - Tak. - W takim razie już wiesz... - Jeśli mówisz o Annabel... - Sam powiedziałeś, że wygląda jak jedna z Petrakidesów... - powiedziała z wyrzutem. - Chyba sam bardzo chciałem w to wierzyć... Ale dlaczego...? - Wskazał na jej walizki. - Skoro Annabel nie jest z tobą spokrewniona, to przestajesz być za nią odpo- wiedzialny. Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu. - Jestem. Tak jak i za ciebie. - Mylisz się - powiedziała stanowczo. - Nigdy nie miałam zamiaru stać się dla ciebie kolejnym obowiązkiem. Mam własne życie i nie odpowiadasz za nie. - Jesteś moją żoną. - Możemy się rozwieść. Albo anulować małżeństwo. - Nie. - Nie? Dlaczego to ty masz o tym decydować? - spytała rozdrażniona. - Nie będzie żadnego rozwodu. - W takim razie odejdę. - Nie możesz... - potrząsnął wolno głową. - Chcesz się przekonać? - powiedziała z zaciętym wyrazem twarzy. - Nie wolno ci odejść. - Lukas, nie masz nade mną żadnej władzy. I zostałabym tu tylko w przypad- ku, gdybyś mnie kochał. Rozszerzył oczy w niedowierzaniu. - To o to znowu chodzi? Ile razy mam ci powtarzać... S R - Nie musisz niczego powtarzać. Ale ważne kwestie uległy zmianie i to jest teraz mój wybór. Nie możemy już wykorzystywać Annabel jako powodu, dla któ- rego jesteśmy ze sobą. Jego oczy błyskały wściekłością. - Nie rozwiedziesz się ze mną, Rhiannon. - Dlaczego nie? - Bo złożyliśmy przysięgę i trzeba to uszanować. Mam już dość tej rozmo- wy... - Próbował ruszyć do drzwi, ale ona złapała go za ramię. - Czego ty ode mnie chcesz? - spytał, tracąc powoli kontrolę nad swoją zimną, pozbawioną emocji ma- ską. - Twojej miłości. Kocham cię, Lukas. Patrzyli na siebie w ciszy. - Nie zostanę w małżeństwie pozbawionym miłości. - Trzeba było o tym wcześniej pomyśleć - rzucił. - A teraz muszę iść spać. Obrócił się i poszedł na górę. Rhiannon podążyła za nim, zdając sobie sprawę, że nie najlepiej to rozegrała. Gdy weszła do sypialni, on zdejmował krawat. - Idziesz do łóżka? - spytał kpiąco. - Tylko tam mnie potrzebujesz, co? - Są jeszcze inne miejsca. - Dobrze zatem - powiedziała i zaczęła się ostentacyjnie rozbierać, mając za- miar zawstydzić ich oboje. - Czy tego właśnie chcesz? - spytała, kładąc się naga na łóżku. - Mojego ciała? Bierz je w takim razie. I może w końcu zorientujesz się, ja- kie to wszystko puste... - Było nam dobrze razem - powiedział, przesuwając dłonią po jej udzie. - I nawet teraz mógłbym sprawić, że zaczęłabyś mnie pożądać. - Pewnie byś mógł - przyznała. Zabrał dłoń i odwrócił wzrok. S R - Dlaczego ci to nie wystarcza... - Bo chcę, żebyś mnie kochał. - Usiadła na łóżku. - I myślę, że tak jest, tylko udajesz... Kocham cię, Lukas. Potrząsnął głową. - Nie... - A ty kochasz mnie - dodała. - Nie - powtórzył po dłuższej ciszy. - To, co powiedział Christos, dało mi do myślenia. Wcale nie musiałeś się ze mną żenić dla dobra Annabel. Wiedziałeś doskonale, że Antonia jest na tyle zmienna, że szybko znudzi się tą sprawą. Małżeństwo było w tym przypadku dale- ko posuniętym krokiem. A ja dałam ci się przekonać, że powinniśmy to zrobić, bo [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|