,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wzięła dwa kubki. - O-tworzysz mi drzwi? Posłusznie wszedł za nią do pokoju Kate. Postawiła kubki na biurku, zdjęła z półki segregator z planami przebudowy, i rozłożyła przed nim arkusz papieru milimetrowego. - Jestem przekonana, że to jest wykonalne - stwierdziła, po czym przeszła do szczegółowego uzasadnienia. Do niczego nie mógł się przyczepić. Lucy doskonale wiedziała, czego chce, więc ograniczył się do kilku sugestii, bo sam w tej sytuacji niczego lepszego by nie wymyślił. 46 RS Gdy pochylali się nad arkuszem, nanosząc jego propozycje, Lucy nagle się wyprostowała. - Skurcze Braxtona Hicksa? - domyślił się, a ona pokiwała głową. - Tak. Zaczynam mieć ich dosyć. Wystarczy, że chwilę posiedzę bez ruchu, a już mnie dopadają. Po co mi aż tyle skurczów? Jak przyjdzie mi rodzić, to macica będzie wyszkolona na medal. - Jesteś pewna daty zapłodnienia? - Natychmiast pożałował tego pytania, bo spojrzała na niego jak na wariata. - Była jedna taka sytuacja - wycedziła przez zęby - więc pomyłka w moich obliczeniach jest wykluczona. - Trzy, o ile dobrze pamiętam. - Trzy? - Trzy takie sytuacje - uściślił, a ona się zaczerwieniła i odwróciła wzrok. - To nieistotne - rzuciła. - Nie dla mnie. Wstała, przeszła do okna i zaczęła masować krzyż. Podszedł do niej, stanął obok i przyciągnął do siebie, żeby ją wyręczyć. Głupia baba, pomyślał. Bez niego sobie nie poradzi, więc nie będzie się przejmował gadaniną o niezależności. Zesztywniała na chwilę, po czym westchnęła i oparła się o niego, poddając się jego zbawiennemu dotykowi. Jak dobrze jest w jego ramionach. Bardzo jej brakuje kogoś, kto by ją przytulał i obejmował. Matka bardzo często ją przytulała, ojciec czasami, ale mamy już nie ma, a tata zamknął się w sobie, więc nie ma nikogo. 47 RS Oprócz Bena, który teraz masuje jej plecy, rozładowując napięcie mięśni. Mogłaby tak stać do końca świata, ale z korytarza dobiegł ją odgłos czyichś kroków, a sekundę pózniej pukanie do drzwi. Odsunęła się od Bena w chwili, gdy do pokoju zajrzał Dragan. - Cześć, przepraszam za spóznienie. Przywiozłem Melindę. Kate powiedziała, że się nią zajmiesz. - Zapraszam. - Przywitała się z młodą panią weterynarz, która w błyskawicznym tempie stała się niezastąpiona w Penhally i okolicy. - Podobno zostałaś pogryziona? - Tak, bez sensu - odparła Melinda z lekkim włoskim akcentem, zaskakująco kontrastującym z jej blond włosami. - To moja wina. Ten pies był ranny. Znalezliśmy go niedaleko pubu. Wpadliśmy tam na lunch, a w drodze powrotnej natknęliśmy się na niego. Cierpiał, nie zna mnie... - Uratowaliście go? - Owszem - rzucił Dragan niezbyt zachwyconym tonem. - Pojechaliśmy za nim, żeby go złapać, a potem zawiezliśmy go do przychodni i włożyliśmy do klatki, żeby odpoczął. Siłą ją tu przyciągnąłem. - Sama bym tę ranę oczyściła. - Za bardzo krwawi. Musisz dostać antybiotyk -tłumaczył jej Dragan. - Uważasz, że nie mam u siebie odpowiednich antybiotyków? - zapytała buńczucznie, ale posłusznie odwinęła rękaw na przedramieniu. - Dragan ma rację - przyznała, zaglądając pod 48 RS zakrwawiony tampon z gazy. - Ciągle krwawi. Chyba trafił w naczynie. - Przejdzmy do zabiegowego - zaproponowała Lucy, jednocześnie przypominając sobie, że nie wszyscy w pokoju się znają, Pospiesznie dokonała prezentacji, po czym otworzyła drzwi do gabinetu. - Melin-do, pokaż rękę. - Teraz ona się skrzywiła i czym prędzej docisnęła tampon. - O kurczę. - Ben zaglądał jej przez ramię. - Mogę się temu lepiej przyjrzeć? - Jasne. - Paskudna rana. Trzeba ją dokładnie oczyścić -stwierdziła Lucy, podchodząc do umywalki, by umyć ręce. Ben poszedł w jej ślady. - Ta żyła kwalifikuje się do zszycia - rzekł półgłosem. - Zrobisz to, czy mam cię wyręczyć? Przy założeniu, że tutaj sobie z tym poradzimy. - Spróbuję - odparła po namyśle. - Masz bardzo cienkie nici? - Chyba tak. Właściwie, skoro już tu jesteś... należałoby wykorzystać wielkiego specjalistę... Na pewno jesteś ode mnie lepszy, masz większe doświadczenie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|