, Dynastia MorlandĂłw 07 Ukochana bliĹşniaczka (Owoc dębu) 01 Harrod Eagles Cynthia 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nadeszła wreszcie pora uroczystych pokładzin. Goście weselni odprowadzili młodą parę do sypialni,
którą miała zajmować przez pierwszy tydzień po ślubie. Kitowi towarzyszył do garderoby służący
Patryk, Hero zaś weszła wprost do sypialni w asyście Lei, która przebrała ją w nocną koszulę i
rozczesała włosy. Komnata była ozdobiona kwiatami, które wypełniały ją słodką wonią zmieszaną z
miodnym zapachem palących się świec woskowych. Podczas szczotkowania włosów Hero
przyglądała się wiszącemu na wprost łoża gobelinowi, na którym wyhaftowany był biały jednorożec.
Jego biel odcinała się wyraznie od ciemnego tła i długich czarnych włosów dziewicy, która pokazy-
wała mu lusterko. Lea podążyła za jej spojrzeniem i wyjaśniła:
- To prezent ślubny oblubienicy z rodu Morlandów. Otrzymała go chyba strasznie dawno temu, ale
ona też spała w tym łożu.
- Czy to jej podobizna?
- Bardzo możliwe, bo prawie wszyscy Morlandowie mieli ciemne włosy.
- Jednorożce przychodzą tylko do dziewic, prawda? -westchnęła Hero. - Pewnie tej pannie było
przykro z nim się rozstać, kiedy wyszła za mąż.
Lea obrzuciła dziewczynę przelotnym spojrzeniem i dotknęła jej ręki.
- Ależ panienka ma zimne rączki, jak lód! Chyba moje maleństwo się nie boi?
- Może trochę, ale raczej mi smutno. To dziwne, bo nie powinnam czuć smutku, kiedy jestem taka
szczęśliwa. Ja go naprawdę kocham!
- Wiem, kochanie, i domyślam się, co teraz czujesz. To zupełnie normalne, bo w każdym ludzkim
szczęściu mieści się odrobina smutku. Chyba tak było zawsze, odkąd Adama i Ewę wygnano z raju.
Ale ty nie musisz się smucić, bo twój mąż dobrze się tobą zaopiekuje.
 Mój mąż, jak to dziwnie brzmi" - pomyślała Hero, ale zaraz się wzdrygnęła, bo usłyszała skrobanie
do drzwi. Lea spojrzała na nią pytającym wzrokiem, więc skinęła jej głową, by otworzyła drzwi
prowadzące do garderoby. Wyszedł stamtąd Kit. Zatrzymał się dopiero na środku sypialni, gdyż z
wrażenia zaschło mu w gardle. Lea wycofała się ze znaczącym uśmieszkiem, zamykając za sobą
drzwi.
Kit nie od razu odważył się pokonać dystans dzielący go od nowo poślubionej małżonki. Kiedy
wreszcie do niej podszedł, na jego ustach pojawił się smutny, zalękniony uśmieszek. W końcu
wyciągnął rękę, wziął w palce jedwabisty pukiel włosów Hero i zaczął się nim bawić.
- Jesteś piękna - wymówił nieśmiało. - Właściwie nie to chciałem powiedzieć, w tym momencie nie
mogę znalezć odpowiedniejszych słów, aby wyrazić to, co czuję.
- Wiem - potwierdziła cichym głosem Hero.
- Naprawdę to wiesz? Rozumiesz, co mam na myśli, kiedy nie okazuję radości, ale w środku jestem
bardziej
szczęśliwy, niż byłbym w stanie wyrazić słowami? Zdaję sobie sprawę z powagi chwili, ale trochę też
się boję... no, może nie tyle się boję, co... - Rozpaczliwie szukał w myśli odpowiedniego zwrotu, ale
go nie znalazł.
- Wiem - potwierdziła znów Hero, a Kit uważnie studiował wyraz jej twarzy.
- Tak, widzę, że rzeczywiście wiesz! - podsumował z wyrazną ulgą. Już bez skrępowania uśmiechnął
się i snuł dalsze wynurzenia: - Dziś jesteś panną młodą! To tak pięknie brzmi, ale nie wiem, czy
zawsze tak było, czy dopiero ty nadałaś tym słowom nowy sens? Tylko że nie tańczyłaś na własnym
weselu.
- Przecież nigdy nie tańczyłam na żadnym! - odpowiedziała zdziwiona.
- Panna młoda musi zatańczyć na swoim weselu. Zatańcz ze mną, choć raz!
Objął ją wpół, a ona położyła mu dłonie na ramionach. Uniósł ją w górę tak, że stopami nie dotykała
podłogi, i zaczął przemierzać komnatę w rytm powolnego tańca, nucąc pod nosem melodię. Hero
ufnie przylgnęła do niego całym ciałem i razem z Kitem przeginała się na boki, kiedy figura tego
wymagała. Nie spuszczała przy tym oczu z twarzy męża, kiedy więc' zauważył choćby najlżejszą
zmianę w jej spojrzeniu, zaczął w tańcu manewrować tak, aby stopniowo zbliżać się do łóżka, na
którym w końcu delikatnie ją położył.
Przez chwilę przyglądał się badawczo jej twarzy. W końcu delikatnie zachęcił:
- No, rozchmurz się! Smutek przystoi wtedy, gdy coś się kończy, a to jest dopiero początek.
Wstał, by zdmuchnąć świece, pozostawiając zapaloną tylko jedną, przy wezgłowiu. W miarę jak gasił
jedną po drugiej, cienie się wydłużały, a komnata pozornie
skurczyła się do rozmiarów złotego świetlnego kręgu, w którym leżała Hero. Natomiast jednorożec
zniknął w ciemności.
Stary dwór w Shawes był ciemny, wilgotny i nieprzy-tulny. Zbudowano go w czasach, kiedy o życiu
właścicieli domu decydowały nieraz małe okienka i grube mury. Od stu pięćdziesięciu lat majątek
Shawes należał do Morlandów zwanych biblistami, którzy większość życia spędzali na morzu, a
zatem nie mieli kiedy wprowadzić jakichkolwiek zmian. Tylko Altea Chapham, matka Ruth, kazała
oszklić okna i wyremontować przewody kominowe, ale po śmierci jej i Nehemiasza blizniacy Zefiryn
i Zachariasz wypłynęli na morze, toteż nikt już nie podjął żadnych innowacji.
Służąca Ellen także wolała mieszkać w wygodnych i luksusowych warunkach Morland Place, chętnie
więc opuściła Shawes. Kiedy jednak nadszedł list od Zefiryna, zawierający instrukcje dla ekonoma,
sama podjęła się zanieść go adresatowi. Chwilowo panienki jej nie potrzebowały, gdyż Ruth wybrała
się na polowanie z sokołem, a Neli pomagała Marii Esterze sortować bieliznę przed wielkim praniem.
W taki ładny dzień przyjemnie było się przejść, zwłaszcza że już od dwóch lat zabiegała o względy
tamtejszego ekonoma, Parry'ego, i liczyła na to, że wkrótce skłoni go do oświadczyn.
Maria Estera zagadnęła ją, czy nie przeszłaby się kawałek dalej i nie przekazała poleceń rządcy z
Twelvetrees.
- Wiem, że będziesz musiała nadłożyć drogi - tłumaczyła, jakby czuła się nieco winna. - Może
pojedziesz na "mule, to będzie szybciej?
- Och, nie, pani, dziękuję! - wymówiła się szybko Ellen, muł bowiem należał raczej do narowistych. -
Nie jestem znów taka delikatna. Co mi tam te parę kroków w tę i nazad?
Rzeczywiście, zapowiadał się przyjemny spacer. Na polach nie było widać żywej duszy, bo
wszystkich mężczyzn w majątku zwołano do pracy przy znakowaniu tegorocznych jagniąt. Zaledwie
tu i ówdzie trafiała się grupka chłopów przy jakiejś robocie lub dziewczęta pasące krowy. Ellen
zamieniała z każdym parę słów, bo pochodziła z Shawes i znała tu wszystkich aż po mury miasta.
Dotarła do Twelvetrees i zaczęła rozpytywać o rządcę. Powiedziano jej, że przebywa na wybiegu dla
koni wraz z  młodym panem". Trafiła tam, kierując się słuchem, bo wokół ogrodzenia wybiegu
kłębiła się ciżba gapiów. Na żerdziach porozsiadali się masztalerze i ci pracownicy majątku, którzy
akurat nie byli zajęci gdzie indziej. Wszystkie oczy zwróciły się na wydeptany krąg pośrodku
wybiegu, gdzie Kit staczał właśnie pojedynek z młodym ogierem Oberonem. Ogier miał sierść
pociemniałą od potu i kurzu, a między przednimi nogami białą od piany, ale na razie nie zamierzał
podporządkować się woli człowieka. Ellen nadeszła akurat w momencie, kiedy po raz któryś z rzędu
zrzucił jezdzca z grzbietu. Z piersi widzów wyrwało się współczujące westchnienie, bo Kit podnosił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl