, 435.Craven Sara W 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Alice Morgan oddała jej przejrzany tekst i zapowiedziała rozesłanie go do wybra-
nych wydawców. A potem, kiedy Tallie wciąż rozkoszowała się tą wiadomością, spro-
wadziła ją na ziemię pytaniem o temat następnej książki.
- Ktokolwiek ją kupi, przed podpisaniem kontraktu zada ci to pytanie. I prawie na
pewno będą chcieli następną romantyczną przygodę. Zastanów się więc nad tym i to
szybko.
Tallie wpadła już na pewien pomysł. Tego samego dnia poszła jeszcze do bibliote-
ki, by zgłębić pewne historyczne zawiłości, i wróciła do domu, akurat kiedy pani Me-
dland zbierała się do wyjścia.
- Ma pani gościa, panno Paget - powiedziała półgłosem, wskazując wzrokiem sa-
lon. - Tłumaczyłam, że nikogo nie ma w domu, ale koniecznie chciała zaczekać.
R
L
T
Penny, pomyślała Tallie, stawiając torbę na stoliku w holu. Ale przecież pani Me-
dland znała Penny. A Lorna była jeszcze w pracy.
Zupełnie nie była przygotowana na widok rozpartej na sofie Soni Randall.
- Proszę, proszę - powiedziała. - Oto nasza obiecująca autorka. Słyszałam, że twoja
książka została ukończona i rozesłana do wydawców. Musisz być z siebie bardzo zado-
wolona.
- Dobry wieczór, pani Randall. - Tallie postanowiła nie dać się sprowokować. -
Obawiam się, że Marka nie ma w domu.
- Ach, tak - odparła Sonia. - Znów odgrywa dobrego samarytanina gdzieś w Afry-
ce. Przyszłam zobaczyć się z tobą.
- Och. - Tallie poczuła się niepewnie. - W takim razie mogę zaproponować kawę
albo herbatę?
- Doskonała hostessa. - Ton Soni był jadowity. - Może mleko i woda byłyby od-
powiedniejsze. Chociaż, kto wie.
Tallie zdążyła już odzyskać opanowanie.
- Nie wiem, po co pani tu przyszła, ale nie zamierzam znosić tych impertynencji.
Proszę wyjść.
Odwróciła się, ale rozkazujący głos Soni zatrzymał ją na miejscu.
- Lepiej zostań i posłuchaj, dziewczyno. To nie wizyta towarzyska, ale biznes, i
mam coś więcej do powiedzenia. A to ci się z pewnością nie spodoba.
Tallie niechętnie przysiadła na sofie naprzeciwko.
- Jeżeli chce pani powiedzieć, że Adler House nie złoży mi propozycji, to żadne
zaskoczenie. Uprzedziłam panią Morgan o pani braku zainteresowania.
- Z pewnością naszego wydawnictwa nie zajmą twoje wypociny, chociaż przyzna-
ję, że byłam ich trochę ciekawa, tym bardziej że mamy tak wiele wspólnego na innej
płaszczyznie.
Kpiny można się było spodziewać, ale Tallie aż skręciło wewnętrznie.
- Nie sądzę - odpowiedziała chłodno.
R
L
T
- Nie bądz taka wstydliwa. Rozejrzałam się tutaj, kiedy gospodyni była zajęta
sprzątaniem, i zauważyłam, że wolny pokój znów służy tylko jako gabinet. I widziałam
twoje rzeczy w pokoju Marka.
Tallie poruszyła się niespokojnie. Nie lubiła Soni, ale wyobraziła sobie, że porzu-
cenie musi być dla niej bolesne.
- Przykro mi.
Sonia wzruszyła ramionami.
- Dlaczego? To żadne zaskoczenie. Już od tamtego party było wiadomo, że zamie-
rza cię wziąć do łóżka. Pod warunkiem, że jego kumplowi, Justinowi, nie udałoby się to
pierwszemu. Ale Mark lubi wyzwania, więc stawialiśmy na niego.
Tallie patrzyła na nią, zdezorientowana.
- Nie ma się o co dobijać - kontynuowała Sonia. - Mark lubi zmieniać kochanki,
zawsze o tym wiedziałam. A ty musiałaś być zupełną nowością. Ale chociaż wiem, że
potrafi być czasami brutalny, zaskakuje mnie fakt, że wydajesz się podzielać jego gusty.
- Roześmiała się ostro i nieprzyjemnie. - Sprawiasz wrażenie zbyt pruderyjnej na takie
zabawy.
Tallie przeszedł zimny dreszcz.
- Nie mam pojęcia, o co pani chodzi.
- Odświeżę ci pamięć.
Sonia sięgnęła do dużej, zamszowej torby i wyciągnęła opasłą teczkę, którą umie-
ściła na stoliku pomiędzy nimi.
- Tu jest wszystko, czarno na białym. Ze szczegółami. Zdradz mi coś. - Intymnie
zniżyła głos. - To był twój pomysł, żeby cię związać, czy jego?
Tallie patrzyła na teczkę w śmiertelnym przerażeniu. To był jej pierwszy tekst za-
wierający scenę gwałtu, ten sam, który Alice Morgan miała zniszczyć. Jednak w jakiś
sposób trafił do rąk Soni.
- Skąd...? - spytała zduszonym głosem.
- Z biura twojej agentki. Przysłano mi kurierem. To podobno najnowsza wersja,
naprawdę fascynująca, zwłaszcza ostatni rozdział. Czy Mark wie, że opis jego nieco-
dziennych skłonności pojawi się w druku, czy zamierzasz zrobić mu niespodziankę?
R
L
T
- To fikcja - rzuciła Tallie nerwowo. - Wymyśliłam to. Wszystko po kolei.
- Chyba jednak nie wszystko. Hugo Cantrell to cały Mark, łącznie z tymi charakte-
rystycznymi bliznami. Skoro to nie jest fikcja, dlaczego reszta miałaby nią być?
Tallie usiłowała zapanować nad głosem.
- Powinna pani wiedzieć, że Mark nigdy by się tak nie zachował.
Sonia z uśmiechem rozparła się na sofie.
- Wiem tylko, że nie zrobił tego w stosunku do mnie, ale też nigdy nie postrzegał
mnie jako ofiary. Może w tym leży różnica.
- Jest pani obrzydliwa i godna pogardy - powiedziała Tallie ze spokojem.
- A ty jesteś Królewną Znieżką, jak przypuszczam. Tylko że jej nigdy nie podano
do sądu o zniesławienie.
- O czym pani mówi?
- O reakcji Marka, kiedy ten śmieć zostanie upubliczniony.
- To się nie stanie - powiedziała Tallie z rozpaczą. - Zmieniłam wszystko. Hugo
Cantrell jest teraz głównym bohaterem. Tamten epizod został wymazany.
- Wymazany? - powtórzyła Sonia. - Skoro ja to czytałam, to inni też mogą.
- Nikt już tego nie przeczyta - upierała się Tallie. - To tylko kopia.
Sonia powoli potrząsnęła głową.
- To była kopia. Znam przynajmniej kilka tabloidów, które z przyjemnością obrzu-
cą wielkiego Marka Benedicta błotem.
- Marka? - Tallie patrzyła na nią oczami wielkimi jak spodki. - A cóż on ich może
obchodzić?
Sonia obserwowała ją przez chwilę, a potem wybuchnęła śmiechem.
- Cóż, najwyrazniej Mark coś przed tobą ukrył. To podupadłe mieszkanie nie jest z
pewnością odpowiednim lokum dla multimiliardera, ale należało do jego matki i Mark
ma do niego sentyment, Bóg jeden wie, dlaczego. - Wzruszyła ramionami. - Mark nie
chwali się swoimi pieniędzmi, a w stosunku do podwładnych zachowuje się jak kolega, a
nie szef. Właściwie można go nazwać filantropem, choć nieustannie temu zaprzecza, bo
nie znosi reklamy. W dość niegrzecznej formie zabronił nazywania go bohaterem po po-
wrocie z Bulezy. Wyobraz sobie, jak się będzie czuł jako bohater ohydnego seks skanda-
R
L
T
lu, wykreowany na bogacza, który zgwałcił swoją kucharkę, niewinną dziewczynę, przy-
garniętą z ulicy, która wzięła na nim odwet, opisując całą historię ze szczegółami w ta-
nim romansidle.
- Ale w tym nie ma ani słowa prawdy - powiedziała Tallie lodowato. - I ja to po-
wiem.
Sonia znów się roześmiała.
- Och, ty powiedziałaś już za dużo, moje dziecko. - Postukała w wydruk karmino-
wym paznokciem. - Wszystko jest tutaj. Nawet gdyby Mark zatrudnił swoich najlepszych
prawników, nie zdoła zapobiec szkodom. Niektórzy ludzie rzeczywiście uwierzą, ktoś się
zdziwi, ktoś parsknie śmiechem. Naprawdę jestem ciekawa, która reakcja zaboli go naj-
bardziej. A jeszcze bardziej tego, jak się zachowa wobec ciebie. Nigdy ci nie wybaczy,
że naruszyłaś jego cenną prywatność, zniszczyłaś reputację i naraziłaś go na śmieszność.
Jeżeli myślisz inaczej, to go nie znasz i nie ma znaczenia, co jesteś gotowa wyprawiać z
nim w łóżku. Być może wytoczy ci sprawę, a wtedy lepiej, żeby twoja rodzina miała pie-
niądze, bo odszkodowanie może być wysokie. A jeżeli nie zechce wystąpić jako bohater [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl