,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dobre pytanie. Nie musi więcej pytać. Przyciskanie wcale jej nie odpowiadało, choć okazało się, że jest w tym całkiem dobra. - Świetnie - powiedziała. - Zapomniałam, ale potrzebujemy jeszcze piłeczki i frisbee. - Gdzie je widzisz? - Białe frisbee leży pod miską, a fioletowa piłka... na głowie Phoebe. - Roześmiała się. - To razem siedem rzeczy, prawda? Prawda. I założę się, że żadnej nie zapomnisz. Niczego nie zapomnę, pomyślała Em. Poklepała szczeniaka po łbie i znów oczami wyobraźni ujrzała obrazek. Wolała myśleć o nim niż o twarzy mamy, o szantażyście i o tym, dlaczego to W.S. ma zrobić ogrodzenie, a nie tata. - Co sądzisz o tym, żebyśmy zabrali Phoebe na farmę mojego wujka? - spytał W.S. i Em zesztywniała nagle, bo po raz pierwszy w rozmowie z nim coś zabrzmiało fałszywie. -Dobrze. - Poprawił się natychmiast i dalej mówił normalnym tonem. - Wygląda to tak: uważam, że ktoś powinien przez jakiś czas opiekować się mamą, a nie znam nikogo, kto by tak wspaniale opiekował się ludźmi jak ciocia Anna. Na farmie Phoebe miałaby mnóstwo miejsca do zabawy. I moglibyśmy wybrać się na ryby. Taki krótki wypad. Co o tym myślisz? Jestem pewna, że zdecydowaliście już z mamą o wyjeździe -pomyślała Em. — Nic was nie obchodzi, czy mi się to podoba, czy nie. Głośno powiedziała: - Niech będzie. Maddie patrzyła, jak W.S. sadza Em na przednim siedzeniu. Jej pozostało tylne, na którym przez całą drogę będzie wałczyć z wianem. Prowadząc, W.S. rozmawiał z małą, opowiadając jej o farmie, o wędkowania i o tym, jak szczęśliwa będzie tam Phoebe. Głos miał tak miękki i serdeczny, że od nowa się w nim zakochała. Em odezwała się po raz pierwszy, kiedy mijali opuszczoną farmę Drake'ów, leżącą mniej więcej w połowie drogi. - Daleko jeszcze? - spytała. - To jest jakieś dwadzieścia pięć kilometrów od waszego domu. Z ulicy, przy której mieszkasz, skręcacie w drogę trzydzieści jeden, potem w prawo, w Gankową, i jeszcze raz w prawo, w Hikorową. Trzydzieści jeden osób siedzi na gankach i zajada orzeszki hikorowe. - Co...? - zdziwiła się Maddie, ale ujrzawszy, że Em uśmiecha się, zrezygnowała z próby zrozumienia ich żartów. Jej córka była wreszcie bezpieczna! I szczęśliwa! - Jedzie się tam dwadzieścia pięć minut - dokończył W.S. -Przy ostrożnym prowadzeniu - zastrzegł. Im dalej od Brenta, tym pewniej czuła się Maddie... Po raz pierwszy od czasu znalezienia paszportu ogarnął ją spokój. - Skoro ty prowadzisz, prawdopodobnie dojedziemy w dziesięć minut - powiedziała. - No wiesz! Przecież się zmieniłem! Jestem odpowiedzialnym obywatelem i czeka mnie wielka przyszłość. Roześmiała się, a on włączył magnetofon, wsunął kasetę i krzyknął: - Pamiętasz to? Bruce Springsteen śpiewał Born to Run. To nie moja piosenka, pomyślała Maddie. Szkoda, że Bruce nie nagrał nigdy czegoś takiego: „Urodziłam się, by być ostrożną i dobrą dziewczynką". To nieźle podsumowałoby całe moje życie. - Lubię country! - odkrzyknęła. - Masz Patsy Cline? Szalona to też niezły opis życia. W.S. potrząsnął głową. W dziesięć minut później skręcił na podjazd, u którego końca widniał mały dom o wiejskim charakterze, a za nim trawnik, sięgający brzegu rzeki porośniętego starymi drzewami. Z wodą stykał się pamiętający lepsze czasy pomost. Wszystko jak w opisie W.S. Maddie nie pamiętała już, kiedy była tu po raz ostatni, ale nagle odniosła wrażenie, że od tej chwili minęło tylko kilka dni. Ciotka Anna powitała gości na progu. - Dzień dobry, Maddie, kochanie - powiedziała, całkiem zręcznie unikając patrzenia na jej twarz. - Dzień dobry, Anno. Dziękuję, że zgodziłaś się nas przyjąć. - Em, nigdzie się nie ruszaj - krzyknął z garażu W.S. - Idę poszukać wędek. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|