, Dragonlance Uczeń ciemności t.1 Bursztyn i popiół 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siąpił deszcz. Mżyło już od wielu dni i Solące tonęło w błocie i masie przemoczonych,
naburmuszonych ludzi.
Lleu podśpiewywał sobie w drodze. Kiedyś śpiewał melodię taneczną. Potem nucił jej strzępy.
Teraz w jego fałszywym i przykrym dla ucha śpiewie w ogóle nie można było wychwycić melodii,
całkiem jakby zapomniał piosenki. Rhys podejrzewał, że tak się stało. Tak jak Lleu zapominał, że
przed chwilą jadł albo pił. Jak zapominał o Rhysie. Jak zapominał o swoich ofiarach, kiedy tylko je
zabił.
 Spójrz!  zawołał nagle Pokrzyk, ciągnąc towarzysza za mokry rękaw.  Dokąd on idzie?
Rhys był pogrążony w rozmyślaniach, ponurych jak ten dzień, i nie zwracał na nic uwagi. Założył,
że brat wróci do karczmy Pod Korytem, gdzie przesiadywał większość czasu, gdy nie u prawiał
zabójczej miłości z jakąś nieszczęsną młodą kobietą. Spojrzał przez zasłonę siąpiącego deszczu i
zauważył, że Lleu skręcił w inną stronę. Szedł teraz w kierunku głównej ulicy. * On chyba opuszcza
miasto  zauważył kender.
35.Bursztyn i popiół
* Chyba masz rację  rzekł Rhys, zatrzymując się tak szybko, że zaskoczył Attę. Pies zrobił
jeszcze kilka kroków, zanim zorientował się, że zgubił pana. Owczarek odwrócił się, posłał
człowiekowi pełne urazy spojrzenie, jakby chciał powiedzieć:  mogłeś dać mi znać , a potem
otrząsnął się z wody i podreptał z powrotem.
* Jakby się nad tym zastanowić  stwierdził Pokrzyk  nie widziałem żadnego Ukochanego,
kiedy szedłem dziś rano przez rynek. W gospodzie też ich nie było. Zazwyczaj przesiaduje tam
kilkoro. Wyruszają w drogę  powiedział Rhys.  Poszedłem z wizytą do rodziców biednej Lucy.
Miałem nadzieję, że z nią porozmawiam, ale oni powiedzieli, że córka znikła wraz z mężem. Popatrz,
jak Lleu wędruje od miasta do miasta. Może kiedy Ukochani Chemosha wypełnią swoją misję w
jednym miej scu, mają rozkaz iść dalej. W ten sposób nikt nie nabierze podejrzeń, a tak by się
stało, gdyby zostawali w jednym miejscu zbyt długo. I wszyscy zdążają na wschód. * Skąd o tym
wiesz?  spytał Pokrzyk.
* Nie wiem na pewno  przyznał Rhys.  Tyle że Lleu przez cały czas zmierza w tym kierunku.
Jakby coś go tam ciągnęło& * Ktoś  poprawił posępnie kender. * Chemosh, tak. Ciekawe, z
jakiego powodu? Po co?
Pokrzyk wzruszył ramionami. Nie widział sensu w stałym zadawaniu pytań, na które nie można
było odpowiedzieć, i wrócił do spraw praktycznych. * Pójdziemy za nim?
* Tak  odparł Rhys, nie zatrzymując się.  Tak, pójdziemy. Malec westchnął ze smutkiem.
* Wiesz, że w ten sposób niczego nie osiągniemy. Chodzenie od jednego miasta do drugiego,
przyglądanie się, jak twój brat zjada dwadzieścia posiłków dziennie i wypija dość krasnoludzkiej
gorzałki, żeby utopić kobolda&
* Nic innego nie możemy zrobić  odparł sfrustrowany Rhys.  Bogini wcale nam nie pomaga.
Prosiłem ją żeby mi pomogła znalezć Minę i odkryć, co knuje Chemosh. Zeboim nie odpowiada na
moje modły. Poszedłem do jej świątyni i zastałem drzwi zatrzaśnięte i zamknięte na klucz. Myślę, że
ona celowo mnie unika.
* Więc będziemy śledzić twego brata w nadziei, że dokądś nas zaprowadzi? To znaczy gdzieś
poza następną karczmą. * Właśnie  stwierdził Rhys.
Pokrzyk potrząsnął głową i dreptał dalej. Przeszli jednak zaledwie ćwierć mili, kiedy usłyszeli
krzyki i tętent koni.
Rhys zszedł na pobocze i odwrócił się, by popatrzeć. Tuż przy nich zatrzymał konia jeden ze
strażników miejskich. Pokrzyk podniósł ręce do góry.
 Ja tego nie zabrałem!  zaprzeczył natychmiast.  A jeśli zabrałem, to oddam. Strażnik
zignorował kendera. * Ty jesteś Rhys Murarz? * To ja  odparł mnich.
* Jesteś potrzebny w Solące. Szeryf wysłał mnie, żebym cię sprowadził.
Rhys spojrzał na ginącą we mgle i deszczu sylwetkę brata. Czegokolwiek chciał od niego Gerard,
musiało być pilne, skoro wysłał po niego jednego ze swoich ludzi. Rhys zawrócił w stronę Solące.
Pokrzyk szedł u jego boku.
* Szeryf nic nie mówił o tym, że potrzebuje kendera  stwierdził strażnik, mierząc niziołka
nieprzychylnym spojrzeniem.
* On jest ze mną  powiedział spokojnie Rhys, kładąc dłoń na ramieniu Pokrzyka.
Jezdziec zawahał się chwilę, upewnił się, że idą i pogalopował z powrotem, żeby złożyć
meldunek.
 Jak myślisz, czego chce od nas szeryf?  spytał kender  Skoro nie mnie? Rhys potrząsnął
głową.
* Nie mam pojęcia. Może to ma coś wspólnego z jedną z ofiar morderstwa. * Nikt przecież
oprócz nas nie wie, że oni są martwi. * Może jakoś się dowiedział.
* To byłoby dobrze, prawda? Przynajmniej nie bylibyśmy osamotnieni.
* Tak  powiedział Rhys, myśląc nagle o tym, jak bardzo czuł się samotny; pojedynczy
śmiertelnik sprzeciwiający się bogu.  To byłoby bardzo dobrze.
Gerard czekał na nich niecierpliwie u stóp schodów do gospody Ostatni Dom. Uścisnął dłoń
Rhysowi i nawet kiwnął przyjaznie głową Pokrzykowi na powitanie.
 Dziękuję za przybycie, bracie  powiedział.  Chciał bym porozmawiać z tobą na
osobności, jeśli mogę. Zabrał Rhysa na bok i rzekł cicho:  Czy sądzisz, że ten twój pasący
kenderów pies mógłby popilnować twojego małego przyjaciela przez jakąś godzinkę? Chciałbym,
żebyś poszedł ze mną do więzienia. Chodzi mi o pewnego więznia, który tam przebywa.
* Wolałbym, żeby Pokrzyk mi towarzyszył  powiedział Rhys, sądząc, że jeśli jest to któryś z
Ukochanych Che mosha, przyda mu się pomoc kendera.  On ma specjalne zdolności& * To
prawda  potwierdził skromnie niziołek.
Obaj mężczyzni odwrócili się i zobaczyli, że malec stoi tuż za ich plecami. Gerard zmierzył go
wrogim spojrzeniem.
 Aha, na osobności, to chyba znaczy prywatnie  stwierdził Pokrzyk.  W każdym razie
chciałem tylko do dać, że mogę zostać z Attą. Widziałem już więzienie w Solące, i wprawdzie jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl