,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siąpił deszcz. Mżyło już od wielu dni i Solące tonęło w błocie i masie przemoczonych, naburmuszonych ludzi. Lleu podśpiewywał sobie w drodze. Kiedyś śpiewał melodię taneczną. Potem nucił jej strzępy. Teraz w jego fałszywym i przykrym dla ucha śpiewie w ogóle nie można było wychwycić melodii, całkiem jakby zapomniał piosenki. Rhys podejrzewał, że tak się stało. Tak jak Lleu zapominał, że przed chwilą jadł albo pił. Jak zapominał o Rhysie. Jak zapominał o swoich ofiarach, kiedy tylko je zabił. Spójrz! zawołał nagle Pokrzyk, ciągnąc towarzysza za mokry rękaw. Dokąd on idzie? Rhys był pogrążony w rozmyślaniach, ponurych jak ten dzień, i nie zwracał na nic uwagi. Założył, że brat wróci do karczmy Pod Korytem, gdzie przesiadywał większość czasu, gdy nie u prawiał zabójczej miłości z jakąś nieszczęsną młodą kobietą. Spojrzał przez zasłonę siąpiącego deszczu i zauważył, że Lleu skręcił w inną stronę. Szedł teraz w kierunku głównej ulicy. * On chyba opuszcza miasto zauważył kender. 35.Bursztyn i popiół * Chyba masz rację rzekł Rhys, zatrzymując się tak szybko, że zaskoczył Attę. Pies zrobił jeszcze kilka kroków, zanim zorientował się, że zgubił pana. Owczarek odwrócił się, posłał człowiekowi pełne urazy spojrzenie, jakby chciał powiedzieć: mogłeś dać mi znać , a potem otrząsnął się z wody i podreptał z powrotem. * Jakby się nad tym zastanowić stwierdził Pokrzyk nie widziałem żadnego Ukochanego, kiedy szedłem dziś rano przez rynek. W gospodzie też ich nie było. Zazwyczaj przesiaduje tam kilkoro. Wyruszają w drogę powiedział Rhys. Poszedłem z wizytą do rodziców biednej Lucy. Miałem nadzieję, że z nią porozmawiam, ale oni powiedzieli, że córka znikła wraz z mężem. Popatrz, jak Lleu wędruje od miasta do miasta. Może kiedy Ukochani Chemosha wypełnią swoją misję w jednym miej scu, mają rozkaz iść dalej. W ten sposób nikt nie nabierze podejrzeń, a tak by się stało, gdyby zostawali w jednym miejscu zbyt długo. I wszyscy zdążają na wschód. * Skąd o tym wiesz? spytał Pokrzyk. * Nie wiem na pewno przyznał Rhys. Tyle że Lleu przez cały czas zmierza w tym kierunku. Jakby coś go tam ciągnęło& * Ktoś poprawił posępnie kender. * Chemosh, tak. Ciekawe, z jakiego powodu? Po co? Pokrzyk wzruszył ramionami. Nie widział sensu w stałym zadawaniu pytań, na które nie można było odpowiedzieć, i wrócił do spraw praktycznych. * Pójdziemy za nim? * Tak odparł Rhys, nie zatrzymując się. Tak, pójdziemy. Malec westchnął ze smutkiem. * Wiesz, że w ten sposób niczego nie osiągniemy. Chodzenie od jednego miasta do drugiego, przyglądanie się, jak twój brat zjada dwadzieścia posiłków dziennie i wypija dość krasnoludzkiej gorzałki, żeby utopić kobolda& * Nic innego nie możemy zrobić odparł sfrustrowany Rhys. Bogini wcale nam nie pomaga. Prosiłem ją żeby mi pomogła znalezć Minę i odkryć, co knuje Chemosh. Zeboim nie odpowiada na moje modły. Poszedłem do jej świątyni i zastałem drzwi zatrzaśnięte i zamknięte na klucz. Myślę, że ona celowo mnie unika. * Więc będziemy śledzić twego brata w nadziei, że dokądś nas zaprowadzi? To znaczy gdzieś poza następną karczmą. * Właśnie stwierdził Rhys. Pokrzyk potrząsnął głową i dreptał dalej. Przeszli jednak zaledwie ćwierć mili, kiedy usłyszeli krzyki i tętent koni. Rhys zszedł na pobocze i odwrócił się, by popatrzeć. Tuż przy nich zatrzymał konia jeden ze strażników miejskich. Pokrzyk podniósł ręce do góry. Ja tego nie zabrałem! zaprzeczył natychmiast. A jeśli zabrałem, to oddam. Strażnik zignorował kendera. * Ty jesteś Rhys Murarz? * To ja odparł mnich. * Jesteś potrzebny w Solące. Szeryf wysłał mnie, żebym cię sprowadził. Rhys spojrzał na ginącą we mgle i deszczu sylwetkę brata. Czegokolwiek chciał od niego Gerard, musiało być pilne, skoro wysłał po niego jednego ze swoich ludzi. Rhys zawrócił w stronę Solące. Pokrzyk szedł u jego boku. * Szeryf nic nie mówił o tym, że potrzebuje kendera stwierdził strażnik, mierząc niziołka nieprzychylnym spojrzeniem. * On jest ze mną powiedział spokojnie Rhys, kładąc dłoń na ramieniu Pokrzyka. Jezdziec zawahał się chwilę, upewnił się, że idą i pogalopował z powrotem, żeby złożyć meldunek. Jak myślisz, czego chce od nas szeryf? spytał kender Skoro nie mnie? Rhys potrząsnął głową. * Nie mam pojęcia. Może to ma coś wspólnego z jedną z ofiar morderstwa. * Nikt przecież oprócz nas nie wie, że oni są martwi. * Może jakoś się dowiedział. * To byłoby dobrze, prawda? Przynajmniej nie bylibyśmy osamotnieni. * Tak powiedział Rhys, myśląc nagle o tym, jak bardzo czuł się samotny; pojedynczy śmiertelnik sprzeciwiający się bogu. To byłoby bardzo dobrze. Gerard czekał na nich niecierpliwie u stóp schodów do gospody Ostatni Dom. Uścisnął dłoń Rhysowi i nawet kiwnął przyjaznie głową Pokrzykowi na powitanie. Dziękuję za przybycie, bracie powiedział. Chciał bym porozmawiać z tobą na osobności, jeśli mogę. Zabrał Rhysa na bok i rzekł cicho: Czy sądzisz, że ten twój pasący kenderów pies mógłby popilnować twojego małego przyjaciela przez jakąś godzinkę? Chciałbym, żebyś poszedł ze mną do więzienia. Chodzi mi o pewnego więznia, który tam przebywa. * Wolałbym, żeby Pokrzyk mi towarzyszył powiedział Rhys, sądząc, że jeśli jest to któryś z Ukochanych Che mosha, przyda mu się pomoc kendera. On ma specjalne zdolności& * To prawda potwierdził skromnie niziołek. Obaj mężczyzni odwrócili się i zobaczyli, że malec stoi tuż za ich plecami. Gerard zmierzył go wrogim spojrzeniem. Aha, na osobności, to chyba znaczy prywatnie stwierdził Pokrzyk. W każdym razie chciałem tylko do dać, że mogę zostać z Attą. Widziałem już więzienie w Solące, i wprawdzie jest [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|