,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
coraz bardziej napięte. Poczuł, \e musi usiąść. - A sala konferencyjna? - zapytała Jackie, przysiadając na oparciu jego fotela. Teraz i ona usłyszała grzmot. - Co? Ach, tak. - Szarpnął krawat, bo wydało mu się, \e się dusi, i raz jeszcze spróbował skupić się na projekcie. - Tutaj powtórzymy łuki, ale na większą skalę. Panele będą.. . - Urwał. Jakie znaczenie miały w tej chwili panele? Dłoń Jackie spoczywała na jego ramieniu, delikatnie masując napięte mięśnie. - Co z tymi panelami? Co z panelami? - pomyślał, patrząc na jej smukły palec z pierścionkiem, sunący po planszy. - Zdecydowaliśmy się na mahoń z Hondurasu. - Będzie pięknie. Teraz i za sto lat. A oświetlenie? Boczne? - Tak. - Podniósł głowę. Tu\ nad sobą widział jej uśmiechniętą twarz i lekko nachylone ciało. Projekt nagle przestał się liczyć. - Jackie, tak dłu\ej być nie mo\e. - Zgadzam się z tobą - powiedziała, zsuwając mu się na kolana. - Co robisz? - śołądek miał ściśnięty jak pięść, mimo to uśmiechnął się. - Masz absolutną rację, tak być nie mo\e. Czuję, \e , jesteś bliski obłędu, tak samo jak ja. A przecie\ nie mo\emy do tego dopuścić, prawda? - Pierścionki zamigotały na jej palcach, kiedy odrzucała włosy. - Raczej nie. - Dlatego zamierzam poło\yć temu kres. - Ale czemu? - Chwycił ją za nadgarstek, bo ju\ zdejmowała mu krawat. - Tej niepewności, temu co by było, gdyby . - Nie zwa\ając na jego rękę, zaczęła rozpinać mu koszulę. - Przyjemny materiał - zauwa\yła. - Biorę wszystko na siebie, Nathan. Ty nie masz tu nic do powiedzenia. - O czym ty mówisz, Jackie? - Kiedy zaczęła zdejmować z niego marynarkę, chwycił ją za ramiona. - Co ty właściwie wyprawiasz? - Robię z tobą to, na co mam ochotę, Nathan. - Przycisnęła wargi do jego ust. Chciał się roześmiać, ale z piersi wyrwał mu się stłumiony jęk. - Nie warto dłu\ej z tym walczyć. Dobrze o tym wiesz - orzekła, zdejmując mu marynarkę. - Jestem osobą bardzo zdecydowaną. - Właśnie widzę. - Poczuł silne szarpnięcie. To Jackie zdejmowała mu koszulę. - Przestań! Musimy porozmawiać. - Ju\ dosyć rozmawialiśmy. - Musnęła językiem płatek jego ucha. - Czy ci się to podoba, czy nie, zamierzam cię posiąść, Nathan. - Ugryzła go lekko w ucho. - Nie opieraj się, bo będzie jeszcze bardziej bolało. Tym razem udało mu się roześmiać. - Jackie, wa\ę o trzydzieści kilo więcej ni\ ty. - No to co z tego - mruknęła i zaczęła rozpinać mu spodnie. Zasłonił się obronnym gestem. - Mówisz powa\nie? Odsunęła się i spojrzała na niego dokładnie w chwili, gdy niebo przecięła pierwsza błyskawica. - Jestem śmiertelnie powa\na. - Nie przestając patrzeć mu w oczy, szarpnęła suwak swojej bluzy. W jej oczach błysnął \ar. - Nie wyjdziesz stąd, Nathan, póki z tobą nie skończę. Je\eli będziesz współpracować, potraktuję cię łagodnie. A jeśli nie.. . - Wzruszyła ramionami. Bluza zsunęła jej się do pasa. Za pózno! Za pózno, by udawać, \e nie chce i nie musi z nią być. Jackie grała z nim w otwarte karty. Godziła się wziąć na siebie całą odpowiedzialność i ewentualne reperkusje. Wzruszało go to, ale przecie\ nie mógł na to pozwolić. - Pragnę cię. - Musnął dłońmi jej policzki, a potem zanurzył palce w jej włosy. - Chodzmy na górę. Czułym, pełnym oddania gestem wtuliła twarz w jego dłoń. Jednak kiedy znów na niego spojrzała, potrząsnęła głową. - Nie. Zrobimy to tu i teraz. - Przycisnęła usta do jego ust, pozbawiając go tym samym wyboru. Torturowała go, dręczyła i dra\niła. Oplotła jego ciało, a usta miała szybkie i natarczywe. Piły z jego ust i oddawały pocałunki, a potem zabrały się za badanie wszystkich krzywizn i płaszczyzn jego twarzy. Krew tętniła mu w \yłach. Czuł to w skroniach, w lędzwiach, w koniuszkach palców, podczas gdy bezlitosne, czarodziejskie dłonie Jackie błądziły po jego ciele. śadnych wahań. Jackie obce było znaczenie tego słowa. Atakowała równie dziko i ogniście, jak burza szalejąca za oknami. Nathan przeraził się, a mimo to zamknął Jackie w uścisku i mocno przytulił, próbując przynajmniej częściowo odzyskać kontrolę nad sytuacją. Jackie zmuszała go do przekroczenia granic, które dawno sobie wyznaczył, do pogwałcenia zdrowego rozsądku i wszelkich cywilizowanych zasad. Słyszał swój własny oddech, szybki i urywany. Czuł, jak bijana niego siódme poty. Rozsadzała go \ądza, której nie był w stanie okiełznać. Zdzierał materiał z ramion Jackie, owładnięty jednym pragnieniem - \eby jak najprędzej dobrać się do jej ciała. - Jackie! - Chłonął ją wszystkimi zmysłami. Więcej.. . jeszcze więcej.. . Nie był w stanie o niczym innym myśleć. Gdyby potrafił, chętnie by ją w siebie wessał. - Jackie! - powtórzył. - Poczekaj chwilę! Ale ona tylko się roześmiała, z ustami przy jego ustach. Gdy osuwali się na podłogę, zrywał z niej resztki ubrania. Palce Jackie nie mogły nadą\yć, tak się spieszyła, by usunąć to, co dzieliło ich ciała. Chciała poczuć go całego przy sobie. Kiedy potoczyli się po dywanie, ocierając się o siebie, miała wra\enie, \e staje w ogniu. Myślała, \e to ona będzie go zdobywać, uwodzić, prowadzić, tymczasem się myliła. Wszystko potoczyło się w lawinowym tempie, nad którym \adne z nich nie potrafiło ju\ zapanować. Ani ona, ani on. Splecieni w ciasnym uścisku, tarzali się po podłodze, zaspokajając namiętność, jakiej \adne z nich dotąd nie zaznało. Nie słyszeli deszczu, którym wiatr miotał wściekle o szyby. Coś przewróciło się na stole, a potem potoczyło się i upadło z hukiem na podłogę, ale oni tego tak\e nie usłyszeli. Nie wymieniali szeptem \adnych obietnic, nie padały między nimi \adne czułe słówka. Tylko zdławione jęki i namiętne okrzyki. Nie było delikatnych pieszczot i nie- spiesznych pocałunków, tylko instynktowne, przemo\ne dą\enie do zaspokojenia. Cię\ko dysząc, Nathan uniósł się nad Jackie. Kiedy z odrzuconą głową przyjęła go w siebie, ostatnia błyskawica oświetliła jej włosy i twarz. Cudownie! Kiedy naga, spocona i oszołomiona wtuliła się w Nathana, w głowie dzwięczało jej tylko to jedno słowo. Nigdy dotąd nic nie wydawało jej się tak absolutnie doskonałe. Serce Nathana wcią\ biło głucho przyj ej sercu, a jego oddech ogrzewał jej policzek. Na dworze przestało padać, burza przeszła, tylko w oddali dał się słyszeć za- mierający grzmot. Pomyślała, \e akt fizyczny nie był potrzebny, by utwierdziła się w uczuciach, jakie \ywiła dla Nathana. Miał on być tylko pogłębieniem jej miłości. Nawet w najśmielszych marzeniach nie potrafiłaby sobie wyobrazić, \e będzie a\ tak cudownie. Nathan pozbawił ją sił, a potem tchnął w nią nowe \ycie. Bez względu na to, ile razy będą się jeszcze kochali i ile wspólnie prze\yją lat, nigdy nie będzie ju\ tak jak za pierwszym razem. Z zamkniętymi oczyma tuliła się do Nathana, pogrą\ona w błogostanie. Nie wiedział, co ma jej powiedzieć, i czy w ogóle jest w stanie mówić. Zawsze mu się wydawało, \e zna tego mę\czyznę, za jakiego się uwa\ał. Teraz przekonał się, \e Nathan Powell, z którym spędził przewa\ającą część \ycia, to zupełnie ktoś inny. Ktoś całkowicie odmienny od tego, kto oddawał się \ądzy. Kochając się z Jackie, stracił poczucie czasu, miejsca, a nawet samego siebie. Nigdy dotąd nic takiego mu się nie przydarzyło. I nigdy więcej mu się nie przydarzy. Chyba \e z Jackie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|