, 0433. Winters Rebecca Wakacje w Italii 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Gdy wróciłeś wczoraj do domu, powiedziałeś mu, że by-
liśmy w Loretello? - zapytała cicho.
- Miałem to zrobić - mruknął. - Ale kiedy wszedłem do
jego pokoju, już spał. Nie chciałem go budzić.
Ogarnęło ją poczucie winy.
- Myślisz, że dowiedział się, że nie poszliśmy na bal i było
mu przykro?
- Sam zadawałem sobie to pytanie, ale teraz to już nie ma
znaczenia. Najgorsze, że przepadł jak kamień w wodę. - W jego
głosie zabrzmiała obawa.
- Twoja mama wie, że wczoraj byliśmy razem prawie cały
dzień, aż do nocy?
- Tak - uciął i nie odezwał się więcej.
Wjechali na wewnętrzny dziedziniec i zatrzymali się przed
wejściem do pałacu. Służący już czekał na schodach. Zgodnie
S
R
z poleceniem Luke'a wyjął z bagażnika jej torby i wniósł je do
środka.
Nie przypuszczała, że jeszcze raz się tu znajdzie. Matka
Luke'a czekała na nich w biało-czerwonym salonie. Wystarczył
rzut oka, by spostrzec, że jest u kresu wytrzymałości.
Ledwie przekroczyli próg, poderwała się z miejsca, podbieg-
ła do Gaby i złapała ją za ręce.
- Signorina Holt! Dziękuję, że pani przyjechała! - wykrzyk-
nęła z przejęciem i pociągnęła ją w stronę sofy.
Jakże różniło się to gorące przyjęcie od ich pierwszego spot-
kania! Zupełnie, jakby miała przed sobą całkiem inną osobę.
Luke zatrzymał się kilka kroków dalej, w zamyśleniu pocie-
rał opaloną szyję. Przypomniała sobie, jak przy jakiejś okazji
powiedział, że matka świata nie widzi poza Giovannim. Nic
dziwnego, że teraz, kiedy gdzieś przepadł, nawet Gaby była mile
widziana, byle tylko pomogła rozwikłać tajemnicę jego niespo-
dziewanego zniknięcia.
- Proszę, niech mi pani powie, signorina, co się stało z moim
synem? Przecież on jeszcze nie doszedł do siebie po tym stra-
sznym wypadku.
Gaby z rozpaczą popatrzyła na Luke'a. Odwzajemnił spoj-
rzenie, przeniósł wzrok na matkę.
- Obawiam się, mamo, że signorina Holt jest tak samo za-
skoczona jak my.
- Nie! - Potrząsnęła głową, nie przyjmując do wiadomości
jego słów. - Nie wierzę! Luca, on chce się z nią ożenić. W szpi-
talu nie chciał ze mną rozmawiać, nie chciał nawet mnie wi-
dzieć. Nigdy dotąd taki nie był. Tylko inna kobieta mogła tak
na niego wpłynąć. Tą kobietą jest pani, signorina.
- Signora Provere. - Miała wrażenie, że ziemia usuwa się
jej spod nóg. - Pani syn wprowadził panią w błąd. Prawda jest
inna. Giovanni nigdy nie prosił mnie o rękę. Doskonale wie-
S
R
dział, że z mojej strony... że ja... Po prostu nigdy nie łączyło
nas nic więcej jak przyjazń - dokończyła łamiącym się głosem.
- Co takiego? - Ciemne oczy starszej pani błysnęły. - Nic
z tego nie rozumiem. Przecież on panią kocha.
Gaby przełknęła ślinę.
- Tak czy inaczej, nigdy nie rozmawialiśmy o ślubie. Jeste-
śmy tylko przyjaciółmi. Zaprosił mnie tu do pałacu, bo...
- Mamo! - Luke przerwał jej i dalej po włosku pośpiesznie
wyłożył matce całą historię. Gaby odetchnęła z ulgą.
Z każdym jego słowem signora Provere niżej pochylała gło-
wę. Jej rozpacz zmieniała się w niedowierzanie i zdumienie.
- Czy to, co mówi mój syn, jest prawdą? Czy pani i mój
Giovanni nie jesteście po słowie?
- Nie, signora. Tak jak już wcześniej powiedziałam, łączy
nas tylko przyjazń. Ostatni raz widziałam go wieczorem, po
wypadku. Gdybym miała choć mgliste pojęcie, gdzie on może
teraz przebywać, natychmiast bym powiedziała.
Szczerość jej wypowiedzi chyba przekonała matkę, bo po-
woli wypuściła jej dłoń i niewidzącym spojrzeniem zapatrzyła
się w dal. W jednej chwili wydała się ze dwadzieścia lat starsza.
Gaby współczuła jej z całego serca. Co też temu chłopakowi
strzeliło do głowy, jak mógł narażać bliskich na taki stres?
Dlaczego to zrobił? Czy ani przez chwilę nie pomyślał o kon-
sekwencjach?
Signora Provere poruszała się jak w transie. Podniosła się
z sofy, popatrzyła Gaby prosto w oczy.
- Przez ostatnie sześć tygodni Giovanni nie odstępował pani
na krok. Jak pani myśli, gdzie on teraz może być, signorina?
- zapytała zmienionym głosem.
Wiedziała, że nie może pozostawić tego bez odpowiedzi.
Luke też patrzył na nią z oczekiwaniem. Oboje spodziewali się,
że może podsunie im jakiś pomysł, skieruje na właściwy trop.
S
R
Gaby splotła dłonie, rozpaczliwie szukając natchnienia.
- Nawet jeśli Giovanni ma bliskich przyjaciół, to nigdy mnie
z nimi nie poznał. Zresztą, nigdy choćby słowem o nich nie
wspomniał. Chodziliśmy po galeriach i muzeach, włóczyliśmy
się po mieście. Giovanni doskonale zna historię, ma ogromną
wiedzę. Opowiadał mi o sztuce, oprowadzał po ciekawych miej-
scach.
- I nic więcej? - zdumiała się matka. - Nie mówił pani
o sobie, o swoich problemach?
- Owszem, czasami - przyznała. - Prawdę mówiąc, nawet
sporo. Jak sami wiecie, Giovanni jest bardzo uduchowiony,
trochę nie z tego świata, żyje jakby w innej przestrzeni. Nie
wiem, czy wyraziłam się wystarczająco jasno?
Luke w milczeniu skinął głową. Miał poważną minę. Aagod-
nie otoczył matkę ramieniem.
- Mów dalej - zachęcił.
- Dam wam taki przykład: bardzo mu zależało, byśmy po-
szli na ten bal wydawany przez uniwersytet. Kiedy przedwczo-
raj odwoził mnie do akademika, wyjął pudełeczko z ozdobną
klamrą do włosów i upierał się, żebym w niej wystąpiła... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl