,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Twarz drwala stała się siną, pokrytą zeschniętą krwią maską. Tłum wstrzymał oddech. Zogar Sag wciąż stał nieruchomo jak posąg tylko strusie pióra jego stroju poruszały się lekko na wietrze. Nagle z ust zgromadzonych Piktów wyrwał się jęk zgrozy. Wojownicy skoczyli między chaty, potrącając się wzajemnie w pośpiechu. Balthusowi włosy stanęły dęba na głowie. Stojący w bramie stwór zdawał się ucieleśnieniem koszmarnego snu. Dziwnie blada sierść nadawała mu upiorny, nierealny wygląd, lecz nisko zwieszony, spłaszczony, łeb i zakrzywione, błyszczące kły były jak najprawdziwsze. Krocząc bezgłośnie na miękkich łapach wydawał się zjawą z odległej przeszłości. Relikt minionych, ponurych wieków; stwór z prastarych legend tygrys szablastozębny. Już od kilkuset lat hyboriańscy myśliwi nie napotykali tych potwornych bestii. Niezliczone legendy przypisywały im nadprzyrodzoną moc związaną z upiorną barwą sierści i nieokiełznaną dzikością. Zbliżająca się do jeńców bestia była większa od zwykłego pasiastego tygrysa budową bardziej przypominała niedzwiedzia. Chociaż tylne łapy miała potężniejsze niż lew, masywne mięśnie karku i przednich łap nadawały jej dziwnie niezgrabny wygląd. Jej szczęki były niezwykle silnie rozwinięte, w przeciwieństwie do płaskiej czaszki kryjącej maleńki móżdżek, w którym zabrakło miejsca na coś więcej niż mordercze instynkty. Tygrys szablastozębny był wybrykiem natury, szaleństwem ewolucji ukierunkowanym na zabijanie. Takiego potwora przywołał Zogar Sag z głębi puszczy. Balthus już dłużej nie wątpił w historie opowiadane o starym szamanie. Tylko przy pomocy czarnej magii Zogar Sag mógł uzyskać władzę nad tą bezmyślną, uzbrojoną w kły i pazury bestią. Głęboko w zakamarkach pamięci tkwiły niemal zapomniane opowieści o prastarym bóstwie ciemności czczonym niegdyś przez ludzi i zwierzęta, którego potomkowie jak szeptano wciąż jeszcze żyli gdzieś na krańcach świata. Balthus z rosnącym przerażeniem spoglądał na Zogar Saga. Tygrys przeszedł obok okrwawionych ciał Piktów i stosu Strona 131 Howard Robert E - Conan wojownik.txt czaszek nie zwracając na nie uwagi. Gardził padliną. Był stworzony do zabijania i polował tylko na żywe stworzenia. Zielone, nieruchome ślepia pałały żądzą mordu; nie głodem płynącym z pustego brzucha. Potężne szczęki rozchyliły się szeroko. Szaman cofnął się o krok i wskazał ręką drwala. Wielki kot przyczaił się do skoku. Balthusowi przypomniały się opowieści o potwornej sile tego zwierzęcia; o tym, że potrafi rzucić się na słonia i wbić swoje zakrzywione kły tak głęboko w jego czaszkę, że nie mogąc ich wyjąć ginie z głodu. Czarownik krzyknął piskliwie i tygrys ze wstrząsającym rykiem skoczył na ofiarę. Balthus nie wyobrażał sobie, że w jednym cielsku nawet tak ogromnym może kryć się tak druzgocąca siła. Zwierzę spadło jak błyskawica na ofiarę, z trzaskiem łamiąc pal, do którego ją przywiązano, i pół niosąc, pół ciągnąc okropne brzemię ruszyło ku bramie. Sparaliżowany przerażeniem Balthus patrzył na to bezsilnie. Bestia nie tylko złamała pal, ale też oderwała od niego ciało swojej ofiary. Jej potężne pazury w mgnieniu oka rozpruły brzuch jeńca i częściowo oderwały mu ręce, a gigantyczne kły zgniotły mu czaszkę z taką łatwością, jakby była z papieru. Grube rzemienne więzy prysnęły jak nitki. Balthus zwymiotował. Polował na pantery i niedzwiedzie, ale nie wyobrażał sobie, że jakiekolwiek zwierzę może w ułamku sekundy tak zmasakrować człowieka. Tygrys zniknął za bramą i w chwilę pózniej głuchy ryk wstrząsnął puszczą, cichnąc wolno w dali. Jednak Piktowie nie opuszczali jeszcze swoich kryjówek, a szaman stał bez ruchu zwrócony twarzą ku ciemnej ścianie lasu. Balthus oblał się zimnym potem. Jakiż nowy potwór pojawi się w otwartych wrotach by zamienić jego ciało w krwawe strzępy? Wstrząsnął nim dreszcz przerażenia. Bezsilnie szamotał się w więzach. Mrok nocy zdawał się napierać na wioskę Piktów, przygaszając blask ognisk jarzących się niczym ognie Piekieł. Taurańczyk czuł na sobie spojrzenia całej wioski setek wygłodniałych, okrutnych oczu odzwierciedlających stan ich dusz pozbawionych ludzkich cech. Już nie myślał o nich jak o ludziach; byli demonami tej puszczy, równie okrutnymi jak bestie wzywane z jej głębi przez okrytego piórami szamana. Zogar znów wysłał w noc mrożące krew w żyłach wezwanie. Słysząc ten syczący, zupełnie odmienny od pierwszego dzwięk, Balthus zadrżał tak mogłaby syczeć olbrzymia żmija. Tym razem czarownikowi odpowiedziało tylko milczenie. Strona 132 Howard Robert E - Conan wojownik.txt W dzwięczącej ciszy Taurańczyk prawie słyszał łomot swego serca. Nagle jego uszu dobiegł cichy szmer dolatujący od strony bramy. Dreszcz przerażenia przeleciał mu po grzbiecie w otwartych wrotach pojawił się nowy potwór. Balthus rozpoznał w nim monstrum z pradawnych legend. Szaman przywołał gigantyczną żmiję. Jej ogromny, klinowaty łeb wznosił się wyżej niż głowa dorosłego człowieka, a wijące się, błyszczące cielsko było grubsze od beczki. Z rozdziawionej paszczęki wysuwał się rozdwojony język, a blask ognia odbijał się od wyszczerzonych kłów. Taurańczyk zamarł z przerażenia. Starożytni nazywali tego gada Wężem Upiorem. Blade, ohydne cielsko wślizgiwało się nocą do ludzkich siedzib by pożerać całe rodziny. Swoje ofiary dusił jak pyton, w uścisku potężnych splotów, lecz w przeciwieństwie do węży dusicieli ten uzbrojony był w kły ociekające jadem, który niósł szaleństwo i śmierć. Jego również od dawna uważano za wymarłe zwierzę. Jednaki Vallanus mówił prawdę. %7ładen biały człowiek nie miał pojęcia co kryją puszcze za Czarną Rzeką. Wąż podpełznął bliżej i uniósłszy łeb zakołysał nim w przód i w tył, szykując się do ataku. Bathus patrzał jak zahipnotyzowany w głąb odrażającej gardzieli, która miała go pochłonąć. Nie odczuwał nic prócz lekkich mdłości. Nagle z cienia zalegającego wokół chat śmignęło coś błyszczącego i wielki gad zaczął się wić w konwulsjach. Zdumiony Balthus dostrzegł sterczącą z grubego karku, tuż pod rozdziawioną paszczęką, krótką włócznię. Z jednej strony wystawało drzewce, z drugiej stalowy grot. Wijący się, oszalały z bólu stwór wpadł na stojących w pobliżu wojowników, którzy rozpierzchnęli się w panice. Grot włóczni nie przeciął wprawdzie kręgów gada, ale na wylot przeszył mięśnie potężnego karku. Wściekle smagając ogonem wąż obalił tuzin Piktów i wściekle [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|