, Howard Robert E Conan wojownik 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Twarz drwala stała się siną, pokrytą zeschniętą krwią
maską.
Tłum wstrzymał oddech. Zogar Sag wciąż stał nieruchomo
jak posąg  tylko strusie pióra jego stroju poruszały się
lekko na wietrze. Nagle z ust zgromadzonych Piktów wyrwał
się jęk zgrozy. Wojownicy skoczyli między chaty,
potrącając się wzajemnie w pośpiechu. Balthusowi włosy
stanęły dęba na głowie. Stojący w bramie stwór zdawał się
ucieleśnieniem koszmarnego snu. Dziwnie blada sierść
nadawała mu upiorny, nierealny wygląd, lecz nisko
zwieszony, spłaszczony, łeb i zakrzywione, błyszczące kły
były jak najprawdziwsze. Krocząc bezgłośnie na miękkich
łapach wydawał się zjawą z odległej przeszłości. Relikt
minionych, ponurych wieków; stwór z prastarych legend 
tygrys szablastozębny.
Już od kilkuset lat hyboriańscy myśliwi nie napotykali
tych potwornych bestii. Niezliczone legendy przypisywały
im nadprzyrodzoną moc związaną z upiorną barwą sierści i
nieokiełznaną dzikością.
Zbliżająca się do jeńców bestia była większa od
zwykłego pasiastego tygrysa  budową bardziej
przypominała niedzwiedzia. Chociaż tylne łapy miała
potężniejsze niż lew, masywne mięśnie karku i przednich
łap nadawały jej dziwnie niezgrabny wygląd. Jej szczęki
były niezwykle silnie rozwinięte, w przeciwieństwie do
płaskiej czaszki kryjącej maleńki móżdżek, w którym
zabrakło miejsca na coś więcej niż mordercze instynkty.
Tygrys szablastozębny był wybrykiem natury, szaleństwem
ewolucji ukierunkowanym na zabijanie.
Takiego potwora przywołał Zogar Sag z głębi puszczy.
Balthus już dłużej nie wątpił w historie opowiadane o
starym szamanie. Tylko przy pomocy czarnej magii Zogar
Sag mógł uzyskać władzę nad tą bezmyślną, uzbrojoną w kły
i pazury bestią. Głęboko w zakamarkach pamięci tkwiły
niemal zapomniane opowieści o prastarym bóstwie ciemności
czczonym niegdyś przez ludzi i zwierzęta, którego
potomkowie  jak szeptano  wciąż jeszcze żyli gdzieś na
krańcach świata. Balthus z rosnącym przerażeniem
spoglądał na Zogar Saga.
Tygrys przeszedł obok okrwawionych ciał Piktów i stosu
Strona 131
Howard Robert E - Conan wojownik.txt
czaszek nie zwracając na nie uwagi. Gardził padliną. Był
stworzony do zabijania i polował tylko na żywe
stworzenia. Zielone, nieruchome ślepia pałały żądzą
mordu; nie głodem płynącym z pustego brzucha. Potężne
szczęki rozchyliły się szeroko. Szaman cofnął się o krok
i wskazał ręką drwala.
Wielki kot przyczaił się do skoku. Balthusowi
przypomniały się opowieści o potwornej sile tego
zwierzęcia; o tym, że potrafi rzucić się na słonia i wbić
swoje zakrzywione kły tak głęboko w jego czaszkę, że nie
mogąc ich wyjąć ginie z głodu. Czarownik krzyknął
piskliwie i tygrys ze wstrząsającym rykiem skoczył na
ofiarę.
Balthus nie wyobrażał sobie, że w jednym cielsku 
nawet tak ogromnym  może kryć się tak druzgocąca siła.
Zwierzę spadło jak błyskawica na ofiarę, z trzaskiem
łamiąc pal, do którego ją przywiązano, i pół niosąc, pół
ciągnąc okropne brzemię ruszyło ku bramie. Sparaliżowany
przerażeniem Balthus patrzył na to bezsilnie.
Bestia nie tylko złamała pal, ale też oderwała od
niego ciało swojej ofiary. Jej potężne pazury w mgnieniu
oka rozpruły brzuch jeńca i częściowo oderwały mu ręce, a
gigantyczne kły zgniotły mu czaszkę z taką łatwością,
jakby była z papieru. Grube rzemienne więzy prysnęły jak
nitki. Balthus zwymiotował. Polował na pantery i
niedzwiedzie, ale nie wyobrażał sobie, że jakiekolwiek
zwierzę może w ułamku sekundy tak zmasakrować człowieka.
Tygrys zniknął za bramą i w chwilę pózniej głuchy ryk
wstrząsnął puszczą, cichnąc wolno w dali. Jednak Piktowie
nie opuszczali jeszcze swoich kryjówek, a szaman stał bez
ruchu zwrócony twarzą ku ciemnej ścianie lasu.
Balthus oblał się zimnym potem. Jakiż nowy potwór
pojawi się w otwartych wrotach by zamienić jego ciało w
krwawe strzępy? Wstrząsnął nim dreszcz przerażenia.
Bezsilnie szamotał się w więzach. Mrok nocy zdawał się
napierać na wioskę Piktów, przygaszając blask ognisk
jarzących się niczym ognie Piekieł. Taurańczyk czuł na
sobie spojrzenia całej wioski  setek wygłodniałych,
okrutnych oczu odzwierciedlających stan ich dusz
pozbawionych ludzkich cech. Już nie myślał o nich jak o
ludziach; byli demonami tej puszczy, równie okrutnymi jak
bestie wzywane z jej głębi przez okrytego piórami
szamana.
Zogar znów wysłał w noc mrożące krew w żyłach
wezwanie. Słysząc ten syczący, zupełnie odmienny od
pierwszego dzwięk, Balthus zadrżał  tak mogłaby syczeć
olbrzymia żmija.
Tym razem czarownikowi odpowiedziało tylko milczenie.
Strona 132
Howard Robert E - Conan wojownik.txt
W dzwięczącej ciszy Taurańczyk prawie słyszał łomot swego
serca. Nagle jego uszu dobiegł cichy szmer dolatujący od
strony bramy. Dreszcz przerażenia przeleciał mu po
grzbiecie  w otwartych wrotach pojawił się nowy potwór.
Balthus rozpoznał w nim monstrum z pradawnych legend.
Szaman przywołał gigantyczną żmiję. Jej ogromny,
klinowaty łeb wznosił się wyżej niż głowa dorosłego
człowieka, a wijące się, błyszczące cielsko było grubsze
od beczki. Z rozdziawionej paszczęki wysuwał się
rozdwojony język, a blask ognia odbijał się od
wyszczerzonych kłów.
Taurańczyk zamarł z przerażenia. Starożytni nazywali
tego gada Wężem Upiorem. Blade, ohydne cielsko
wślizgiwało się nocą do ludzkich siedzib by pożerać całe
rodziny. Swoje ofiary dusił jak pyton, w uścisku
potężnych splotów, lecz w przeciwieństwie do węży 
dusicieli ten uzbrojony był w kły ociekające jadem, który
niósł szaleństwo i śmierć. Jego również od dawna uważano
za wymarłe zwierzę. Jednaki Vallanus mówił prawdę. %7ładen
biały człowiek nie miał pojęcia co kryją puszcze za
Czarną Rzeką.
Wąż podpełznął bliżej i uniósłszy łeb zakołysał nim w
przód i w tył, szykując się do ataku. Bathus patrzał jak
zahipnotyzowany w głąb odrażającej gardzieli, która miała
go pochłonąć. Nie odczuwał nic prócz lekkich mdłości.
Nagle z cienia zalegającego wokół chat śmignęło coś
błyszczącego i wielki gad zaczął się wić w konwulsjach.
Zdumiony Balthus dostrzegł sterczącą z grubego karku, tuż
pod rozdziawioną paszczęką, krótką włócznię. Z jednej
strony wystawało drzewce, z drugiej stalowy grot. Wijący
się, oszalały z bólu stwór wpadł na stojących w pobliżu
wojowników, którzy rozpierzchnęli się w panice.
Grot włóczni nie przeciął wprawdzie kręgów gada, ale
na wylot przeszył mięśnie potężnego karku. Wściekle
smagając ogonem wąż obalił tuzin Piktów i wściekle [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl