,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szanował i na której by mi nie zależało. - Wstał z łóżka i skierował się do drzwi. Pandora patrzyła na niego wzro kiem, który mógłby zabić. - A więc nie szczędzisz szacunku - zadrwiła. - Mylisz się. - Popatrzył na nią przeciągle. - Nie każę nikomu ciężko na niego zapracować. Zimna wojna może nie być tak stymulująca jak otwarta bitwa, ale w przypadku równorzędnych partnerów może oka zać się równie wyniszczająca. Przez kilka następnych dni Pandora i Michael nie ustawali we wzajemnych podchodach. Jeśli jedno uczyniło jakąś kąśliwą uwagę, drugie natychmiast rewanżowało mu się tym samym. %7ładne z nich nie wywiesiło czerwonej flagi sygnalizującej przystąpienie do ataku, ale nie 110 SKAZANI NA SIEBIE szczędzili sobie wzajemnych złośliwości i uszczypliwości. Sweeney i Charles nie mogli się nadziwić i tylko czekali, aż dojdzie do rozlewu krwi. - Głupota, kompletna głupota - stwierdziła Sweeney, rozwałkowując ciasto. Była silną kobietą o rumianej twarzy i, w przeciwieństwie do chudego Charlesa, o okrągłych kształtach. Pochowała dwóch mężów i teraz utrzymywała się z gotowania. Jej kuchnia zawsze była wysprzątana, pełna smakowitych zapachów przygotowywanych potraw. - Oto kim są. Rozpuszczone dzieciaki potrzebują silnej ręki. - Mają przed sobą jeszcze cztery miesiące - powiedział Charles. - Nie uda im się. - Też coś! - Sweeney obróciła ciasto na drugą stronę. - Uda im się. Są zbyt zawzięci, żeby się mieli się poddać. Ale to nie wystarczy. - Nasz pan chciał, żeby przejęli ten dom. Jeśli tak się stanie, my też tu zostaniemy. - Co będziemy robić w tym dużym pustym domu, kiedy wrócą do miasta? Jak często będą tu przyjeżdżać? - zastana wiała się głośno Sweeney. - Nasz pan chciał, żeby zamiesz kali tutaj i byli razem. Dom potrzebuje rodziny. W pewnym stopniu od nas zależy, by tak się stało. - Nie słyszałaś ich w czasie śniadania. - Charles wypił łyk herbaty. - To nie ma nic do rzeczy. Widziałam, jak na siebie pa trzą, kiedy myślą, że to drugie nie widzi. Trzeba ich tylko pchnąć ku sobie. Zrobimy to - dodała, wkładając ciasto do blachy. - Jesteśmy za starzy, by mieszać się w sprawy młodych. Sweeney chrząknęła. Oparła ręce na biodrach. SKAZANI NA SIEBE 111 - Otóż to! Starzy! Coś mi kiepsko wyglądasz ostatnio - zauważyła. - Nie, prawdę mówiąc, czuję się lepiej niż w zeszłym tygodniu. - A jednak wyglądasz kiepsko - powtórzyła Sweeney. - O, idzie Pandora, trochę mizerna. Pamiętaj, rób tylko to, co ci powiem - napomniała Charlesa. W nocy spadł śnieg. Trawnik i drzewa pokryte były bia łym puchem. Pandora potrząsnęła gałęzią. Była z siebie za dowolona. Praca nie mogłaby jej pójść lepiej. Kolczyki, któ rych projekt skończyła, były tak wyjątkowe, że natychmiast naszkicowała do kompletu naszyjnik. Zmiały, geometryczny wzór z miedzi łączonej ze złotem nie mógł nie rzucać się w oczy. Nie każdej kobiecie przypadłby do gustu, ale ta, która będzie go nosić, na pewno zwróci na siebie uwagę. Wchodząc do kuchni, była już głodna jak wilk i w znako mitym nastroju. - ... jeśli poczujesz się lepiej za dzień lub dwa - dokoń czyła Sweeney, po czym odwróciła się gwałtownie, jakby zaskoczył ją widok Pandory. - Och, straciłam poczucie czasu - tłumaczyła się. - Lunch gotowy, właśnie kończę ciasto. - Z jabłkami? - uśmiechnęła się Pandora, podchodząc bliżej. - Zostało trochę nadzienia? - spytała, wkładając palec do miski. Sweeney klepnęła ją po dłoni. - Nic z tego. Przed chwilą pracowałaś. Najpierw umyj ręce. Zaraz podam lunch. Pandora posłusznie podeszła do zlewu. - Charles zle się czuje? - szepnęła do Sweeney. - Reumatyzm mu dokucza. To przez tę pogodę. Zresztą jak człowiek się starzeje, wszystko po trochu odmawia posłu- 112 SKAZANI NA SIEBIE szeństwa. - Przyłożyła dłoń do pleców, jakby i ona odczuwa ła ból. - Cóż, posuwamy się w latach, nie młodniejemy - westchnęła, zerkając ku Pandorze. - Trudno, starość nie ra dość. - Nonsens - zaprotestowała Pandora, ale poważnie się zaniepokoiła. Będzie musiała zwracać większą uwagę na Charlesa. - Po prostu bierzecie na siebie za dużo obowiąz ków. - Kiedy przyjdą święta... - zaczęła Sweeney. - Cóż, ude korowanie domu to dużo roboty, ale jest potem tak przyjem nie. Charles i ja pójdziemy po południu na strych i przeszuka my pudła. - Daj spokój, Sweeney! - Pandora zakręciła wodę i wzię ła ręcznik. - Zniosę ozdoby na dół. - Nie, nie, panienko, tych pudeł jest za dużo i są za cięż kie na taką delikatną dziewczynę. My się tym zajmiemy. Prawda, Charles? Charles westchnął ciężko na myśl o tym, że będzie musiał kilka razy wchodzić na strych, ale na widok miny Sweeney postanowił nie protestować. - Proszę się nie martwić, panno McVie, zajmiemy się tym ze Sweeney - zapewnił. - Mowy nie ma. - Pandora odwiesiła ręcznik. - Zniesie my z Michaelem wszystko na dół. Pójdę po niego, żeby już zszedł na lunch. Sweeney odczekała, aż Pandora zniknie za drzwiami. Za chichotała zadowolona. Pandora dwa razy zapukała do pokoju Michaela, po czym weszła do środka. Siedział przy maszynie. Zapominając o du mie, zbliżyła się do biurka. SKAZANI NA SIEBIE 113 - Chciałabym z tobą pomówić - zaczęła łagodnym to nem. - Pózniej. Jestem zajęty. - To ważne - nalegała, powstrzymując irytację. - Proszę - wycedziła przez zęby. Zaskoczony, przerwał pisanie. - O co chodzi? Czyżby znowu ktoś z rodziny zrobił jakiś kawał? - Nie, nie to. Musimy udekorować dom na Boże Naro dzenie - wyjaśniła. Przez chwilę wpatrywał się w nią, jakby nie rozumiał, o czym ona mówi, po czym zaklął pod nosem i wrócił do pisania. - Mam tu dwunastolatka porwanego dla okupu. %7łądają miliona dolarów. To jest ważne. - Michael, możesz choć na chwilę wrócić do rzeczywi stości? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|