, Adams Douglas 02 Restauracja na końcu wszechświata 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozciągała się nieskończenie daleko w ka\dą stronę i zbli\ała do oszałamiającego apogeum.
Max spojrzał na zegarek i, tryskając humorem, wrócił na scenę.
 A teraz, panie i panowie!  promieniał.  Czy ten ostatni raz świetnie się bawicie?
 Tak!!!  zawołali ci, którzy krzyczą  tak!!! za ka\dym razem, gdy komik pyta, czy
świetnie się bawią.
 To cudownie!  piał Max.  Absolutnie cudownie! Kiedy fotonowe burze skłębią się
nad nami w wirujące chmury, by rozerwać na kawałki ostatnie czerwone, parzące słońce,
wtedy niech wszyscy wygodnie usiądą i cieszą się wraz ze mną tym, co z pewnością dla
ka\dej/go obecnej/go osoby/przedmiotu będzie prze\yciem niezwykle podniecającym i
niepowtarzalnym.
Zawiesił głos. Jego błyszczące oczy hipnotyzowały publiczność.
 Proszę mi wierzyć, panie i panowie, tym razem nie będzie niczego przedostatniego!
Znów zawiesił głos. Dziś wieczór wszystko idealnie zgrał w czasie. Wieczność za
wiecznością prowadził to przedstawienie, wieczór w wieczór, choć pojęcie  wieczór nie ma
na końcu czasu zbyt wielkiego znaczenia. Istnieją jedynie nie kończące się powtórki
momentu, w którym restauracja przechodzi przez koniec czasu  i wkrótce wraca. Dzisiejszy
 wieczór był mimo to dobry, publiczność wiła się w chorowitych dłoniach konferansjera.
Zni\ył głos. Wszyscy musieli się mocno wsłuchiwać, by go usłyszeć.
 Oto naprawdę ostateczny moment, ostateczna lodowata beznadziejność, w której zapada
się majestatyczny rozmach stworzenia. Oto, panie i panowie, koniec.
Jego głos jeszcze ścichł. W panującej ciszy nie wa\yłaby się odchrząknąć nawet mucha.
 Potem  mówił  będzie nicość. Pustka. Cisza. Zapomnienie. Nie będzie absolutnie
niczego...
Znów pojawił mu się w oku błysk  a mo\e mrugnął?
 Niczego... oczywiście z wyjątkiem naszego wózeczka ze słodyczami i zestawem
wybornych aldebarańskich likierów!
Zespół zagrał pasujący do sytuacji tusz. Max wolałby, by dali sobie spokój  artysta jego
klasy nie potrzebował pomocy! Sam umiał grać na publiczności jak na instrumencie.
Roześmiał się z ulgą. Szedł za ciosem.
 Tym razem nie musicie się bać, \e jutro przywita was kacem, poniewa\ nie będzie
\adnego jutra!  zawołał wesoło.
Promieniał do szczęśliwej, roześmianej publiczności. Jak ka\dego wieczora, gdy odwalał
swój wyświechtany numer, spojrzał ku niebu, ale potrwało to jedynie ułamek sekundy.
Polegał na niebu, \e spełni swój obowiązek  tak zawodowiec polega na zawodowcu.
 A teraz  zagrzmiał, stąpając po scenie  choć liczę się z niebezpieczeństwem, \e nieco
popsuję państwu wspaniały nastrój katastrofizmu i beznadziei, chciałbym powitać kilku gości.
Wyciągnął z kieszeni kartonik.
 Czy jest dziś z nami...  podniósł rękę, by powstrzymać okrzyki  czy jest z nami grupa
z klubu bryd\owego z Zansellkwazara Flamarion, poło\onego za pró\niowymi wirami
Quarne? Jesteście z nami?
Całkiem z tyłu wybuchł aplauz, Max udawał jednak, \e nic nie słyszy. Rozglądał się,
próbując dojrzeć bryd\ystów.
 Jesteście z nami?  spytał ponownie, by wyciągnąć ze słuchaczy jeszcze głośniejsze
objawy zachwytu.
Jak zwykle je wyciągnął.
 No tak, są. A więc, chłopcy, otwierajcie ostatnie licytacje i nie oszukujcie. Pamiętajcie,
chwila jest uroczysta.
Chciwie wchłonął śmiechy ze swego dowcipu.
 Czy jest z nami... czy jest... grupa pomniejszych bóstw mieszkających w przedsionkach
Asgardu, niebiańskiego pałacu nordyckich bogów?
W głębi sali po prawej stronie Maxa rozległo się dudnienie grzmotu. Przez scenę
przeleciała błyskawica. Grupka strasznie zadowolonych z siebie zarośniętych osobników w
hełmach wzniosła w stronę sceny toast.
 Dowcipy z brodą  pomyślał Max.
 Tylko uwa\ajcie na swe młoty!  rzucił w ich stronę.
Ponownie pochwalili się sztuczką z błyskawicą. Max uśmiechnął się do nich, mocno
zaciskając usta.
 Po trzecie  ciągnął  po trzecie, grupa młodych konserwatystów z Syriusza B. Jesteście
z nami?
Grupa szykownie ubranych młodych psów przestała obrzucać się bułkami i zaczęła
rzucać bułkami na scenę. Warczały i szczekały zupełnie niezrozumiale.
 Oczywiście  skarcił je Max  to wyłącznie wasza wina, chyba zdajecie sobie z tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl