,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skupić i nie myśleć o widowni, to nie tylko się upora ze swą rolą, ale i trema zniknie bez śladu. Był w pełni przekonany, że Ferrars odniesie olbrzymi sukces. Ta myśl nań również działała kojąco. Czy znajdzie się ktoś taki, kto myśląc o Ferrarsie i porwany jego grą, potrudzi się tyle, by i jemu poświęcić choćby marną uwagę? Na pewno nie. Gdy zapomni jakich słów, lub utknie nieszczęśliwie, takie wsypy" się zdarzają i wielkim aktorom, to któż to będzie wiedział, kto się w tym połapie? Taki aktor, jak on, debiutant zaledwie, niemowlę sceniczne, nie może mieć pretensji, by ktoś o nim myślał. Nie liczy się prawie. Nikt go nie słucha, nikt nań nie patrzy. Przedstawienie rozpoczęto i Ferrars po chwili już był na scenie. Zaledwie się pojawił, nie zdążył nawet jeszcze podejść przed rampę, sala zagrzmiała huraganem oklasków. Rollo tymczasem przystanął w kulisie. Czekając niecierpliwie znaku na wejście, odliczając mechanicznie scenę za sceną, rozpływał się w podziwie dla kamiennej równowagi, okazanej przez Ferrarsa. Ferrars istotnie miał nerwy ze stali. Nie tylko się nie stropił, nie tylko nie okazał najmniejszej choćby tremy, ale porwany zapałem, jakąś intuicją kierującą jego grą, prześcignął jeszcze wszystko, czego słaby tylko odblask przedstawił na próbach. Rollo go nie poznał; nie widział jeszcze w życiu takiego aktora. Ten człowiek miał moc, elektryzował po prostu. Od pierwszego swego wejścia był panem sytuacji. Odnosiło się wrażenie, że rzucił jakiś czar na kolegów i publiczność. I Rollo bezwiednie uległ mu wkrótce. Gdy pojawił się na scenie, wbrew wszelkim przypuszczeniom trapiącym jego duszę, jakaś dziwna odwaga wstąpiła weń nagle. Nie widział nikogo, prócz Cravena Ferrarsa. Jego kamienny spokój, niepojęty dlań przedtem, gdy stanął w kulisie, i jemu niespodzianie udzielił się teraz. Działał w tym wszystkim jakby rodzaj magnetyzmu. Zniknęły obawy, zniknęła nawet myśl o słuchającym go tłumie. Oczrowany Ferrarsem, porwany jego grą, nie tylko teraz grał, nie tylko był odtwórcą powierzonej mu roli, ale przeżywał ją po prostu, włożył w nią duszę. Odczuwało się to w słowie, odczuwało się i w ruchach. Jakaś żywiołowa bezpośredniość cechowała jego grę. Gdy akt się skończył i po burzach owacji obaj z powrotem zasiedli w garderobie, Rollo był olśniony, wyczerpany przeżyciem. Udało się szepnął, usiłując się skupić. Ferrars z uśmiechem spojrzał mu w oczy. Nie wyrzekł ani słowa. Ale czuło się po prostu, tylko mina to mówiła, wyraz jego twarzy, że w głębi duszy radował się szczerze. Na widowni tymczasem niepodzielnie zapanował szczery entuzjazm. Craven Ferrars przestał znienacka być żerem sensacji; przestał być przedmiotem histerycznie podsycanej, niezdrowej ciekawości. Uznano w nim geniusz, wielkiego artystę. Molly i Asterby siedzieli w loży. Zdawało jej się teraz, że jednocześnie z widowiskiem, oglądanym na scenie, jakieś drugie, poważniejsze, rozwinęło się przed oczyma jej duszy. Jego twórcą było życie, cała jego przeszłość, dobyta z niepamięci. Odniosła wrażenie, że to co przeżyła, to co w jej duszy teraz dopiero zaznaczyło swój ślad, nie było czymś innym, jak za pózno rozpoznaną, fatalną omyłką. Zdarzyło się coś, co z woli przeznaczenia musiało się wydarzyć, ale przeczucie jej mówiło, że i czas w tym wszystkim miał błąd na sumieniu. Jakiś dziwny smutek zawładnął jej sercem. Niepokoiła się zrazu o występ Rolla, siedziała jak w gorączce, ale obecnie jej niepokój przeminął bez śladu. Zapomniała o Rollu. Zdawała sobie sprawę, że sukces miał pewny i że rozgłos jego wzrośnie po dalszych występach. Będą o nim mówić. Ferrars natomiast, główny aktor sztuki, który stał się ośrodkiem ogólnej uwagi, który nie myślał nawet o tym, że skoncentrował na sobie oczy i uszy zebranych tłumów Ferrars ją olśnił; przedstawił się jej oczom jak istny tytan wśród reszty aktorów. Można było rzec, i mówiono tak ogólnie, że prześcignął swą sławę i rozgłos gwiazdora. Wyglądał jak król, który z właściwym sobie gestem zasiadł na tronie, jak dostojny mocarz i w pełni tego świadom, że zajął w tej chwili należne mu miejsce. Obudził w niej podziw. Dostrzegła w nim to co niegdyś, przed laty, za dawno minionych, szczęśliwych dni, było zawsze jej pragnieniem, jej jedynym marzeniem, by mogła w nim dostrzec żar, który także w jej sercu rozpalił się od nowa od czaru jego słów, od ognia uniesień. Asterby milczał siedząc koło niej. Przybył z nią dlatego, aby mieć ją pod opieką, gdyż Ivor tego dnia [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|