, Antologia Złota podkowa 47 Haggard Henry R 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiałem ich do podpłynięcia po was i zastanawiałem się, czy nie lepiej strzelić któremu w łeb.
Ale przyszedłem do przekonania, że lepiej zaczekać i zobaczyć, co będzie, gdyż w razie uży-
cia broni reszta mogłaby się okazać jeszcze głupsza i bardziej uparta.
 Tak jest, Hans, ale gdyby okazało się konieczne, kogo byś zastrzelił?  zapytałem.
 Wala?
 Nie, Baas. To człowiek stary i głupi jak but. Zastrzeliłbym Issicora, gdyż nie mogę
go znieść i chciałbym ocalić Sabilę od nudów. Co to za mężczyzna, Baas, który wiedząc, że
jego ukochana ma paść ofiarą diabła, siedzi, jęczy i mówi, że nie można występować przeciw
dawnym zwyczajom z obawy przed przekleństwem? A jednak tak się zachował, kiedy prosi-
łem go, aby kazał ludziom przybić do przystani.
 Hans, to już jest ich sprawa.
 Prawda, Baas, ale kiedy Sabila oprzytomnieje i nadejdzie godzina porachunków, jak
to zawsze bywa, Issicor będzie się miał z pyszna. Zamiast pocałunków dostanie po gębie.
Popatrz, odwróciła się już od niego. Ale to nie moja sprawa i nie pańska. Pan będzie miał i tak
dużo kłopotu z Dramaną; ona się nie odwraca, Baas, ale pożera cię oczami i powtarza sobie w
duchu, że w końcu znalazła dla siebie prawdziwego boga, chociaż jest drobny, chudy, brzydki
i nie uczesany.
Wśród gradu padających kamieni, na falach rozkołysanych straszliwymi wybuchami
potoków gorącej lawy spływającej do jeziora, wśród syku i dymu  odpływaliśmy jak naj-
szybciej od wyspy. Kilka kamiennych pocisków trafiło w łódz zabijając Wala i dwóch
wioślarzy. Duszące wyziewy i gorący deszcz ustępowały na szczęście pod wpływem silnych
podmuchów wiatru.
Czekała nas jeszcze jedna przeprawa, bo nagle przypłynęła flotylla prymitywnych
czółen i tratew wypełnionych oddziałami Włochatego Ludu. Były to z całą pewnością te
wojska, które miały napaść na miasto Walów.
Z niezwykłym trudem zdołaliśmy odeprzeć ich ataki, zabijając mnóstwo naszych dzi-
kich przeciwników.
Przybyliśmy wreszcie do przystani  zdawało mi się, że wiek minął od chwili, kiedy ją
opuściłem  gdzie zebrała się ogarnięta paniką ludność osady. Przyjęła ona wieść o śmierci
Wala w nabożnym milczeniu, ale jak mi się zdawało, bez szczególnego żalu. W istocie, lud
ten nie był zdolny do żywszych i głębszych wzruszeń. Zanikały one, jak przypuszczam, w
ciągu wieków pod upokarzającym wpływem okrutnego kultu.
Powrót Sabili zdziwił ich mocno, ale niezbyt ucieszył.
 Jest małżonką bóstwa  słyszałem głos z tłumu.
 To jej ucieczka sprowadziła wszystkie te nieszczęścia.
Usłyszała te słowa i odparła na nie śmiało, gdyż teraz oprzytomniała już prawie zupe-
łnie (czego nie mógłbym powiedzieć o Issicorze, który powinien szaleć z radości, a był przy-
gnębiony i milczący):
 Jakie nieszczęścia?  zapytała.  Mój ojciec zginął  to prawda, ugodzony rozpa-
lonym do czerwoności kamieniem, i żałuję go. Ale był to już człowiek stary i śmierci jego
spodziewaliśmy się w każdej chwili. Co do reszty, czyż to nieszczęście, że odwaga i siła tych
oto cudzoziemców wyrwała mnie, jego córkę i dziedziczkę, ze szponów Dachy? Oświadczam
wam, że bóstwem był Dacha; Heu-Heu, którego czcicie, był malowanym bałwanem. Jeśli mi
nie wierzycie, zapytajcie obecnego tu Białego Władcę! Zapytajcie siostry mej Dramany, o
której zapomnieliście widocznie, a która przed kilku laty została mu oddana jako Zwięta
Narzeczona. Czy zguba Dachy, kapłanów jego i wielu dzikich z Włochatego Ludu, naszych
śmiertelnych wrogów  ma być nieszczęściem? Czy to nieszczęście, że obrzydliwa, gorejąca
góra stopiła się w ogniu, a z nią pieczara tajemnic, z której wychodziło tyle okrutnych rozka-
zów? Spełniło się wreszcie proroctwo, które świadczyło wyraznie, że oswobodzi nas cudzo-
ziemiec z południa.
Słysząc te śmiałe słowa, przerażony tłum umilkł i pochylił głowy. Sabila rozejrzała się z
dumą i ciągnęła dalej:
 Wystąp, Issicorze, ty, któremu mam być poślubiona, i okaż ludowi swoją radość. Dla
wyrwania mnie z rąk potwora wybrałeś się w daleką podróż, aby prosić o pomoc Wielkiego
Czarownika z Południa. Pomoc nadeszła i ja zostałam wybawiona. A jednak sam wysłałeś
mnie na ofiarę. Nie ganię cię za to, wiem bowiem, że tak uczynić musiałeś ze względu na
swoje stanowisko, obawiając się klątwy. Teraz jednak jestem wolna, chociaż wyswobodziłeś
mnie nie ty, który przekonany o śmierci Białego Władcy na Zwiętej Wyspie zgodziłeś się na
wydanie mnie bóstwu. Po zniszczeniu Heu-Heu i jego kapłanów, których zniweczyła mądrość
i moc Białego Władcy i jego towarzysza, prawo przestało obowiązywać. Powiedz teraz, że
cieszysz się, iż podróż twoja nie była bezowocna i że cudzoziemcy usłuchali twych próśb o
pomoc. Stoję przed nimi wolna i nie zhańbiona i od tej chwili nad krajem nie ciąży klątwa
Heu-Heu. Tak jest, powiedz to ludowi i podziękuj za moje i siostry mej Dramany ocalenie,
podziękuj tym szlachetnym cudzoziemcom!
Mimo ogromnego zmęczenia oczekiwałem słów Issicora z napięciem i zaciekawieniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl