[ Pobierz całość w formacie PDF ]
broni złożyć wizyty u Mei Li. Weszła do swojej sypialni, chwyciła płaszcz i jak burza wypadła na ulicę. Wiedziała, że Mei Li przeczyta jej list Mi� chaela. Och, jak tęskniła za braćmi! Tak bardzo chciała wie� dzieć, jak im się powodzi, czy Hetty urodziła chłopca, czy dziewczynkę, i czy Frank i Patrick nadal chodzą do szkoły. Wybiegła za róg budynku, skręciła na główną drogę i po dwóch krokach przystanęła. - To dziwne... Zmrużyła oczy i ostrożnie spojrzała na frontowe drzwi sklepu Landerfelta. Były otwarte. Nawet Packettom nie wolno było tam wchodzić pod nieobecność pryncypała. Tak jej powiedział pan Vickery. A więc kto? Przypomniała sobie, że w drodze do księdza Flanagana widziała ubłocony wóz stojący przed domem Vickery'e- go. I parę pociągowych wołów w otwartej zagrodzie przy kuzni... Stały przy żłobie. Pożyczone woły. Pożyczony wóz. Eldridge Landerfelt wrócił! Kate schowała nieprzeczytany list głęboko do kieszeni i podeszła do szeroko otwartych drzwi sklepu Landerfelta. Co prawda Will kazał jej się nie wtrącać, ale nie potrafiła powstrzymać ciekawości. A zresztą Packettowie to jedna sprawa, a Eldridge Landerfelt - druga. - Jest tu kto? - Oparła rękę na framudze i ostrożnie zajrzała do środka. W pierwszej izbie nie było nikogo. Pół- ki świeciły pustkami, tak samo jak w dniu, w którym Lan- derfelt wyjechał z miasta z całym towarem. Kate weszła odrobinę dalej. - Will? Jesteś tu? - Przecież ci mówiłem, żebyś czekała w sklepie! - Will wypadł z drugiego pomieszczenia. Był zły jak osa. - Ale co się stało? Czy Landerfelt tu był? - Tak, ale uciekł. - Will zerknął na swój rewolwer. - Ale go znajdę. - Hola, wspólniku! Zaczekaj chwilę. - Matt wystawił głowę przez drzwi wiodące na zaplecze. Kate dowiedziała się dopiero teraz, że Will wezwał go do pomocy. - Powi� nieneś to chyba zobaczyć. - Co znowu? Will odwrócił się i wszedł na zaplecze. Kate pobiegła za nim. Matt wystąpił w roli przewodnika. Nigdy nie była w maleńkim kantorze Eldridge'a Lan- derfelta, służącym jednocześnie za podręczny magazyn. Pomieszczenia mieszkalne były na pierwszym piętrze. Tam też nigdy nie była, i bardzo dobrze. Weszła do niewielkiej, zakurzonej izby. Matt trzymał w ręku jakąś fiolkę z brązowego szkła, taką samą, jaką można było zobaczyć na półce w aptece lub u lekarza. Kate przypomniała sobie, że w obozie Miwoków doktor Mendenhall miał ich ze sobą przynajmniej tuzin. - Co to takiego? - Will wyjął fiolkę z dłoni Matta, od- korkował ją i powąchał. - Chryste! - Tak właśnie myślałem. Znalazłem to tam, schowane za tymi starymi puszkami. - Co się stało? - zapytała Kate. - Co jest w tej fiolce? - Strychnina. - Will w zamyśleniu patrzył gdzieś poza nią i mocno zaciskał zęby. - Nic nie rozumiem. Do czego to potrzebne? - Trucizna. Zabije nawet najtęższego chłopa. - Matt z powrotem zakorkował fiolkę. - Działa szybko i bardzo skutecznie. - Tak - dodał Will. - Ot tak, po prostu. - Strzelił pal� cami. Kate zmarszczyła brwi, przypomniawszy sobie, co mó� wił doktor Mendenhall o ostatnich dniach życia jej ojca. O tym, że Liam Dennington niemal wyzdrowiał po cięż� kiej chorobie, a potem nagle szybko umarł. Właściwie bez przyczyny. - Myślisz? - Wiadomo, o co pytała. - Nie myślę - warknął Will. - Wiem. Schował fiolkę głęboko do kieszeni. - Chodz. - Złapał Kate pod rękę i pociągnął w kierun� ku drzwi. - Idziemy. Will czekał cierpliwie, aż Kate uściska Mei Li na po� żegnanie. Stali przed dawnym sklepem Denningtona. Chinka miała łzy w oczach. Kate cmoknęła Matta w po� liczek, a on podsadził ją na siodło. Wspięła się na karosza. Kilka bagaży, które Kate i Will zabierali ze sobą w podróż, podzielili równo między siebie. Kate już przed dwoma dniami sprzedała niemal wszyst� ko, co jeszcze jej pozostało w sklepie i w mieszkaniu. Za� robione pieniądze schowała do nieszczęsnej skórzanej sa� kiewki, skradzionej rano przez Landerfelta. Razem było tego ponad tysiąc dolarów. Wystarczająca suma, by zapła� cić za bilet i dla niej, i dla Willa. A Will w dalszym ciągu nie chciał jej powiedzieć, co zamierza zrobić z tym fantem. Jak miał to zrobić, skoro sam tego nie wiedział? Był za to pewny czegoś innego. Postanowił, że bez względu na okoliczności i wszelkie przeciwności losu, wyrówna rachunki z Landerfeltem i pomści śmierć Liama Denningtona. Nie miał jednak czasu, by najpierw puścić się w pogoń za złodziejem i mordercą, a potem wrócić po Kate. Najpierw musiał się nią zająć i bezpiecznie odstawić do portu. Orion" za osiem dni wypływał w rejs do Sitki. W liście wspomniano także, że mniej więcej w tym samym czasie z San Francisco wyjdą dwa klipry płynące do Irlandii. Na którymś z nich powinna się znalezć Kate. Will zamierzał po cichu zapłacić kapitanowi dodatkową sumę, żeby za� pewnić jej jak najlepsze warunki podróży. Tak będzie dobrze dla niej i dla mnie, pomyślał. Był o tym święcie przekonany. Uparcie odwracała wzrok, ile� kroć na nią patrzył. Zachowywała się tak, jakby w ogóle nie było minionej nocy. Cholera, jakby mnie nie znała! - zaklął w duchu. - Ruszamy - oznajmił sucho i ostro pogonił klacz piętami. Matt i Mei Li długo machali im na pożegnanie. Kate i Will musieli pokonać niemal całą Main Street, żeby wy� dostać się na szlak wiodący na południe. Mijając kuznię, zauważyli, że Mustart usiłuje dzwignąć na nogi półprzy� tomnego Floyda Cantera. - Wyruszacie na poranną przejażdżkę? - zawołał we� soło. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|