, May Karol RozbĂłjnicy z Maladety 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rana Sternaua nie była grozna. Nie przeszkadzała mu wcale w leczeniu hrabiego. Stary
pan serdecznie polubił nowego lekarza i gorąco pragnął dowiedzieć się, kto był inicjatorem
napadu. Jeniec milczał jak zaklęty. Nie można było wydobyć z niego ani słowa.
W domu rządcy toczyła się ożywiona rozmowa na temat zajścia w ogrodzie.
 A więc, droga Elviro, opowiem wszystko dokładnie  rzekł Alimpo.
 Proszę bardzo, mój drogi.
Rządca wziął w dłoń miotłę i zaczął:
 Było ich co najmniej pięciu. Wyobraz sobie, że jednym z nich jest nasz zegar ścienny,
drugim szafa, trzecim stół, czwartym lampa, piątym zaś kufer, tam w kącie. Zrozumiałaś?
 Tak.
 Doskonale. Morderców już mamy. Teraz trzeba jeszcze doktora i hrabianki Rosety.
Doktorem będę ja, hrabianką ty.
 Dobrze  powiedziała krygując się, by nadać swej korpulentnej postaci dostojeństwa.
 A więc ja, doktor Sternau, wracam z polowania z dubeltówką na ramieniu.  Po tych
słowach położył na ramieniu miotłę i ciągnął dalej:  Spotykam w parku ciebie, czyli condesę
50
Rosetę. Składam jej ukłon, ona odpowiada. W tym momencie napada na mnie pięciu zbirów.
Pierwszy, zegar ścienny, doskakuje do mnie. Chwytam za dubeltówkę, piff-paff  gotów! 
Wycelował miotłą w powietrze.  Drugi, a więc szafa, idzie na mnie ze sztyletem. Ja znów
piff-paff  gotów! Zjawia się trzeci, stół, zabijam go kolbą. Teraz kolej na czwartego, na lam-
pę. Nie mam już naboi. Jest za blisko, bym mógł uderzyć go kolbą. Biję więc pięścią w łeb, ot
tak mniej więcej.  I zaczął walić w lampę. Po chwili roztłukł ją na drobne kawałki.
 Ależ, mój drogi  obruszyła się Elvira.  Cóż ty wyprawiasz?
 Cicho, Elviro. Jesteś hrabianką, a jej nie interesuje sprawa lampy. Musiałem zabić
czwartego, skoro mnie zranił w ramię.
 Może masz rację, ale szkoda naszej pięknej lampy. Ponieważ jednak rozbiłeś ją dla ko-
chanego doktora, przebaczam ci to.
 Tak, Elviro, rozbiłem ją dla naszego doktora. Dla niego zniszczyłbym jeszcze wiele rze-
czy, wielu ludzi. W parku uzbroiłem się w cztery sztylety, żeby stanąć przeciw tym zbójom.
 Ty?  zdziwiła się.
 Tak, ja, twój Alimpo  odparł z dumą.
 Na Boga! Cztery sztylety? Kogo miałeś nimi zabić?
 Zbirów, w przypadku gdyby powrócili.
 To straszne!  zawołała załamując ręce.  Ależ, człowieku, jesteś potworem łaknącym
krwi! Opamiętaj się! Z każdą chwilą stajesz się bardziej porywczy i zuchwały.
 Taki już mam charakter!  odrzekł, groznie podkręcając wąsa.  Zejdz do zbrojowni,
droga Elviro, i przynieś mi miecz starego rycerza Arbicault de Rodrigandy.
 Ten olbrzymi miecz?  zdumiała się.  Po cóż ci on?
 Mam dzisiejszej nocy pilnować jeńca.
 Oszalałeś? Chcesz trzymać straż przy jeńcu? A jeżeli ucieknie? Szukasz pewnej śmierci!
Chcesz się poświęcać dla innych?
 Ani mi to w głowie. Ale przynieś mi miecz. Będę czuwał nad jeńcem zamkniętym w
piwnicy tu, w moim pokoju. Jeżeli ucieknie, nie zobaczy mnie nawet. A gdyby wpadł tutaj,
ucieknie na sam widok miecza!
Hrabianka weszła do pokoju ojca, przy którym czuwał Sternau. Oddychała szybko, widać
było, że przychodzi z jakąś nowiną.
 Ojcze, przynoszę ci radosną wiadomość. Przed chwilą otrzymałam list.
 Przeczytaj go, o ile doktor Sternau pozwoli  rzekł hrabia.
 Pozwoli na pewno  odparła Roseta.  Słuchaj:
Droga Roseto
Ojciec został mianowany ambasadorem w Meksyku. Jadę oczywiście razem z nim. Chcia-
łabym cię koniecznie zobaczyć. Pojutrze przybędę na zamek. Jeżeli chcesz, wyjedz na moje
spotkanie do Pons. Zciskam Cię mocno. Złóż ojcu wyrazy szacunku.
Twoja
Amy Dryden.
Hrabia zwrócił się do Sternaua:
 Miss Amy Dryden jest córką sir Henry'ego Drydena, hrabiego Nothingwell. Moja córka
poznała ją w Madrycie.
 Czy będę mogła jutro pojechać do Pons?
 Ależ oczywiście  odparł hrabia.  Słyszałem, że jutro jest jarmark w Pons. Dobrze bę-
dzie, jeżeli zabierzesz ze sobą rządcę.  Będę miała walecznego opiekuna  uśmiechnęła się
51
Roseta. Sternau zaproponowałby chętnie swe usługi, ale nie mógł przecież opuścić hrabiego.
Dlatego też nie odezwał się ani słowem.
Gdy wszyscy już się w zamku poukładali spać, dwoje ludzi poszło po kryjomu do piwnicy,
w której zamknięty był jeniec. Byli to hrabia Alfonso i notariusz Cortejo. Przed drzwiami
piwnicy zastali dwóch lokai, którzy pilnowali jeńca, siedzących w milczeniu na ziemi przy
zapalonej latarni. Cortejo został w tyle, Alfonso zaś podszedł do nich. Na widok hrabiego
wstali i złożyli głęboki ukłon.
 Aajdak zamknięty jest za tymi drzwiami, prawda?  zapytał Alfonso.
 Tak  odpowiedział jeden z lokai.
 Mam nadzieję, że będziecie go dobrze pilnować. Gdyby zbiegł, poniesiecie surową karę.
Dajcie no latarnię!
Udał, że chce zapalić papierosa, i umyślnie tak wziął latarnię z rąk sługi, że spadła mu na
ziemię i zgasła.
 Niedołęgo!  zawołał.  Podnieś latarnię!
Po tych słowach schylił się i niepostrzeżenie podniósł latarnię. Lokaj szukał na próżno. Al-
fonso karcił go, łajał, a tymczasem notariusz podkradł się pod drzwi piwnicy, cicho otworzył
zamek i wszedł do środka. W ciemności lokaje nie zauważyli niczego. Po chwili notariusz
położył rękę na plecach Alfonsa jako umówiony znak, że wszystko poszło dobrze. Hrabia
postawił latarnię na ziemi. Gderał z udaną złością:
 Cóż, do diabla, czy mam wam pomóc?
 Latarnia się znalazła  zawołał lokaj  ale oliwa wylana.
 Jeszcze wystarczy.
Alfonso zapalił knot. Otworzywszy drzwi do piwnicy, poświecił nią przez chwilę. Lokaje
stali za nim.
 Jeniec śpi jak zabity!  rzekł hrabia.  Trzeba go zostawić w spokoju.  Po tych słowach
ruszył schodami na górę.
Tymczasem notariusz wymknął się z zamku wraz z jeńcem. Szli nie mówiąc ani słowa.
Dopiero po pewnym czasie Cortejo zatrzymał się i powiedział twardo: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl