, Wojownicy nocy cz.1 t.2 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wieczność.
- Kasyxie! - wołała biegnąca mu na pomoc Samena.
- Wracaj! - krzyknął. - Nie podchodz za blisko! Pojawili się również Xaxxa i Tebulot,
którzy pomimo ostrzeżeń i protestów Kasyxa złapali go pod ramiona, pomagając mu stawiać
opór żarłocznej maszynie.
- Zostawcie mnie! - zażądał Kasyx. - Mogę... wyrysować ośmiokąt... potem będziecie
mogli - na rany Chrystusa, zostawcie mnie!
- Tu nie ma miejsca na męczenników, stary - powiedział Tebulot. - Trzymaj się.
Sameno, wez jeden z tych swoich drutów i ucisz to żelastwo.
Samena podeszła bliżej i wystrzeliła z minimalnego dystansu. Drut niesiony przez grot
owinął się na trybach szybko i ciasno, mechanizm zatrząsł się, warknął i zatrzymał.
- Dobrze - powiedział Tebulot. - Xaxxo, zobacz, czy nie mógłbyś odwalić tych
trybów.
Wspierając się na ramie maszyny, Xaxxa wymierzył kopniaka w zębatki. Raz, i
jeszcze raz, i znowu. W końcu osadzenie osi puściło i trzy zębatki potoczyły się po ziemi.
Xaxxa kopnął raz jeszcze i noga Kasyxa była wolna.
Odsunęli Strażnika Mocy od maszyny. Jego noga skręcona była pod dziwnym kątem,
skóra pobielała z bólu.
- Połóżcie go na chwilę - powiedział Tebulot, lecz Kasyx gwałtownie zaprotestował.
- Nie, nie! Uciekajmy! Zbierzcie się tylko wkoło mnie i ruszamy!
Zrobili, co kazał. Podeszli blisko, podpierając go tym razem, zamiast jedynie trzymać
się za ręce. Kasyx wyrysował w powietrzu iskrzący się błękitny ośmiokąt, uniósł go w górę.
Słyszeli jeszcze odgłosy następnych mechanizmów usiłujących ich upolować, Yaomauitl
jednak przegapił już swą szansę. Ośmiokąt opadł na ich głowy, a wraz z dotknięciem podłoża
przeniósł ich z powrotem do sypialni chłopca.
Dom pogrążony był już w ciszy, światła wygaszone. Słońce poróżowiło z lekka niebo
nad górami Santa Monica. Chłopiec musiał rzucać się we śnie, leżał bowiem teraz spocony i
odkryty, w zmiętej piżamie, jedną rękę zwieszając poza krawędz łóżka.
Kasyx skrzywił się z bólu i omal nie upadł.
- Jezu! To boli - powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Odprowadzę cię do domu - powiedział Tebulot. - Wszystko powinno się uspokoić,
gdy tylko znajdziesz się w swoim ciele.
Samena ujęła jego dłoń.
- Uważaj, Kasyxie. Zadzwonię do ciebie, gdy tylko będę mogła.
Xaxxa objął go ramieniem i spojrzał mu w oczy, kiwając przy tym lekko głową.
Wyraził tym więcej, niż dałoby się powiedzieć.
Jesteśmy braćmi, jesteśmy przyjaciółmi, walczyliśmy razem, razem się bawiliśmy.
Nieważne, że ja jestem czarny i młody, a ty stary i biały. Jesteśmy Wojownikami Nocy i gdy
potykamy się z diabłem, stanowimy jedność.
Samena z Xaxxą unieśli się i przelecieli przed dach, znikając w oddali. Tebulot ze
wspartym na ramieniu Kasyxem wzniósł się powoli ponad kanionami Beverly Hills.
Droga do Del Mar była długa, wiał jednak ciepły wiatr, poranek był słoneczny, a
Tebulot miał dość siły dla nich obu. Przeniósł Kasyxa ponad San Juan Capistrano, San
Clemente i Cardiff-on-Sea, tak ostrożnie, powoli i troskliwie jak rodzony syn.
Nikt nie widział ich przelotu. Słońce świeciło zbyt jasno, a ich widma były przejrzyste
jak skrzydła ważki i tak ciche jak miła myśl. Nieśli ze sobą jedyną i ostatnią nadzieję na
powrót Zmiertelnego Wroga Yaomauitla do wiązowego więzienia w Meksyku.
18
Jennifer obudziła się w środku nocy ociekając potem. Znów śniła ten sen, sen, w
którym diabeł leżał na niej, rozpychając jej nogi i szepcząc do ucha:  Teraz będziesz moja .
Sen wracał dwa, trzy razy w tygodniu od czasu, gdy spotkała w supermarkecie Bernarda, i
zawsze wracał tak samo. Ciężar ciała, szorstkość sierści, smród oddechu.
Jednak tej nocy było inaczej. Obudziła się, zaciskając palce na skłębionym
prześcieradle, spocona, roztrzęsiona. Tej nocy czuła coś jeszcze. Coś poruszało się w jej
brzuchu. Dziwny, śliski ruch, połączony z silnymi mdłościami, które nie chciały ustąpić.
Leżała teraz w ciemności obok śpiącego Paula, za jedyne towarzystwo mając zielone oczy
zegara z wyświetlaczem. Próbowała sobie przypomnieć, czy nie jadła za dnia czegoś, co
mogłoby jej rozstroić żołądek. Sok owocowy na śniadanie? Omlet z pomidorem i ziołami,
który podano na lunchu u Sandry? Czy polędwica cielęca, którą przygotowała Paulowi na
obiad?
Zwykle, gdy czuła nudności, oznaczało to, że coś jej zaszkodziło. Te mdłości były
jednak inne. Ciążyły jej na żołądku, wracając falami, jakby nie mogła, mimo prób, strawić
czegoś na wpół przeżutego. Rządziły się własnym życiem.
Leżała tak jeszcze, pocąc się, przez pół godziny. Niebo za szczelnie zaciągniętymi
zasłonami zaczynało jaśnieć. Miała wielką ochotę, by wstać, odciągnąć story i przygotować [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl