,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ponieważ ciągle słyszała jego uderzenia we własnych uszach. Szum krwi, której temperatura wzrosła do wrzenia w ciągu, jak się wydawało, paru sekund. Studiowała jego profil, jakby go nigdy przedtem nie widziała. I w pewnym sensie tak było, dotąd nie miała okazji zobaczyć go dokładnie. Ciemne rzęsy rzucały odrobinę cienia na policzki. Od kącików niebieskich oczu odchodziły cienkie linie, ślad od mrużenia oczu podczas jazdy konnej czy w słońcu. Zagłębienia w jego policzkach wypełniał cień i to się wydawało nowe i fascynujące. Przyszło jej do głowy, że nie miałaby nic przeciwko temu, żeby tu leżeć cały dzień i obserwować grę światła na krzywiznach i kątach jego twarzy. Nagle zapragnęła go oglądać we wszelkiego rodzaju świetle. Na tę myśl poczuła się obnażona, zatrzęsła się. Moje ubranie odezwała się nagle. Przyniosę! Skoczył na równe nogi jak zabawka na sprężynie, wdrapał się wyżej na brzeg, tratując krzaki i praktycznie zniknął jej z oczu, zanim zdążyła mrugnąć. Zupełnie jak człowiek zachwycony wymówką, żeby uciec. Zostawiając Tommy własnym myślom, co rzadko można uznać za przyjemne. A potem pojawił się na moście. Maleńki. Przebyli kawał drogi, jak się wydawało, zarówno w przenośni jak i dosłownie. Z odległości można go było bezpieczniej obserwować; stwierdziła, że przygląda mu się zachłannie, jakby należał do nieznanego jej gatunku, z jakim zetknęła się po raz pierwszy: szczupły, dobrze zbudowany, ciemnowłosy mężczyzna, schylający się po ubranie. Z daleka wcale nienadzwyczajny. Ani niebezpieczny. Podniósł i potrząsnął jej suknią, a następnie złożył ją starannie, co, z jakiegoś powodu niezmiernie ją wzruszyło. Podniósł jej pantofle, najpierw jeden, potem drugi kawałek dalej; w jego rękach wydawały się zabawnie i absurdalnie maleńkie. Nagle ją olśniło: zrozumiała, jakie piekło musiał przeżyć, kiedy nagle je zrzuciła i skoczyła do rzeki. Jego ręce. Przed chwilą błądzące po jej twarzy. Potrząsnęła energicznie głową, mocno wciągnęła i wypuściła powietrze, mając nadzieję, że to jej przyniesie ukojenie. Dlaczego ma się czuć zawstydzona? Całowała się już przedtem z mężczyznami i lubiła to, choć nie szafowała pocałunkami, jako osoba przede wszystkim praktyczna. Ale nie była przecież z kamienia. %7ładen z tych innych mężczyzn nie miał czelności wedrzeć się tymi pocałunkami w głąb jej duszy. Zamęt myśli postanowiła przezwyciężyć praktycznym działaniem: wsunęła na nogi suche pończochy. Przeczesała palcami buntowniczą czuprynę, która zdradziecko upodobniała się do dmuchawca, zręcznie splotła włosy w warkocze i upięła w węzeł na karku. Jonathan wrócił, znowu tratując rośliny jak dzika bestia, zbiegł nad rzekę, chwytając po drodze kępy zieleni dla równowagi. Zamarł na jej widok, otwierając szeroko oczy. Jakby on także zobaczył ją po raz pierwszy. Jakby nie mógł zdecydować, czy ma do czynienia z drapieżnikiem, czy ofiarą. Aap. Rzucił jej kłębek odzieży. Złapała bez wysiłku. Podniósł brwi w geście uznania. Potrząsnęła lekko ubraniem, a potem jeszcze raz, mocniej, na wypadek, gdyby jakieś owady zapuściły się tam z wyprawą odkrywczą, kiedy leżało rzucone niedbale na ziemię. Czy powinnaś zakładać& suknię na& mokre rzeczy? Mówił tonem pełnym troski, ale jego twarz pozostała bez wyrazu, a przeciąganie słów było z pewnością celowe i dodawało im dwuznacznego kontekstu. Co za szelma. Odczuła gorąco w strategicznych miejscach, kiedy to powiedział. Już prawie wyschłam oznajmiła z naciskiem. Ale dziękuję. Wzruszył ramionami po chwili i wykonał ćwierć obrotu zbędny pokaz manier, zważywszy, że widział jej sutki pod koszulą, choć, niestety, ich nie dotknął. Ale w ten sposób ceremonialnie przywrócił przyzwoitość. Przerzuciła sukienkę przez głowę i wsunęła ręce do środka. Sięgnęła do tyłu i ściągnęła tasiemki najmocniej, jak potrafiła. Nie ofiarował pomocy. Jonathan był już ubrany, w koszuli zapiętej pod szyję i bezpiecznie schowanej pod kubrakiem; we wspaniałych butach do kolan odbijały się liście, a jego włosy wysychały, układając się w fale i nadając mu prawie komiczny wygląd. Pół beza z kremem, pół Belzebub. Czemu się uśmiechasz? zapytał z irytacją. Zrób tak. Przygładziła włosy obiema dłońmi. Podniósł ręce i zaczął uklepywać głowę. Dziękuję. Przeklęty bajroniczny nonsens& należało ogolić się do skóry. Nie rób tego! Słowa padły, zanim zdążyła się ugryzć w język. Opuścił powoli ręce, patrząc na nią w zamyśleniu. Odwzajemniła spojrzenie. Zaciskając wargi. Lubisz kręcone włosy, tak, Tommy? zapytał po chwili. Obojętnym tonem, ale jednak z ostrożnym zaciekawieniem. Pewnie myśli, że teraz będę mdlała na jego widok. Jak wszystkie kobiety z towarzystwa. Małe szanse; w tej chwili miała ochotę, żeby uciec. Nie zdobyła się jednak na ciętą replikę. Jej umysł otępiał pod wpływem pocałunków i najwyrazniej nie doszedł jeszcze do siebie. Będziesz ich potrzebować. Raz! Dwa! Rzucił pantofle w jej stronę. Pisnęła, uchyliła się i zakryła głowę rękami. Pantofle spadły nieszkodliwie na ziemię tuż obok miejsca, gdzie stała. Drań śmiał się cicho. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|