, Long Julie Anne Wydarzenia pewnej nocy Tom 1 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ponieważ ciągle słyszała jego uderzenia we własnych
uszach. Szum krwi, której temperatura wzrosła do wrzenia
w ciągu, jak się wydawało, paru sekund.
Studiowała jego profil, jakby go nigdy przedtem nie
widziała. I w pewnym sensie tak było, dotąd nie miała
okazji zobaczyć go dokładnie. Ciemne rzęsy rzucały
odrobinę cienia na policzki. Od kącików niebieskich oczu
odchodziły cienkie linie, ślad od mrużenia oczu podczas
jazdy konnej czy w słońcu. Zagłębienia w jego policzkach
wypełniał cień i to się wydawało nowe i fascynujące.
Przyszło jej do głowy, że nie miałaby nic przeciwko temu,
żeby tu leżeć cały dzień i obserwować grę światła na
krzywiznach i kątach jego twarzy. Nagle zapragnęła go
oglądać we wszelkiego rodzaju świetle.
Na tę myśl poczuła się obnażona, zatrzęsła się.
 Moje ubranie  odezwała się nagle.
 Przyniosę!  Skoczył na równe nogi jak zabawka na
sprężynie, wdrapał się wyżej na brzeg, tratując krzaki i
praktycznie zniknął jej z oczu, zanim zdążyła mrugnąć.
Zupełnie jak człowiek zachwycony wymówką, żeby
uciec.
Zostawiając Tommy własnym myślom, co rzadko można
uznać za przyjemne.
A potem pojawił się na moście. Maleńki. Przebyli
kawał drogi, jak się wydawało, zarówno w przenośni jak i
dosłownie.
Z odległości można go było bezpieczniej obserwować;
stwierdziła, że przygląda mu się zachłannie, jakby należał
do nieznanego jej gatunku, z jakim zetknęła się po raz
pierwszy: szczupły, dobrze zbudowany, ciemnowłosy
mężczyzna, schylający się po ubranie. Z daleka wcale
nienadzwyczajny. Ani niebezpieczny.
Podniósł i potrząsnął jej suknią, a następnie złożył ją
starannie, co, z jakiegoś powodu niezmiernie ją wzruszyło.
Podniósł jej pantofle, najpierw jeden, potem drugi 
kawałek dalej; w jego rękach wydawały się zabawnie i
absurdalnie maleńkie. Nagle ją olśniło: zrozumiała, jakie
piekło musiał przeżyć, kiedy nagle je zrzuciła i skoczyła
do rzeki.
Jego ręce. Przed chwilą błądzące po jej twarzy.
Potrząsnęła energicznie głową, mocno wciągnęła i
wypuściła powietrze, mając nadzieję, że to jej przyniesie
ukojenie. Dlaczego ma się czuć zawstydzona? Całowała
się już przedtem z mężczyznami i lubiła to, choć nie
szafowała pocałunkami, jako osoba przede wszystkim
praktyczna. Ale nie była przecież z kamienia.
%7ładen z tych innych mężczyzn nie miał czelności
wedrzeć się tymi pocałunkami w głąb jej duszy.
Zamęt myśli postanowiła przezwyciężyć praktycznym
działaniem: wsunęła na nogi suche pończochy. Przeczesała
palcami buntowniczą czuprynę, która zdradziecko
upodobniała się do dmuchawca, zręcznie splotła włosy w
warkocze i upięła w węzeł na karku.
Jonathan wrócił, znowu tratując rośliny jak dzika bestia,
zbiegł nad rzekę, chwytając po drodze kępy zieleni dla
równowagi.
Zamarł na jej widok, otwierając szeroko oczy. Jakby on
także zobaczył ją po raz pierwszy. Jakby nie mógł
zdecydować, czy ma do czynienia z drapieżnikiem, czy
ofiarą.
 Aap.  Rzucił jej kłębek odzieży.
Złapała bez wysiłku. Podniósł brwi w geście uznania.
Potrząsnęła lekko ubraniem, a potem jeszcze raz,
mocniej, na wypadek, gdyby jakieś owady zapuściły się
tam z wyprawą odkrywczą, kiedy leżało rzucone niedbale
na ziemię.
 Czy powinnaś zakładać& suknię na& mokre rzeczy?
Mówił tonem pełnym troski, ale jego twarz pozostała
bez wyrazu, a przeciąganie słów było z pewnością celowe
i dodawało im dwuznacznego kontekstu.
Co za szelma. Odczuła gorąco w strategicznych
miejscach, kiedy to powiedział.
 Już prawie wyschłam  oznajmiła z naciskiem.  Ale
dziękuję.
Wzruszył ramionami po chwili i wykonał ćwierć obrotu
 zbędny pokaz manier, zważywszy, że widział jej sutki
pod koszulą, choć, niestety, ich nie dotknął. Ale w ten
sposób ceremonialnie przywrócił przyzwoitość.
Przerzuciła sukienkę przez głowę i wsunęła ręce do
środka.
Sięgnęła do tyłu i ściągnęła tasiemki najmocniej, jak
potrafiła. Nie ofiarował pomocy.
Jonathan był już ubrany, w koszuli zapiętej pod szyję i
bezpiecznie schowanej pod kubrakiem; we wspaniałych
butach do kolan odbijały się liście, a jego włosy
wysychały, układając się w fale i nadając mu prawie
komiczny wygląd. Pół beza z kremem, pół Belzebub.
 Czemu się uśmiechasz?  zapytał z irytacją.
 Zrób tak.  Przygładziła włosy obiema dłońmi.
Podniósł ręce i zaczął uklepywać głowę.
 Dziękuję. Przeklęty bajroniczny nonsens& należało
ogolić się do skóry.
 Nie rób tego!  Słowa padły, zanim zdążyła się ugryzć
w język.
Opuścił powoli ręce, patrząc na nią w zamyśleniu.
Odwzajemniła spojrzenie. Zaciskając wargi.
 Lubisz kręcone włosy, tak, Tommy?  zapytał po
chwili. Obojętnym tonem, ale jednak z ostrożnym
zaciekawieniem.
Pewnie myśli, że teraz będę mdlała na jego widok. Jak
wszystkie kobiety z towarzystwa.
Małe szanse; w tej chwili miała ochotę, żeby uciec.
Nie zdobyła się jednak na ciętą replikę. Jej umysł
otępiał pod wpływem pocałunków i najwyrazniej nie
doszedł jeszcze do siebie.
 Będziesz ich potrzebować.  Raz! Dwa! Rzucił
pantofle w jej stronę.
Pisnęła, uchyliła się i zakryła głowę rękami. Pantofle
spadły nieszkodliwie na ziemię tuż obok miejsca, gdzie
stała.
Drań śmiał się cicho. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl