, Boge Anne Lise Grzech pierworodny 10 Prawda ujawniona 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pomyślałam, że powinnam ci powiedzieć, że ja... - zaczerwieniła się i spuściła wzrok. -
Nie rozumiałam, o czym mówiłaś wtedy na strychu, o tych krwawieniach. Ale teraz je
dostałam - dodała, nie podnosząc oczu. - Pojawiły się kilka dni po tym, jak...
Mali odetchnęła z ulgą. Chwała Bogu! Na razie nie ma więc obawy, że Ragnhild zaszła w
ciążę. A mogło się to naprawdę zle skończyć. Jak to dobrze, że ich nakryłam, pomyślała.
Gdyby ta sytuacja trwała dłużej, Ragnhild zapewne oczekiwałaby teraz dziecka. To byłby
dramat; nie tylko dla dziewczynki, ale i dla niej samej.
- Rozmawiałaś już o tym ze swoją mamą? Mam na myśli krwawienia.
- Tak, powiedziałam jej o tym. Pouczyła mnie, co robić, jak używać podpaski -
odpowiedziała Ragnhild. - Mówiła, że jestem już dorosła i teraz muszę na siebie uważać, bo
mogę odtąd mieć dzieci. Tak powiedziała. To oznaczają te krwawienia.
- Ale nie wspomniałaś nic o...
- Nie, o tym nigdy nikomu nic nie powiem - odparła Ragnhild, spoglądając Mali głęboko
w oczy. - Oni mi ufają. I mama, i tata. Po tym, co się stało, dużo się nauczyłam.
- Masz teraz krwawienia? - zapytała Mali.
- Nie, skończyły się po czterech dniach - oświadczyła Ragnhild. - Mama mówiła, że
następne będzie dopiero za miesiąc. Chciałam tylko, żebyś o tym wiedziała - szepnęła na
koniec i puściła dłoń Mali.
Pobiegła lekkim krokiem do koleżanek, które zdążyły już wspiąć się wysoko po zboczu.
- Co się stało? - zapytał Havard, gdy Mali go dogoniła.
- A nic, takie kobiece zwierzenia. Ragnhild po raz pierwszy dostała okres.
- Coś takiego! - rzekł zaskoczony Havard. - Jak te pannice szybko rosną. Następna będzie
pewnie Ruth. Ależ ten czas leci.
Objął żonę ramieniem i uśmiechnął się.
- Moja kochana, zanim się obejrzysz, zostaniesz babcią - zażartował wesoło.
- Wtedy i ty zostaniesz dziadkiem - Mali roześmiała się filuternie. - Powiem ci, że to
wcale nie lepsze niż bycie babcią. Ale miejmy nadzieję, że jest jeszcze na to czas - dodała.
- To prawda, dziewczynki są jeszcze młodziutkie - stwierdził Havard. - Ale Sivert to już
mężczyzna w całym tego słowa znaczeniu.
Mali przeszył ból. Właśnie tej myśli nie chciała do siebie dopuścić.
- Czy powiedziałem coś złego? - spytał Havard i uniósł jej twarz ku swojej. - Co zrobić,
kiedy taka jest prawda, Mali. Nasze dzieci dorastają, i tak już jest, że w końcu zaczną szukać
sobie partnerów na całe życie. A może ty masz zamiar sama znalezć im współmałżonków? -
zapytał, odgarniając ze spoconego czoła żony niesforne loki. - Jeśli tak, to myślę, że się
przeliczysz, kochana Mali. Twoje dzieci są tak samo niepokorne, jak ich matka. Wróżę, że nie
obędzie się bez oporów. No, może z wyjątkiem Ruth - ciągnął, spoglądając na najstarszą
córkę, która lekko, jak sarenka, przeskakiwała teraz z kamienia na kamień na długich, mocno
opalonych nogach. - Ale i ona powinna sama o sobie decydować.
Mali milczała.
- Ach, więc masz jednak zamiar znalezć dla nich partnerów - stwierdził ze zdumieniem
Havard. - Taaak, powinienem się tego domyślać - przyznał. - %7łe też przyszło ci to do głowy.
- Wcale nie przyszło mi do głowy - Mali wreszcie się odezwała, ale nie podniosła wzroku.
- Każdy młody człowiek potrzebuje rady rodziców w tak poważnych sprawach - nie
poddawała się. - Nie możemy przecież oddać ich byle komu.
Havard roześmiał się. Po chwili stanął i przyciągnął ją do siebie.
- Czy ty wiesz, że kiedy mijasz się z prawdą, twoje oczy robią się czarne? - nie przestawał
się śmiać.
O nie, to niemożliwe, pomyślała skrycie. Nie tak łatwo ją podejść. W przeciwnym razie już
dawno prawda wyszłaby na jaw. Przeciwnie, z latami, jak sądziła, stała się mistrzynią w
lawirowaniu. Ucałowała Havarda w czubek nosa i zwinnie wysunęła się z jego ramion.
- Przyjdzie czas, będziemy się martwić - ucięła.
- Chciałbym mieć nadzieję, że będzie to dla nas radość - rzekł Havard i klasnął konia po
zadzie, by ten ruszył w dalszą drogę.
Trzy dni, które spędzili w górach, Mali zawsze będzie ciepło wspominać. Havard miał
rację - dziewczęta widywali w zasadzie tylko podczas posiłków. Wieczory i noce były jasne i
gorące. Mali leżała naga u boku męża i rozkoszowała się bliskością jego ciała. Dni pełne
słońca i górskie, rześkie powietrze sprawiły, że była spragniona miłości. Pod jego dłońmi
czuła się piękna. Piękna i pociągająca. Brodawki jej piersi twardniały, gdy Havard leciutko
muskał je językiem. Była zawsze gotowa, by go przyjąć. Wszystko, czego pragnął, również
ona spełniała z radością. Nie istniały żadne zakazy, a wzajemne pieszczoty dawały im wielką
rozkosz. Ostatni raz kochaliśmy się tak namiętnie, kiedy Havard pierwszy raz zjawił się w
Stornes, pomyślała Mali, gdy oboje wieczorną porą wykradli się nad strumyk. Górska woda
przyjemnie chłodziła ich mokre od potu ciała.
- A gdyby nas zobaczyły? - szepnęła Mali i zerknęła w kierunku domku na hali, który
teraz spowijała ciemność.
- One już dawno śpią - cichutko odpowiedział Havard. - Poza tym nie podejrzewają nas o
to - dodał z filuternym uśmiechem. - Dla nich jesteśmy starzy, a starzy ludzie nie robią takich
rzeczy.
Twarz Mali pojaśniała. Mój ty Boże, pomyślała, i w tym momencie przeniknęła ją kolejna,
gwałtowna fala pożądania. Gdyby tylko wiedziały, co robią ci starzy ludzie!
Ostatniego dnia pobytu na hali niebo za szczytem Stortind zaciągnęło się chmurami i
wzmógł się zimny, górski wiatr. Zanosiło się na zmianę pogody.
Mali słyszała, jak dziewczęta podczas wieczornej kąpieli pluskają się w strumyku.
Docierał do niej ich wesoły śmiech i przyciszone rozmowy. W końcu wyszła na zewnątrz.
- Moje panny, czas do łóżek. Jutro musimy rano wstać, bo po naszym pobycie trzeba [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl