,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pomyślałam, że powinnam ci powiedzieć, że ja... - zaczerwieniła się i spuściła wzrok. - Nie rozumiałam, o czym mówiłaś wtedy na strychu, o tych krwawieniach. Ale teraz je dostałam - dodała, nie podnosząc oczu. - Pojawiły się kilka dni po tym, jak... Mali odetchnęła z ulgą. Chwała Bogu! Na razie nie ma więc obawy, że Ragnhild zaszła w ciążę. A mogło się to naprawdę zle skończyć. Jak to dobrze, że ich nakryłam, pomyślała. Gdyby ta sytuacja trwała dłużej, Ragnhild zapewne oczekiwałaby teraz dziecka. To byłby dramat; nie tylko dla dziewczynki, ale i dla niej samej. - Rozmawiałaś już o tym ze swoją mamą? Mam na myśli krwawienia. - Tak, powiedziałam jej o tym. Pouczyła mnie, co robić, jak używać podpaski - odpowiedziała Ragnhild. - Mówiła, że jestem już dorosła i teraz muszę na siebie uważać, bo mogę odtąd mieć dzieci. Tak powiedziała. To oznaczają te krwawienia. - Ale nie wspomniałaś nic o... - Nie, o tym nigdy nikomu nic nie powiem - odparła Ragnhild, spoglądając Mali głęboko w oczy. - Oni mi ufają. I mama, i tata. Po tym, co się stało, dużo się nauczyłam. - Masz teraz krwawienia? - zapytała Mali. - Nie, skończyły się po czterech dniach - oświadczyła Ragnhild. - Mama mówiła, że następne będzie dopiero za miesiąc. Chciałam tylko, żebyś o tym wiedziała - szepnęła na koniec i puściła dłoń Mali. Pobiegła lekkim krokiem do koleżanek, które zdążyły już wspiąć się wysoko po zboczu. - Co się stało? - zapytał Havard, gdy Mali go dogoniła. - A nic, takie kobiece zwierzenia. Ragnhild po raz pierwszy dostała okres. - Coś takiego! - rzekł zaskoczony Havard. - Jak te pannice szybko rosną. Następna będzie pewnie Ruth. Ależ ten czas leci. Objął żonę ramieniem i uśmiechnął się. - Moja kochana, zanim się obejrzysz, zostaniesz babcią - zażartował wesoło. - Wtedy i ty zostaniesz dziadkiem - Mali roześmiała się filuternie. - Powiem ci, że to wcale nie lepsze niż bycie babcią. Ale miejmy nadzieję, że jest jeszcze na to czas - dodała. - To prawda, dziewczynki są jeszcze młodziutkie - stwierdził Havard. - Ale Sivert to już mężczyzna w całym tego słowa znaczeniu. Mali przeszył ból. Właśnie tej myśli nie chciała do siebie dopuścić. - Czy powiedziałem coś złego? - spytał Havard i uniósł jej twarz ku swojej. - Co zrobić, kiedy taka jest prawda, Mali. Nasze dzieci dorastają, i tak już jest, że w końcu zaczną szukać sobie partnerów na całe życie. A może ty masz zamiar sama znalezć im współmałżonków? - zapytał, odgarniając ze spoconego czoła żony niesforne loki. - Jeśli tak, to myślę, że się przeliczysz, kochana Mali. Twoje dzieci są tak samo niepokorne, jak ich matka. Wróżę, że nie obędzie się bez oporów. No, może z wyjątkiem Ruth - ciągnął, spoglądając na najstarszą córkę, która lekko, jak sarenka, przeskakiwała teraz z kamienia na kamień na długich, mocno opalonych nogach. - Ale i ona powinna sama o sobie decydować. Mali milczała. - Ach, więc masz jednak zamiar znalezć dla nich partnerów - stwierdził ze zdumieniem Havard. - Taaak, powinienem się tego domyślać - przyznał. - %7łe też przyszło ci to do głowy. - Wcale nie przyszło mi do głowy - Mali wreszcie się odezwała, ale nie podniosła wzroku. - Każdy młody człowiek potrzebuje rady rodziców w tak poważnych sprawach - nie poddawała się. - Nie możemy przecież oddać ich byle komu. Havard roześmiał się. Po chwili stanął i przyciągnął ją do siebie. - Czy ty wiesz, że kiedy mijasz się z prawdą, twoje oczy robią się czarne? - nie przestawał się śmiać. O nie, to niemożliwe, pomyślała skrycie. Nie tak łatwo ją podejść. W przeciwnym razie już dawno prawda wyszłaby na jaw. Przeciwnie, z latami, jak sądziła, stała się mistrzynią w lawirowaniu. Ucałowała Havarda w czubek nosa i zwinnie wysunęła się z jego ramion. - Przyjdzie czas, będziemy się martwić - ucięła. - Chciałbym mieć nadzieję, że będzie to dla nas radość - rzekł Havard i klasnął konia po zadzie, by ten ruszył w dalszą drogę. Trzy dni, które spędzili w górach, Mali zawsze będzie ciepło wspominać. Havard miał rację - dziewczęta widywali w zasadzie tylko podczas posiłków. Wieczory i noce były jasne i gorące. Mali leżała naga u boku męża i rozkoszowała się bliskością jego ciała. Dni pełne słońca i górskie, rześkie powietrze sprawiły, że była spragniona miłości. Pod jego dłońmi czuła się piękna. Piękna i pociągająca. Brodawki jej piersi twardniały, gdy Havard leciutko muskał je językiem. Była zawsze gotowa, by go przyjąć. Wszystko, czego pragnął, również ona spełniała z radością. Nie istniały żadne zakazy, a wzajemne pieszczoty dawały im wielką rozkosz. Ostatni raz kochaliśmy się tak namiętnie, kiedy Havard pierwszy raz zjawił się w Stornes, pomyślała Mali, gdy oboje wieczorną porą wykradli się nad strumyk. Górska woda przyjemnie chłodziła ich mokre od potu ciała. - A gdyby nas zobaczyły? - szepnęła Mali i zerknęła w kierunku domku na hali, który teraz spowijała ciemność. - One już dawno śpią - cichutko odpowiedział Havard. - Poza tym nie podejrzewają nas o to - dodał z filuternym uśmiechem. - Dla nich jesteśmy starzy, a starzy ludzie nie robią takich rzeczy. Twarz Mali pojaśniała. Mój ty Boże, pomyślała, i w tym momencie przeniknęła ją kolejna, gwałtowna fala pożądania. Gdyby tylko wiedziały, co robią ci starzy ludzie! Ostatniego dnia pobytu na hali niebo za szczytem Stortind zaciągnęło się chmurami i wzmógł się zimny, górski wiatr. Zanosiło się na zmianę pogody. Mali słyszała, jak dziewczęta podczas wieczornej kąpieli pluskają się w strumyku. Docierał do niej ich wesoły śmiech i przyciszone rozmowy. W końcu wyszła na zewnątrz. - Moje panny, czas do łóżek. Jutro musimy rano wstać, bo po naszym pobycie trzeba [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|