, GR790. (Duo) Winston Anne Marie Szczęśliwy powrĂłt 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To nie fair z twojej strony - rzekła odsuwając się, by móc wypowiedzieć
te słowa.
- Nieważne, czy to fair, czy nie fair. Ważne, że chcę założyć z tobą
rodzinę.
Czy tylko mu się zdawało, czy naprawdę spięła się odrobinę?
Nie zdawało mu się natomiast, że cofnęła usta, powoli, ale stanowczo,
zrobiła krok do tyłu, obciągnęła sweter.
- Daj mi trochę czasu. Bo to przecież kwestia całego mego życia.
70
R S
Mówiła spokojnie, ale on znał ten ton. Gdy Phoebe była czemuś
przeciwna, nie wahała się przed niczym, by wykazać swoje racje.
- Naszego życia - przypomniał jej.
- Wiem - przyznała z widocznym znużeniem. - Zastanowię się nad tym.
- Kiedy mogę oczekiwać odpowiedzi? Rozłożyła ramiona.
- Nie wiem. Porozmawiajmy o tym po powrocie z Kalifornii, dobrze?
Skinął niechętnie głową, bojąc się, że sprawy mogą przybrać zły dla niego
obrót.
- No dobrze - zgodził się.
Podczas weekendu Wade przygotowywał się do wyprawy do Kalifornii.
Przed następnym weekendem Phoebe wzięła urlop ze szkoły i w piątek po
południu odlecieli.
Bridget marudziła trochę, ale dostała butelkę i po chwili zasnęła. Phoebe
popatrzyła na dziecko w swoich ramionach, na jej świadczący o uporze
podbródek i pomyślała, że to cały Wade.
Wade.
Uśmiechnęła się na wspomnienie jego oświadczyn, jeśli można to tak
nazwać, i serce jej się ścisnęło.
Chciał się z nią ożenić, by stworzyć dom dla ich dziecka, a że znali się
dobrze i od dawna, małżeństwo to miałoby wszelkie szanse powodzenia. Tyle że
nie wspomniał nawet o miłości.
Czy może zatem za niego wyjść, wiedząc, że jej nie kocha tak, jakby
sobie życzyła? Zależało mu na niej, nie ulegało wątpliwości. I pożądał jej. Ale
kiedyś kochał i pożądał Melanie, i ona, Phoebe, wiedziała, że on jej siostry
nigdy nie zapomni. Ona, Phoebe, nawet się nie łudziła, że zajmie miejsce w jego
sercu, więc tym samym nie wyjdzie za niego za mąż i nie urodzi mu dzieci...
71
Gdy samolot rozpoczął manewr lądowania, Phoebe, zaciekawiona,
wyjrzała przez okno. W dole była Zatoka Mission, woda lśniła w świetle słońca.
Pilot wziął kurs na La Jolię. Uniwersytet, baza marynarki, Zoo, powyżej - skały.
Autostrada biegnąca na północ, auto za autem uciekające z miasta,
pędzące w kalifornijskim stylu, na złamanie karku. Phoebe nie mogła się
doczekać, kiedy znów się tam znajdzie.
I zanim to pomyślała, tak się stało. Wade nie miał własnego auta,
wypożyczył więc wóz na długi weekend. Powiedział jej, że nigdy nie czuł
potrzeby posiadania samochodu. Po powrocie do domu jezdził jednym z wozów
swoich rodziców.
Gdy wjechali w jej dawne strony, wstrzymała oddech. Nic się tu nie
zmieniło: niewielkie podwórza ocienione kwitnącymi krzewami, na podjazdach
- rowery, motocykle, deskorolki. Przed każdym ładnie utrzymanym małym
domkiem - piękne kwiaty.
Phoebe wiedziała, że tuż za tym osiedlem widać ocean. Gdy więc Wade
zawrócił na końcu ślepej uliczki i zatrzymał się przed domem swego ojca,
obejrzała się i spojrzała na skały wznoszące się za miastem.
Plaża była stąd niewidoczna - trzeba było zejść do niej z góry wijącą się
ścieżką - ale ocean Phoebe oglądała w całej krasie. Dziś był ciemny, granatowy,
z białymi, rozpryskującymi się w różnych kierunkach grzbietami bałwanów.
Ogarnęła ją nostalgia, dotkliwa, porażająca.
Tak bardzo tęskniła do tego widoku. Ona nie jest dziewczyną ze
Wschodniego Wybrzeża. Ona kocha dziki, nieujarzmiony Pacyfik. Pragnęła, by
Bridget wzrastała wśród gładkich głazów otaczających plażę, gdzie woda jest
tak zimna, że aż skóra cierpnie. Chciałaby zabrać swoją córkę nad przepiękną
zatokę Laguna Niguel, gdzie co roku spędzali parę dni, takie rodzinne
miniwakacje. Chciałaby opowiedzieć córce o jej babce i cioci Melanie.
Niełatwo tu jednak przebywać, myślała Phoebe. Z tym miejscem łączą się
wspomnienia o siostrze, o cierpieniu matki, trudno o tym nie pamiętać,
72
R S
wyzwolić się od przeszłości. Ona, Phoebe, jest teraz w Nowym Jorku, ale ta
przeszłość, od której uciekała, dopadła ją. W końcu przestała uciekać i przez
własną głupotę pozwoliła Wade'owi poznać swoją... ich córkę.
Spojrzała na swój dom, cztery numery dalej w dół ulicy, zastanawiając
się, kto teraz tam mieszka. Czy ta rodzina ma jakiegoś zwierzaka? Pudel jej
matki rył dziury na całym podwórzu, dopóki się nie zestarzał i wolał leżeć na
ganku i poszczekiwać na przejeżdżające na rowerach dzieciaki.
A czy teraz są tam dzieci? Trudno powiedzieć. Garaż jest na dole, a na
podwórzu nie widać rowerów ani żadnych dziecięcych rekwizytów. A zresztą
płot odgradzający podwórze jest dość wysoki i nie można zajrzeć, co się tam
dzieje. Czy rośnie jeszcze drzewo cytrynowe, które zasadziła jej matka?
- Dobrze się czujesz? - zapytał Wade, dotykając delikatnie jej pleców.
- Dobrze. - Wyprostowała ramiona. - Dziwne to - rzekła. - Wracam do
domu i nie jestem w domu.
Skinął głową.
- Wyobrażam sobie, choć nigdy tego nie zaznałem. Właściwie to zaznał.
- Jak jest teraz w twoim domu bez matki? - zapytała. Wzruszył
ramionami.
- Nie ma specjalnej różnicy - rzekł. - Ojciec nigdy nie wymagał od niej
gotowania ani sprzątania, wiec teraz radzi sobie.
- Ale przecież gdy kogoś zabraknie, wszystko się zmienia. Och, tak dzieje
się zawsze.
Najgorsze chwile w jej życiu to weekendy, ferie, które pierwszego roku
po śmierci matki spędzała w domu. Między nią a Melanie nie układało się tak
jak przedtem. Obie cierpiały, ale to cierpienie zamiast zbliżyć je do siebie -
oddaliło i Phoebe nie czuła potrzeby odwiedzania domu rodzinnego. Lepiej
siedzieć w akademiku i żyć własnym życiem niż jechać do domu i wraz z
Melanie włączać się w świat smutku i żałoby. Mel mieszkała w ich domu
rodzinnym i studiowała w miejscowym college'u. Nigdy w gruncie rzeczy nie
73
R S
oderwała się od wspomnień, i Phoebe zastanawiała się czasem, czy Mel nie ma
jej za złe tej postawy. Mel dokonała wyboru, została w domu, ale to na pewno
nie uśmierzało jej bólu.
Phoebe też cierpiała, ale życie toczy się dalej i ona postanowiła nadążać
za nim.
- Myślę, że teraz wiesz już wszystko o takich zmianach - powiedział.
Skinęła głową.
- Po śmierci matki świat nie był już dla ciebie ten sam - mówił. - Ale po
śmierci Melanie ten świat ci się zawalił, prawda?
Głos jego brzmiał ciepło, współczująco. Przełknęła ślinę.
- Tak... Strata mamy to był cios. A śmierć Mel... Rozumując logicznie,
wiem, że jej śmierć nie była powodem tak zaskakującej odmiany mojego życia,
czasem jednak wydaje mi się, że jakaś sekwencja zdarzeń tu istnieje.
Zacisnął zęby - ruch jego szczęk nie uszedł jej uwagi.
- Chyba tak - potwierdził, a ona odniosła wrażenie, jakby z ogromnym
wysiłkiem wyartykułował te dwa słowa. Spojrzała na niego, zastanawiając się,
co się dzieje.
- Dobrze się czujesz? - zapytała, odpinając pasek fotelika Bridget.
- Tak. - To pytanie wyraznie go zdziwiło. Wskazał na dziecko śpiące w [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl