,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To nie fair z twojej strony - rzekła odsuwając się, by móc wypowiedzieć te słowa. - Nieważne, czy to fair, czy nie fair. Ważne, że chcę założyć z tobą rodzinę. Czy tylko mu się zdawało, czy naprawdę spięła się odrobinę? Nie zdawało mu się natomiast, że cofnęła usta, powoli, ale stanowczo, zrobiła krok do tyłu, obciągnęła sweter. - Daj mi trochę czasu. Bo to przecież kwestia całego mego życia. 70 R S Mówiła spokojnie, ale on znał ten ton. Gdy Phoebe była czemuś przeciwna, nie wahała się przed niczym, by wykazać swoje racje. - Naszego życia - przypomniał jej. - Wiem - przyznała z widocznym znużeniem. - Zastanowię się nad tym. - Kiedy mogę oczekiwać odpowiedzi? Rozłożyła ramiona. - Nie wiem. Porozmawiajmy o tym po powrocie z Kalifornii, dobrze? Skinął niechętnie głową, bojąc się, że sprawy mogą przybrać zły dla niego obrót. - No dobrze - zgodził się. Podczas weekendu Wade przygotowywał się do wyprawy do Kalifornii. Przed następnym weekendem Phoebe wzięła urlop ze szkoły i w piątek po południu odlecieli. Bridget marudziła trochę, ale dostała butelkę i po chwili zasnęła. Phoebe popatrzyła na dziecko w swoich ramionach, na jej świadczący o uporze podbródek i pomyślała, że to cały Wade. Wade. Uśmiechnęła się na wspomnienie jego oświadczyn, jeśli można to tak nazwać, i serce jej się ścisnęło. Chciał się z nią ożenić, by stworzyć dom dla ich dziecka, a że znali się dobrze i od dawna, małżeństwo to miałoby wszelkie szanse powodzenia. Tyle że nie wspomniał nawet o miłości. Czy może zatem za niego wyjść, wiedząc, że jej nie kocha tak, jakby sobie życzyła? Zależało mu na niej, nie ulegało wątpliwości. I pożądał jej. Ale kiedyś kochał i pożądał Melanie, i ona, Phoebe, wiedziała, że on jej siostry nigdy nie zapomni. Ona, Phoebe, nawet się nie łudziła, że zajmie miejsce w jego sercu, więc tym samym nie wyjdzie za niego za mąż i nie urodzi mu dzieci... 71 Gdy samolot rozpoczął manewr lądowania, Phoebe, zaciekawiona, wyjrzała przez okno. W dole była Zatoka Mission, woda lśniła w świetle słońca. Pilot wziął kurs na La Jolię. Uniwersytet, baza marynarki, Zoo, powyżej - skały. Autostrada biegnąca na północ, auto za autem uciekające z miasta, pędzące w kalifornijskim stylu, na złamanie karku. Phoebe nie mogła się doczekać, kiedy znów się tam znajdzie. I zanim to pomyślała, tak się stało. Wade nie miał własnego auta, wypożyczył więc wóz na długi weekend. Powiedział jej, że nigdy nie czuł potrzeby posiadania samochodu. Po powrocie do domu jezdził jednym z wozów swoich rodziców. Gdy wjechali w jej dawne strony, wstrzymała oddech. Nic się tu nie zmieniło: niewielkie podwórza ocienione kwitnącymi krzewami, na podjazdach - rowery, motocykle, deskorolki. Przed każdym ładnie utrzymanym małym domkiem - piękne kwiaty. Phoebe wiedziała, że tuż za tym osiedlem widać ocean. Gdy więc Wade zawrócił na końcu ślepej uliczki i zatrzymał się przed domem swego ojca, obejrzała się i spojrzała na skały wznoszące się za miastem. Plaża była stąd niewidoczna - trzeba było zejść do niej z góry wijącą się ścieżką - ale ocean Phoebe oglądała w całej krasie. Dziś był ciemny, granatowy, z białymi, rozpryskującymi się w różnych kierunkach grzbietami bałwanów. Ogarnęła ją nostalgia, dotkliwa, porażająca. Tak bardzo tęskniła do tego widoku. Ona nie jest dziewczyną ze Wschodniego Wybrzeża. Ona kocha dziki, nieujarzmiony Pacyfik. Pragnęła, by Bridget wzrastała wśród gładkich głazów otaczających plażę, gdzie woda jest tak zimna, że aż skóra cierpnie. Chciałaby zabrać swoją córkę nad przepiękną zatokę Laguna Niguel, gdzie co roku spędzali parę dni, takie rodzinne miniwakacje. Chciałaby opowiedzieć córce o jej babce i cioci Melanie. Niełatwo tu jednak przebywać, myślała Phoebe. Z tym miejscem łączą się wspomnienia o siostrze, o cierpieniu matki, trudno o tym nie pamiętać, 72 R S wyzwolić się od przeszłości. Ona, Phoebe, jest teraz w Nowym Jorku, ale ta przeszłość, od której uciekała, dopadła ją. W końcu przestała uciekać i przez własną głupotę pozwoliła Wade'owi poznać swoją... ich córkę. Spojrzała na swój dom, cztery numery dalej w dół ulicy, zastanawiając się, kto teraz tam mieszka. Czy ta rodzina ma jakiegoś zwierzaka? Pudel jej matki rył dziury na całym podwórzu, dopóki się nie zestarzał i wolał leżeć na ganku i poszczekiwać na przejeżdżające na rowerach dzieciaki. A czy teraz są tam dzieci? Trudno powiedzieć. Garaż jest na dole, a na podwórzu nie widać rowerów ani żadnych dziecięcych rekwizytów. A zresztą płot odgradzający podwórze jest dość wysoki i nie można zajrzeć, co się tam dzieje. Czy rośnie jeszcze drzewo cytrynowe, które zasadziła jej matka? - Dobrze się czujesz? - zapytał Wade, dotykając delikatnie jej pleców. - Dobrze. - Wyprostowała ramiona. - Dziwne to - rzekła. - Wracam do domu i nie jestem w domu. Skinął głową. - Wyobrażam sobie, choć nigdy tego nie zaznałem. Właściwie to zaznał. - Jak jest teraz w twoim domu bez matki? - zapytała. Wzruszył ramionami. - Nie ma specjalnej różnicy - rzekł. - Ojciec nigdy nie wymagał od niej gotowania ani sprzątania, wiec teraz radzi sobie. - Ale przecież gdy kogoś zabraknie, wszystko się zmienia. Och, tak dzieje się zawsze. Najgorsze chwile w jej życiu to weekendy, ferie, które pierwszego roku po śmierci matki spędzała w domu. Między nią a Melanie nie układało się tak jak przedtem. Obie cierpiały, ale to cierpienie zamiast zbliżyć je do siebie - oddaliło i Phoebe nie czuła potrzeby odwiedzania domu rodzinnego. Lepiej siedzieć w akademiku i żyć własnym życiem niż jechać do domu i wraz z Melanie włączać się w świat smutku i żałoby. Mel mieszkała w ich domu rodzinnym i studiowała w miejscowym college'u. Nigdy w gruncie rzeczy nie 73 R S oderwała się od wspomnień, i Phoebe zastanawiała się czasem, czy Mel nie ma jej za złe tej postawy. Mel dokonała wyboru, została w domu, ale to na pewno nie uśmierzało jej bólu. Phoebe też cierpiała, ale życie toczy się dalej i ona postanowiła nadążać za nim. - Myślę, że teraz wiesz już wszystko o takich zmianach - powiedział. Skinęła głową. - Po śmierci matki świat nie był już dla ciebie ten sam - mówił. - Ale po śmierci Melanie ten świat ci się zawalił, prawda? Głos jego brzmiał ciepło, współczująco. Przełknęła ślinę. - Tak... Strata mamy to był cios. A śmierć Mel... Rozumując logicznie, wiem, że jej śmierć nie była powodem tak zaskakującej odmiany mojego życia, czasem jednak wydaje mi się, że jakaś sekwencja zdarzeń tu istnieje. Zacisnął zęby - ruch jego szczęk nie uszedł jej uwagi. - Chyba tak - potwierdził, a ona odniosła wrażenie, jakby z ogromnym wysiłkiem wyartykułował te dwa słowa. Spojrzała na niego, zastanawiając się, co się dzieje. - Dobrze się czujesz? - zapytała, odpinając pasek fotelika Bridget. - Tak. - To pytanie wyraznie go zdziwiło. Wskazał na dziecko śpiące w [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|