, Debra Webb NajbliĹźszy wrĂłg 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

po jutrzejszej odprawie, żeby uciszyć wszelkie spekulacje.
Bree zdawała sobie sprawę, że po konferencji polowanie na informacje
rozpęta się na dobre.
 Jak ci minął dzień, synku?  zapytała Petera, jak tylko wsiadł do auta.
Chłopiec rzucił plecak na podłogę i zapiął pas bezpieczeństwa.
 Nie za ciekawie...  Spojrzały na nią wielkie,niebieskie oczy pełne
gniewu.  Robby Benson powiedział, że mój tata pewnie nie żyje, skoro go
nigdy nie widziałem. Czy to prawda, mamo? Czy mój tata nie żyje?
Bree zwolniła hamulec, nacisnęła pedał gazu i odjechała spod szkoły.
Dlaczego dzieciaki muszą być tak okrutne?
I dlaczego dorośli muszą kłamać?
W niczym nie różniła się od Robby'ego Bensona. Z jednej strony nie
mogła dłużej unikać tematu, a z drugiej nie chciała przecież kłamać Peterowi
prosto w twarz. Chłopiec nigdy nie pytał, kim i gdzie jest jego ojciec. Do
niedawna niespecjalnie go to interesowało. Ale przed kilkoma miesiącami,
97
RS
kiedy skończył siedem lat, nagle wszystko się zmieniło. Odpowiedz w rodzaju:
 Twój tata nie mieszka z nami" przestała już mu wystarczać.
 Nie, kochanie, twój tata żyje.  Czy wspominała już wcześniej, że
mieszka daleko stąd? %7łe jest zbyt zajęty? Kiedyś wszystkie te wymówki
doskonale się sprawdzały.
Peter przez chwilę kontemplował to, co usłyszał. W tym czasie Bree
przygotowywała się na oczywisty ciąg dalszy.
 No, to dlaczego nigdy mnie nie odwiedza? Tata Robby'ego kupił mu
najfajniejszy rower na świecie. A czy mój tata kiedykolwiek mi coś kupił?
No i zaczęło się...
Niby jak miała to zrobić? Zdecydowała już, jak chce żyć, a życie właśnie
miało dać jej porządnego kopniaka w tyłek.
 No cóż, skarbie, to...
Czarny sedan z ciemnymi szybami właśnie skręcił w tę samą ulicę, co
auto Bree. Tym samym jej czujność została postawiona w stan najwyższej go-
towości.
 Zaczekaj chwilkÄ™, kochanie.
Okej, to tylko jeden zakręt  trzeba przyznać, że wcześniej nie zauważyła
tego samochodu.
Nie ma co wariować, spokojnie. Bree skręciła w kolejną ulicę, choć
wcale nie musiała tego robić, po to tylko, żeby sprawdzić, czy czarny sedan
pojedzie za niÄ….
Pojechał. Tętno Bree pędziło z prędkością formuły 1.
Zerknęła na swojego synka. Konfrontacja z kierowcą i zgrywanie
bohatera absolutnie nie wchodziły w rachubę. Jeżeli zacznie zachowywać się
agresywnie, narazi Petera na niebezpieczeństwo.
98
RS
Nagle samochód za nią wystrzelił do przodu i przykleił się do jej tylnego
zderzaka tak, że prawie go dotykał.
Bree wstrzymała oddech.
Dopiero co wyjechała z miasta. Mogła spokojnie zawrócić.
 Skarbie, oprzyj się o fotel i trzymaj się mocno. Mój Boże, jeżeli ten
koleÅ› uderzy...
Auto raptownie wysunęło się zza niej i z rykiem pomknęło do przodu.
Bree zwolniła i przytuliła wóz do pobocza.
Czarny sedan popędził jak błyskawica. Bree zmrużyła oczy próbując
odczytać numer rejestracyjny auta, ale samochód jechał zbyt szybko, a ona
była zbyt roztrzęsiona, żeby skupić na nim wzrok. Gdyby Petera nie było z nią
w wozie, pewnie zaryzykowałaby pościg.
Mogła zgłosić to wydarzenie dyżurce, ale po co, skoro nie znała ani
marki, ani modelu samochodu i nie udało jej się nawet spisać jego numerów
rejestracyjnych?
Na szczęście ani Peterowi, ani jej nic się nie stało, a to liczyło się przede
wszystkim.
Uczucie ulgi było tak przemożne, że z trudem zaciskała palce na
kierownicy. Wdusiła pedał gazu.
Spokojnie. Już po wszystkim.
Teraz przynajmniej jednego była pewna: zagrożenie wcale nie minęło. I
zdecydowanie nie był to żaden gówniarski wybryk.
Wydarzenia sprzed paru minut nie były sprawą przypadku. I na pewno
ich sobie nie wymyśliła.
Ktoś ją śledził. Ktoś ją obserwował.
Był uparty. Zamierzał osiągnąć swój cel.
99
RS
Przestraszyć ją?
A może zabić?
100
RS
ROZDZIAA SZÓSTY
Bree przybyła na środową odprawę w tymczasowym centrum
dowodzenia z pięciominutowym zapasem. Wczorajszy wieczór udało jej się
przetrwać bez pytań ze strony Petera. Czysty fart: jeden z kolegów Petera
musiał spędzić u nich noc, ponieważ jego matka była w szpitalu i rodziła mu
właśnie braciszka.
Bree dobrze wiedziała, że dobra passa nie będzie trwać wiecznie.
Peter zapytał ją, kiedy on też będzie miał braciszka albo siostrzyczkę.
Tak... na to pytanie Bree zupełnie nie potrafiła znalezć odpowiedzi.
Siedziała teraz w pożyczonym policyjnym SUV ie i po raz tysięczny
zastanawiała się, jak powinna postąpić. Natłok zdarzeń z poprzedniego dnia
sprawił, że nie mogła zasnąć, więc tylko leżała w łóżku i rozmyślała. A kiedy
w końcu usnęła, śnił jej się Patrick i to, jak kiedyś dobrze się między nimi
układało. Zanim pojawiły się nerwy i podniesione głosy.
Dość tego! Teraz należy skupić się na sprawie, więc problemy osobiste
będę musiały poczekać na swoją kolej  jeżeli będzie miała szczęście, ich kolej
długo nie nadejdzie.
A co do prześladowcy  tym będzie musiała zająć się raczej prędzej niż
pózniej.
On  zakładając, że to mężczyzna, rzecz jasna  wiedział, gdzie
mieszkała. Wiedział też, gdzie jej syn chodził do szkoły. Wczoraj
porozmawiała sobie z nauczycielką Petera i ostrzegła ją o potencjalnych
kłopotach. Pomówiła też ze swoim szefem. Dwóch kolegów z posterunku cały
ranek przeszukiwało archiwum spraw, nad którymi Bree pracowała w ciągu
101
RS
ostatnich kilku lat, ale nie udało im się znalezć niczego, co mogłoby stanowić
wystarczający motyw do prześladowania.
Pozostawało jej zaczekać, dopóki nie znajdzie czegoś więcej. Tak to
zwykle wygląda z prześladowcami: ofiara ma związane ręce, dopóki sprawca
nie zostanie złapany na gorącym uczynku albo nie pozostawi śladów, które
stanowiłyby dowód rzeczowy przestępstwa.
Niestety, Bree utknęła w tym paranoicznym stanie, kiedy to nie
pozostawało jej nic innego, jak tylko być cierpliwą i mieć oczy szeroko
otwarte; mieć nadzieję, że wszystko skończy się dobrze, ale jednocześnie, tak
na wszelki wypadek, być przygotowaną na najgorsze.
Z samochodu, który zaparkował kilka miejsc dalej, wysiadł Ortiz. Kiedy
zniknął w budynku, Bree również wysiadła z wozu i poszła za nim. Nigdzie nie
widziała auta Patricka. Może coś go dzisiaj zatrzymało? To musiało być coś
poważnego, skoro zdecydował się opuścić dzisiejszą odprawę.
Bree weszła schodami na trzecie piętro, machnęła na powitanie
recepcjonistce, a potem udała się prosto do centrum dowodzenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl