,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
matematyki, ekonomii i historii. Któregoś dnia przejmie odpowiedzial ność za ogromne dziedzictwo. Słowo odpowiedzialność, na wypadek gdyby pan nie wiedział, wymawia się... - Zdaje się, że już je kiedyś słyszałem, raz czy dwa - przerwał Avery. - To dobrze. Wobec tego zrozumie pan zapewne, że Bernard może lepiej wykorzystać swój czas, niż ucząc się na pamięć listy śmiesznych rzeczy, które powinien lub których nie powinien robić dżentelmen. - Jeśli naprawdę wierzy pani, że ta akademicka gimnastyka umysłu jest ważniejsza niż nauka zasad właściwego zachowania - powiedział dobitnie Avery - to chyba dobrze, iż za edukację Bernarda wkrótce będę odpowiadał ja, nieprawdaż? - Przede wszystkim powinien pan... - Proszę mi wybaczyć, że przerywam - odezwał się Bernard - ale czy mógłbym spytać, skąd pan wie o łacinie, sir? Avery nie spuszczał oczu z twarzy Lily. - Och, ja nie traktuję bynajmniej swoich obowiązków tak lekko, jak sądzi panna Bede. Od pięciu lat utrzymuję z twoimi pedagogami stałą korespondencję. - Chce pan przez to powiedzieć, że ich pan informował o adresach, pod jakimi pan przebywał, a mnie kazał siebie szukać? - podniosła głos Lily. - Sądziłem, że to wyzwanie sprawia pani przyjemność. Evelyn mogłaby przysiąc, że widzi iskry przeskakujące z oczu do oczu tych dwojga sprzeczających się ludzi. - Zdecydowanie coś się dzieje między nimi - szepnęła Polly Make- peace, podczas gdy Lily próbowała się opanować. - Sznurowadła w gor secie mojej starej matki są mniej napięte niż atmosfera między tymi dwojgiem. A mamusia waży ponad sto osiemdziesiąt kilo. Evelyn stłumiła wybuch śmiechu. Wyobraziła sobie kobietę zasznu rowaną jak baleron i na chwilę zapomniała o strachu. Nie spędzała w to warzystwie Polly więcej czasu, niż to było naprawdę konieczne, i na myśl jej nie przyszło, że Polly ma poczucie humoru! - Dlaczego ona świadomie go prowokuje? - spytała, zniżając głos. - Czy nie zdaje sobie sprawy, że wzbudza tylko jego w gniew? 66 - Pani Thorne - rzekła Polly - cokolwiek myślę o kwalifikacjach panny Bede, jeśli chodzi o kierowanie Koalicją, nigdy nie wątpiłam w jej odwagę. Ona i ten pan ścierają się ze sobą, odkąd przyjechał, i nie zda rzyło się dotąd, by wyszła z któregoś z tych słownych pojedynków jako przegrana - choć uczciwość nakazuje mi przyznać, że nie wyszła z nich również jako zwyciężczyni. Zafascynowana myślą, iż Lily daje skuteczny odpór temu silnemu mężczyznie, Evelyn popadła w zadumę. - O czym pani tak rozmyśla, pani Thorne? - spytała Polly. Lily tym czasem przypuściła kolejny atak, wciąż stojąc dosłownie o centymetr/ od wysokiego, muskularnego mężczyzny w wyraznie opiętej marynarce. - Ta Lily... - mruknęła Evelyn. - Jak ona potrafi radzić sobie z męż czyznami! Nie zlękła się Avery'ego Thorne'a. Zazdroszczę jej odwagi. - No, no - rzekła Polly dość łaskawie - nie wygląda na to, żeby pan Thorne był człowiekiem porywczym. Jest trochę szorstki i być może za głośno mówi, jego maniery też pozostawiają wiele do życzenia, ale ma dobre serce. I wie, co to honor. Podobnie jak panna Bede... Ja osobiście cenię sobie prostolinijność u mężczyzny. Evelyn za nic w świecie nie potrafiłaby powiedzieć, co sprawiło, że zaczęła się zwierzać Polly Makepeace. Jakiekolwiek były przyczyny tego stanu rzeczy, słowa nagle poczęły wylewać się z jej ust. - Byłabym szczęśliwa, gdybym już nigdy nie musiała mieć do czynie nia z tego rodzaju mężczyzną - wyznała. - Nie potrafię sobie wyobrazić, jak to będzie - żyć pod jego rządami bez Lily, naszej orędowniczki... - Dlaczego potrzebuje pani innej kobiety, żeby mówiła w pani imie niu, pani Thorne? - Polly uniosła pytająco głowę. - Panno Makepeace - powiedziała spokojnym głosem Evelyn - chy ba nie zakłada pani, że tylko niższe klasy mają monopol na małżeń skie... kłopoty. Moje doświadczenia sprawiły, że niechętnie przebywam w towarzystwie szorstkich, hałaśliwych mężczyzn... a może nawet w ogóle nie potrafię sobie z nimi radzić. - Rozumiem. Evelyn uśmiechnęła się lekko. -.Czyżby? - I myśli pani, że panna Bede jest lepiej przygotowana do radzenia sobie z panem Thorne i podobnymi mu mężczyznami? - Jak może pani w to wątpić? - spytała Evelyn. - Proszę na nią spoj rzeć.. . Nawet jeśli tym razem nie zwycięży, ileż ma odwagi. Jest wspaniała! - To prawda - powiedziała w zamyśleniu Polly. - Istotnie, wygląda, jakby sprawiało jej to przyjemność. A on robi wrażenie rozbawionego. 67 Proszę spojrzeć, jak pożera ją wzrokiem... I jak ona piorunuje go spoj rzeniem. Evelyn skinęła głową. - Tak... Ja nigdy nie byłam taka dzielna. Obawa przed niepewną przyszłością wycisnęła jej łzy z oczu. Evelyn sięgnęła do kieszeni. Co za szczęście, że Bernard cały czas przypatrywał się Lily i Avery'emu. Nagle niewielka, szorstka dłoń Polly wcisnęła jej do ręki chusteczkę i poklepała życzliwie. Evelyn cicho pociągnęła nosem. - O Boże, jak ja... jak w ogóle mogę mieć nadzieję, że... - śśśś - powiedziała szeptem Polly. - Jeśli będzie pani tak miła, pani Thorne, i wyprowadzi mój wózek do hallu, to być może znajdę rozwiązanie wszystkich naszych problemów. ardzo mi się podobały pańskie listy, kuzynie Avery - rzekł chłopiec. - Yhm - odparł Avery z oczami utkwionymi w wyprostowanej syl wetce Lily Bede, która długimi, pełnymi gracji krokami przemierzała przestrzeń o czterdzieści metrów od nich. Pomimo szybkości, z jaką się poruszała, biodra kołysały się łagodnie, a opuszczone ramiona falowały płynnie w rytm kroków. W jej ruchach była jakaś żywiołowość, jaką ma tancerz we śnie - wzruszająco naturalna. %7łar lał się z nieba z nietypową dla tej pory roku intensywnością. Ważki o smukłych, fosforyzujących na niebiesko korpusikach uniosły się nad ścieżką, którą szli. Zboża na polach szeleściły sotto voce w po dmuchach suchego, ciepłego wiatru. Lily zdecydowała, że będą jeść na świeżym powietrzu. Ledwo ochłonąwszy po walce, drżąc jeszcze z napięcia, oznajmiła, [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|