,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to, że przytuliła się do jego boku. - O ile się nie mylę, znad morza idzie zmiana pogody - wskazał niebo na zachodzie. Spojrzała na horyzont. - W takim razie chodźmy prędzej, gdyż podejrzewam, że w kwestii pogody „prości prowincjonalni dżentelmeni" mają doświadczenie. Och, ślicznotko, pomyślał Elliot. Lepiej uważaj, gdy się ze mną draż nisz, bo wtedy z trudem mogę ci się oprzeć. - Pani jest zbyt łaskawa - odpowiedział. - Mój powóz stoi przy biurze telegrafu. Spojrzała na psa. - Chodź Pimpusiu. Wracamy do wygód i smakołyków. Pies zerwał się na nogi i popędził ulicą, jakby dokładnie wiedział, gdzie Elliot zostawił powozik. I rzeczywiście czekał przy nim, gdy podeszli. Elliot z wysiłkiem postawił bagaż lady Agathy na podłodze. Pimpuś wskoczył i usadowił się na torbie. Elliot odwrócił się do lady Agathy. - Przepraszam, ale nie ma oddzielnego siedzenia dla woźnicy. Mam nadzieję, że nie przeszkadza to pani, że usiądzie koło mnie? - Ani trochę. Odwróciła się do niego tyłem i czekała, że podsadzi ją do powozu. Szczu płe plecy przechodziły w proste ramiona, które akurat nie były w modzie. Ale już wąska talia i ekstrawagancko zaokrąglona linia bioder były zdecy dowanie interesujące. Obejrzała się przez ramię. - Coś nie tak, sir Elliocie? Podobała mu się jej pewność siebie i radość, jaką czerpała z własnej ko biecości. I nawet bezpośredniość, z jaką wykorzystywała swój urok, by uzy skać przewagę. Roztropna kobieta, która znała swoją wartość. Elliota za wsze pociągała inteligencja połączona z praktycznoscią. Właściwie wszystko mu się w niej podobało. Jaka szkoda, że już wkrótce jej tu nie będzie. - Wszystko w porządku, lady Agatho. Chwycił ją w talii i podniósł. Nie była piórkiem, ale też nie ważyła wiele. Poszedł odwiązać konia. Wdrapał się na ławkę, chwycił lejce i cmoknął. Koń ruszył, niespokojnie wstrząsając głową w przeczuciu nadchodzącej zmiany pogody. Przejechali parę kilometrów. W powietrzu czuć było zapach słonej wody. Nad głowami na tle zasnutego chmurami nieba krążyły mewy unoszone silnym wiatrem od morza. Droga zwęziła się i koń zrobił się nerwowy. Jechali przez sad pełen ja błoni, gdy nagle zerwał się wiatr. Strząsał kwiaty z ciężkich kwitnących gałęzi i obsypywał ich deszczem różowawych płatków. Lady Agatha za śmiała się, uniosła twarz do góry i zamknęła oczy jak dziecko czekające na buziaka. Elliot patrzył urzeczony, a zarazem zaniepokojony siłą jej zachwytu. Kołysząca się gałąź jabłoni zaczepiła o rondo jej kapelusza i strąciła go. Jej włosy się rozsypały i rozwiały za nią, porwane niewidzialnymi palcami wiatru. - Kocham burze! - zawołała, chwytając swój kapelusz. - To uczucie jest odwzajemnione - powiedział. Uniosła brwi na ten spontaniczny żart, ale zaraz się roześmiała i mach nęła ręką, jakby wykonywała ukłon. Kapelusz wymknął jej się z dłoni. Wiatr porwał go i poniósł na pole. Zerwała się, nie bacząc na niebezpieczeństwo i westchnęła z żalu. Elliot chwycił ją za rękę i pociągnął z powrotem na ławkę. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|