,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziadkowi zdejmować dywan do trzepania, to jej jakoś pod fortepianem nie widziałem! Dotychczas nie śmiał mówić, ale teraz... A moja matka wołała Franka, córka praczki mówiła, że Katarzyna to się skarżyła, że takie państwo, a każdy grosz wylicza i nawet na praczkę sobie pozwolić nie może! Patrzcie, jaki to głos z siebie dobyła! wołała Mańka od sklepiczarki. Boi się jej kto, myśli! %7łebyś wiedziała, ty cesarzowo chińska, że twój tatuś to podobno przez to włóczenie się mamy po zagranicach resztkami goni! O jeden rachunek trzy razy się upominać trzeba! Książę, co psy wiąże! Cesarz, co na wesz wlazł! Jeżeli nie przestaniecie... jeżeli w tej chwili... No to co? No to co? skakali wokoło i przedrzezniali mnie. I wtedy zrodziła się we mnie nagle ostatnia, rozpaczliwa myśl próba ratunku. Schwyciłam za rękę Staśka i warknęłam przez zęby: Chodz! Zanim zdołał się zorientować, byłam już z nim na schodach. Przed naszymi drzwiami próbował się wyrwać. Puszczaj! Czego ode mnie chcesz?! Ale zatrzymałam go i zadzwoniłam. A to co takiego?! - zdziwił się Jan ujrzawszy mnie z wypiekami na twarzy i rozwianymi włosami, przytrzymującą z całej siły wyrywającego się Staśka. Janie! zawołała zdyszana. % Co tatuś nosi w prawej kieszonce od kamizelki?! 126 Co pan doktor nosi w kieszonce od kamizelki?! powtórzył coraz bardziej zdumiony Jan. Stasiek zrozumiał, że nie chodzi tu o porachunki z nim, przestał się wyrywać i dwie pary oczu wpatrzyły się w Jana z oczekiwaniem. No tak! No tak! Przecież Jan co dzień czyści ubranie, więc musi Jan wiedzieć! Klucze. Ale... Klucze! powtórzyłam z naciskiem patrząc z tryumfem na Staśka. Słyszysz?! Klucze! A ile ich jest? Trzy odpowiedział Jan i przeżegnał się, chociaż nigdy nie miał tego zwyczaju. Trzy! 'powtórzyłam. Trzy! Teraz wierzysz?! Stasiek zawahał się. A od czego te klucze? zapytał. Janowi było już tego za wiele. A tobie co do tego, smerdo jeden?! zawołał. I byłabym może jeszcze ocalona, gdyby nie to, że Jan wytłumaczył sobie fałszywie moje błagalne spojrzenie i wzruszywszy ramionami, mruknął: A zresztą... niech wam będzie! Jeden od bramy, drugi od drzwi, a trzeci od zatrzasku! Wbiegłam jak nieprzytomna do mieszkania, rzuciłam się na najbliższy fotel i zaniosłam się od płaczu. Zdumiony i przerażony Jan na próżno usiłował przez dłuższą chwilę wydobyć ode mnie, co się właściwie stało. Akałam rozpaczliwie z twarzą zasłoniętą rękami, jak gdybym zamierzała rozpłynąć się we łzach. Jan przysunął sobie krzesło, objął mnie wpół (nigdy dotychczas tego nie czynił) i gładząc moje włosy, słowo za słowem, wyznanie za wyznaniem, wydobył ze mnie wszystko. O tym, że tylko Jasia... i o Adeli... i o tym, jak nie można było niczym zdobyć jej serca... i o Albanii... Jan słuchał uważnie, kiwając głową, z trochę smutnym i do- 127 brotliwym uśmiechem. W miarę mego opowiadania poważniał jednak, a wyraz jego oczu stawał się coraz surowszy. A mówiłem ci zawsze powiedział wreszcie żebyś zamiast wymyślać sobie to wszystko, nauczyła się skakać przez sznurek! Bo to nie o to chodzi, że się z ciebie teraz wszyscy śmieją, ale o to, że się wyparłaś swego kraju i swego ojca! Zdrętwiałam. Bo to właśnie nie przyszło mi jakoś dotychczas do głowy. A przecież tak! To była prawda! Wyparłam się mego kraju i tatusia! Wybuchnęłam jeszcze głośniejszym płaczem. Ale Jan nie pocieszał mnie wcale. Pokiwał nade mną głową, jakby chciał powiedzieć: imitacja!" i poszedł do swojej roboty. Przez tydzień mimo nalegań cioci Kazi nie chciałam zejść na podwórze. Wreszcie zdecydowałam się iść tam bardzo wcześnie, kiedy jak mi się zdawało, nie będzie jeszcze nikogo. Podwórze było rzeczywiście zupełnie puste. Usiadłam pod kasztanem. Było zupełnie cicho, tylko z gałęzi odzywał się od czasu do czasu świergot ptaków. Dawniej myślałam często o tym, że może któregoś ranka usiądę tutaj z Adelą. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|