, McMahon Barbara Druga miłość(1) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ścianie północnej.
Jed poszedł z nimi.
- 86 -
S
R
Maria otworzyła drzwi teatralnym gestem i wskazała duże, stojące na
sztalugach płótno.
Laura weszła do środka i zaczęła studiować obraz. Piękny i dręczący,
przedstawiał ogród pełen kwiatów, z wierzbą płaczącą z lewej strony. W
prawym dolnym rogu pochylona smutna postać o białych włosach.
U jej stóp leżał w trawie porzucony pluszowy miś. Kolory kompozycji
żywe i wciągające, lecz gdy przyjrzeć się bliżej, kielichy kwiatów opadały do
ziemi. Wszystko było lekko rozmazane, jakby widziane przez łzy.
Właśnie kontrasty kolorystyki i nastroju sprawiały, że Maria należała do
czołówki malarzy amerykańskich. Ten zaś obraz z pewnością poruszy
kolekcjonerów.
- Naprawdę masz zamiar to sprzedać? - spytała Laura. - Jest piękny. Może
to nawet jeden z twoich najlepszych obrazów.
- Jest oczyszczający - powiedziała Maria. - Chciałam wyrzucić z siebie
mój najgłębszy żal. Ale nie chcę już tego oglądać. Tyle jest jeszcze do zrobienia
- mówiła, wyglądając przez okno.
Laura zdawała sobie sprawę z tego, że obraz przyniesie mnóstwo
dolarów, ale w swoim domu nie chciałaby go trzymać. Może dlatego, że znała
jego historię.
- Jest piękny, mamo - powiedział Jed. - Jordanowi by się spodobał.
- Mam nadzieję - powiedziała ze smutkiem. - To hołd pamięci dla mojego
cudownego syna.
Kolację podano na patio osłoniętym od wieczornej bryzy. Maria
przygotowała szynkę z ziemniakami i warzywami. Do tego czerwone wino i
mrożona herbata.
- Ulubiona potrawa Jordana - powiedziała Maria, nakładając Laurze na
talerz.
- 87 -
S
R
Laura zerknęła na Jeda, podejrzewając, że nie była to jego ulubiona
potrawa. Pierwszego wieczoru, kiedy przyjechał do domu, też musiał to jeść?
Ona sama nigdy nie jadła u Brodich niczego innego.
- A jaka jest twoja ulubiona potrawa? - zapytała go.
- Miejscowa zupa rybna, sałatka z homara i świeży, chrupiący chleb -
wtrącił nieoczekiwanie Jefferson.
Jed spojrzał na ojca zdziwiony.
- Pamiętasz?
Jefferson skinął głową, odwzajemniając spojrzenie syna. Zerknął na
Marię i dodał:
- Dawno już tego nie jedliśmy. Dzień przed twoim wyjazdem. %7ładnego
pożytku z tego, że mieszkamy nad morzem.
- Nie mieszkamy tu dla jedzenia - odparła szorstko Maria. - Jestem
pewna, że Jedowi smakuje każde domowe jedzenie.
Pracuje przecież w tak dziwacznych miejscach.
- Jeśli o tym mowa - zaczęła Laura. - Na pewno widzieliście zdjęcia, które
przywiózł. Buduje naprawdę wspaniały most.
Maria i Jefferson popatrzyli na nią zdumieni.
- Jakie zdjęcia? - spytał Jefferson.
- Fotografuje każdą fazę budowy - powiedziała Laura, wyczekując u Jeda
potwierdzenia.
Skinął głową, przyglądając się rodzicom.
- Po co? - spytała Maria.
- Dokumentacja techniczna, ale nie tylko. Fotografuje miejsca, ludzi i
trudne warunki ich pracy. To nie Boston, gdzie wszystko jest w zasięgu ręki.
Setki kilometrów w górę Amazonki, sami muszą zadbać o każde narzędzie lub
puszkę konserw, wszystko muszą przetransportować. Barką, łodzią albo
błotnistymi drogami.
Jefferson słuchał jej i uśmiechnął się lekko.
- 88 -
S
R
- Ludzie pracują tam tysiące kilometrów od domu. Aączność ze światem
zależy od generatora, który dostarcza prąd. Teren jest niebezpieczny, upały, brak
podstawowych wygód. - Laura chciała, by jego rodzice pojęli coś z jego życia.
- Czy to prawda, Jed? - pytała zakłopotana Maria.
- Tak to wygląda - padła odpowiedz.
- Nie miałam pojęcia - popatrzyła na syna, jakby należał do innego
gatunku.
- Miałabyś, gdybyś go zapytała - odparła zirytowana Laura. Ci ludzie
mają wspaniałego syna i nic o nim nie wiedzą.
- Nie rozumiem, dlaczego ludzie robią takie rzeczy - powiedziała Maria.
- Lubię budować - odrzekł Jed. Rzucił Laurze rozbawione spojrzenie. - I
nigdy wcześniej nie miałem tak gorliwego adwokata.
- Robisz rzeczy, które ciebie przetrwają - odpowiedziała.
- Jak granitowe rzezby - wtrącił Jefferson.
- Jed rzezbi w stali - szepnęła Laura.
- Mówisz, jakby to była sztuka. A to tylko most.
- Jest piękny. A skończony będzie jeszcze piękniejszy. Poprosiłam go,
żeby zrobił zdjęcia.
- A to po co? - pytała starsza pani.
- %7łeby je sprzedać, oczywiście. - Nie wiedziała, że to powie. Zaskoczyła
wszystkich. Ale, do cholery, Laura chciała, by jego rodzina zaczęła choć trochę
go szanować. Nie dociera do nich, jak szczególny to człowiek? %7łe robi bardzo
ważne rzeczy?
- Nie wierzę własnym uszom, Lauro - powiedziała Maria. - Jordan tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl