,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przeczuwała, że Peregrine, urzeczony i oczarowany stylem życia markiza, może się stoczyć na samo dno zepsucia, jakiego nawet nie mogła sobie wyobrazić. Nie powinniśmy byli tu przyjeżdżać! - myślała gorączkowo. - Ten pałac jest siedzibą zła!" ROZDZIAA TRZECI Neoma obudziła się z nieodpartym przekonaniem, że wszystko, co widziała na przyjęciu, to koszmarny sen. Niestety szybko uświadomiła sobie, iż zdarzenia poprzedniego wieczoru były prawdziwe. Jedno wiedziała na pewno: musiała jak najszybciej zabrać stąd Peregrine. W swojej niewinnej naiwności nigdy nie potrafiłaby wyobrazić sobie czegoś tak odrażającego jak zachowanie gości podczas wczorajszej kolacji. Dużo czytała. W niektórych książkach napotykała wspominki o rozpasanych orgiach rzymskich notabli czy o bachanaliach, święcie na cześć boga Bachusa, Jednak autorzy tych lektur nie wdawali się w szczegóły, nie mówili wyraznie, co się właściwie działo podczas takich uczt, więc pojęcie rozpusty było Neomie całkowicie obce. Aż do minionej nocy, gdy nagle przybrało zupełnie konkretne kształty. Dziewczyna siedziała przy stole najpierw zdumiona, potem głęboko wstrząśnięta, wreszcie ogarnięta tak żywą odrazą, że z trudem mogła oddychać. Próbowała przemówić do Peregrine, lecz zdawał się jej nie słyszeć, aż w końcu zrozumiała, że on także wypił o wiele za dużo i niczego nie pojmuje z jej gorących słów. Nie mogła dłużej znieść widoku mężczyzn i kobiet w hańbie i poniżeniu, odartych z wszelkiej godności. Spuściła wzrok na kwietny szlak na stole i próbowała sobie wyobrazić, że siedzi przy nim sama, a wokół panuje cisza i spokój. Nie było to łatwe. Ciągle wdzierały się w jej uszy coraz głośniejsze śmiechy pijanych mężczyzn i zduszone piski ich towarzyszek, górujące nad brzękiem szkła. W pewnym momencie usłyszała głos kobiety siedzącej nieco dalej, w towarzystwie członka parlamentu: - Muszę iść do wygódki! W pierwszej chwili Neoma była pewna, że się przesłyszała. Nie wierzyła, by dama mogła tak jawnie, tak nieskromnie i niedelikatnie odezwać się w towarzystwie, do tego w obecności mężczyzn. Tymczasem owa dama podniosła się z miejsca i niepewnym krokiem ruszyła w stronę drzwi. Neoma dostrzegła w tym szansę dla siebie. - Pójdę już spać - szepnęła Peregrine'owi, choć była prawie pewna, że jej nie usłyszał. Szybkim krokiem opuściła salę, a kiedy znalazła się w korytarzu, pobiegła, gnana chęcią ucieczki, do hallu i schodami w górę. Nawet nie rzuciła okiem na mijane po drodze bogactwa. Wpadła do sypialni, przekręciła klucz w zamku i oparła się plecami o drzwi, jakby je chciała przytrzymać w obawie przed zajadłym pościgiem. Powinna była właściwie zadzwonić po służącą, która miała pomóc jej się przebrać. Wiedziała, że pokojówka zapewne czeka na znak. Nie chciała jednak nikogo widzieć ani z nikim rozmawiać. Pragnęła być sama, oczyścić jakoś umysł i serce ze wszystkiego, z czym się zetknęła na dole. Powoli zdjęła suknię i zanim się położyła, odmówiła pacierz. Klęcząc wzywała na pomoc ukochaną matkę błagała ją, by wskazała jej drogę ratunku dla Peregrine. - Mamusiu, on jest jeszcze taki dziecinny - modliła się Neoma. - Markiz Rosyth i jemu podobni robią na nim ogromne wrażenie, wydaje mu się, że tak właśnie wygląda życie prawdziwego dżentelmena. Ja jednak... jestem pewna, że tatuś nigdy się nie zachowywał w taki sposób. Nigdy! - Wślizgnęła się do łóżka przekonana, że nie zdoła zasnąć, prześladowana wspomnieniem półnagich kobiet oraz widoku bezwstydnych pocałunków i obleśnych pieszczot pijanych gości, lecz zmęczenie zrobiło swoje. Nie przespała przecież połowy poprzedniej nocy, zajęta ozdabianiem i prasowaniem sukien, tak więc wbrew przewidywaniom prawie natychmiast zapadła w głęboki sen bez marzeń i na szczęście tego wieczoru nie dowiedziała się już niczego więcej... Rano uświadomiła sobie, że zbudziła się niespodziewanie wcześnie. Spomiędzy zasłon zaglądały do sypialni pierwsze, nieśmiałe jeszcze promienie słońca. Wstała, podeszła do jednego z okien, odciągnęła kotary i wyjrzała na zewnątrz. Mimo iż dom krył w sobie przerażające tajemnice, posiadłość była tak piękna, że aż zapierało dech w piersiach. Słońce przemieniło jezioro w lustro z jasnego złota, którego powierzchnię łamały lekką falą majestatycznie sunące łabędzie. W parku pod drzewami tu i ówdzie można było wypatrzyć sarnę czy jelonka, podobnie jak w rodzinnym majątku, który dziewczyna tak mocno ukochała. Tyle że tutaj było ich dużo więcej. Zielone trawniki, kwiatowe rabaty i krzewy schodzące aż do brzegu jeziora kipiały tęczą barw. Neoma spojrzała na zegar. Było dopiero kilka minut po wpół do szóstej. Kiedy tak stała przy oknie i podziwiała prześliczny widok, przyszła jej do głowy pewna myśl. Wyjazd na wyścigi planowano na wczesne popołudnie, a ona była zupełnie pewna, że uczestnicy wczorajszej wieczerzy będą zbyt zmęczeni, czy może raczej zbyt chorzy po gorszących wydarzeniach minionej nocy, by wstać wcześniej niż w ostatnim momencie przed wyruszeniem w drogę. Z niepokojem pomyślała o bracie. Bez wątpienia musiał się czuć fatalnie. Zawsze tak było, kiedy za dużo wypił. Nienawidziła w tej chwili markiza za to, że prowokował Peregrine, a także Charlesa i innych uczestników biesiady do zachowań urągających dobrym obyczajom. Miałam rację, on chciał przeobrazić swoich gości w zwierzęta - pomyślała Neoma. - Tylko dlaczego? Po co? Jak może mu to sprawiać przyjemność? Ten człowiek mnie przeraża". Podczas wczorajszej biesiady był przy stole jedynym, który zachował [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|