, Roberts Nora Kwestia wyboru 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Skrzywiła się na samo wspomnienie. - Niestety, bez tego nie można się obejść. Dodaj jeszcze
ciągłe podróże i pracę w sklepie. Pierwsze lata były mordercze. - Wbiła zęby w kanapkę. -
Uwielbiałam to.
Pewnie tak, skomentował bez słów. Wyczuwał skumulowaną w niej energię, nawet
gdy tak siedziała pozornie spokojna i piła herbatę.
- David Ryce pracuje u ciebie od dawna?
- Mniej więcej półtora roku. Był wtedy na rozstaju, wiesz, o co mi chodzi. Pewnie
wszyscy przechodzimy przez ten etap: już. nic dzieci, jeszcze nic dorośli. - Posłała Slade'owi
beztroski uśmiech. - Rozumiesz?
- Mniej więcej.
- Ty pewnie mniej niż inni - rzuciła lekko. - Jak się okazało, nic podobało mu się ani
to, że mu zaproponowałam pracę, ani to, że czegoś takiego potrzebował. David i ja razem
dorastaliśmy. Nie ma nic gorszego niż świadomość, że start w dorosłe życic zawdzięczasz
starszej siostrze. - Westchnęła, gdy przypomniała sobie jego początkowe humory, dąsy, brak
zainteresowania. - W każdym razie po pół roku przestał marudzić i stał się niezastąpiony.
Doskonale sobie radzi z rachunkami. Uważa księgowość za swoją działkę. I jest w tym lepszy
niż w sprzedawaniu.
- Naprawdę?
W jej oczach pojawiły się iskierki rozbawienia.
Nic zawsze potrafi postępować dyplomatycznie z klientami. Zdecydowanie bardziej
się sprawdza na zapleczu. Michael i ja zajmujemy się sprzedażą i sprowadzaniem nowego
towaru.
- Michael. - Zanim ponownie uniósł butelkę do ust, powtórzył to imię, jakby nic nie
znaczyło.
- Michael dokonuje większości zakupów, zwłaszcza za granicą.
- Myślałem, że to należy do twoich obowiązków.
- Nie w Europie, już nic. - Zamyślona, bawiła się połową kanapki. - Gdybym nadal
chciała się tym sama zajmować, sklep nic mógłby być otwarły przez cały rok. Aukcje i
wyprzedaże tylko tu, w Nowej Anglii, pochłaniają i tak mnóstwo czasu, a Michael... Michael
jest nieoceniony, jeśli chodzi o wynajdywanie prawdziwych skarbów.
Zastanowiło go, do jakiego stopnia to określenie pokrywa się z prawdą Czy Michael
Adams sprowadza do Stanów klejnoty oprócz mebli hepplewhite?
- Michael zajmuje się sprowadzaniem towaru od prawie trzech lat - mówiła dalej - jest
świetnym kupcem i genialnym sprzedawcą. Zwłaszcza wobec klientów płci żeńskiej. - Napiła
się herbaty. - Jest czarujący... pod każdym względem.
Ciepły ton jej głosu nie uszedł uwagi Slade'a. Ciekawe, co naprawdę jest między
nimi? Jeśli Adams zajmuje się przemytem i jednocześnie sypia z Jessicą... Przestał o tym
myśleć, gdy spojrzał na jej ręce. Na prawym nadgarstku lśniła cienka złota bransoletka, lewy
opasywał łańcuszek opali. Słońce budziło w kamieniach błękitno - czerwone płomienie.
Pasuje do niej ta biżuteria, stwierdził unosząc butelkę do ust.
- No i doszło do tego, że się rozleniwiłam. - Jessica przeciągnęła się rozkosznie. -
Minęło dużo czasu, odkąd sama miałam cały sklep na głowie. Dobrze, że obaj, Michael i
David, wracają w przyszłym tygodniu. Może nawet się skuszę i przyjmę zaproszenie wujka
Charliego.
- Wujka Charliego? Zastygła w bezruchu.
- Tak, wujka Charliego - powtórzyła zdziwiona. - To on cię przysłał.
Slade przeklinał w duchu własną głupotę.
- Nadkomisarz - stwierdził. - Nic przywykłem myśleć o nim jak o wujku Charliem.
- Nadkomisarz brzmi strasznie oficjalnie. - Spojrzała na niego uważnie. Nie jest
głupia, stwierdził. Przełożył ramię przez oparcie krzesła.
- Zawsze tak go nazywam, z przyzwyczajenia. Nic lubisz podróżować? - Zręcznie
zmienił temat, przy okazji posyłając jej zniewalający uśmiech. - Myślałem, że zaopatrywanie
sklepu to największa frajda.
- Z jednej strony. Z drugiej przyprawia o gigantyczny ból głowy lotniska, aukcje,
odprawy celne. - Zmarszczka miedzy brwiami wygładziła się. - Na wiosnę chyba połączę
przyjemne z pożytecznym. Chciałabym odwiedzić mamę i jej męża we Francji.
- Wyszła ponownie za mąż?
- Tak, i jest bardzo szczęśliwa. Po śmierci ojca była taka zagubiona. Obie byłyśmy -
dodała cicho. I nawet teraz, po pięciu latach, pozostał ból, dokończyła w myśli. Nie tak ostry
jak na początku, ale ciągle obecny. - Nie ma nic gorszego niż stracić kogoś, z kim się
mieszkało, kogo się kochało, na kim się polegało. Zwłaszcza jeśli wierzysz, że ten człowiek
jest niezniszczalny, a on odchodzi nagle, bez. uprzedzenia. Smutek w jej głosie poruszył go
do głębi.
- Wiem odparł, zanim zdążył ugryzć się w język.
Odnalazła jego spojrzenie.
- Naprawdę?
Nic podobały mu się uczucia, które w nim budziła.
- Mój ojciec był policjantem - wyjaśnił krótko. - Pięć lat temu zginął na służbie.
- Och, Slade. - Dotknęła jego dłoni. - To musiało być straszne... zwłaszcza dla twojej
matki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl