, Bułhakow Michaił Fatalne jaja i inne opowiadania 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ach, tak? Zepsuty? Kabel się urwał, co? W takim razie, \eby nie dyndał bez potrzeby -
powiesić na nim tego, kto to powiedział!!!
Rany boskie, co się wtedy zaczęło!
- Ale\ towarzyszu! Litości... Co te\ wy... Ju\, ju\! Jedną chwileczkę! Hej, tam, dawać tu
monterów! I przewód!! Zaraz będzie zrobione...
Raz, dwa - naprawili i połączyli.
A ja nabrałem rozpędu:
- Tiapkin? Ty łajdaku! Liapkin? Brać tego drania! Dawać mi listę! śe co? Nie gotowa? Ma
być gotowa za pięć minut, bo inaczej wy będziecie na liście zmarłych! A to kto? Rejestratorka?
śona Maniłowa? Na zbity pysk! Maszynistka Ulinka Betriszczewa? Na zbity pysk! Sobakiewicz?
Brać go! Ten łajdak Murofiejkin pracuje u was? A szuler Utieszytielny? Brać go! I tego, co go
przyjął! Aapać! I tego te\! I tamtego! I owego! Fietinję - precz! Poetę Triapiczkina, Selifana i
Pietruszkę - do rejestracji! Nozdriowa do lochu... W tej chwili! W tej sekundzie! Kto podpisał
wykaz? Dawać tu tę kanalię! Wyciągnąć z morskiego dna!
Strach padł na całe piekło...
- Ale\ to diabeł! Skąd takiego wzięli?
A ja na to:
- Cziczikowa do mnie!
- Nnn... nie mo\na znalezć. U... ukrywa się...
- Ach, tak? Ukrywa się? Zwietnie! Pójdziecie siedzieć zamiast niego!
- Lito...
- Milczeć!
- Chwileczkę! Sekundkę! Ju\, ju\! Proszę zaczekać, szukają...
I po krótkiej chwili - znalezli!
Daremnie Cziczikow padał mi do nóg, daremnie rwał na sobie marynarkę i wyrywał włosy;
daremnie zaklinał się, \e ma matkę inwalidkę.
- Matkę?! - ryczałem. - Matkę?... A gdzie miliardy? Gdzie społeczne pieniądze? Ty
złodzieju! Rozciąć temu łajdakowi brzuch! W brzuchu ma brylanty!
Rozcięli. Rzeczywiście - są.
- To wszystko?
- Wszystko.
- Kamień na szyję - i do przerębli!
Zrobiło się spokojnie i przyzwoicie.
Mówię przez telefon:
- W porządku.
Słyszę w odpowiedzi:
- Dzięki. Ka\da pańska prośba będzie spełniona.
A\ podskoczyłem przy telefonie. I o mało nie wyrzuciłem z siebie wszystkiego, co mnie ju\
od dawna gnębiło:
 Spodnie... Funt cukru... śarówka dwadzieścia pięć wat... 
Ale wtedy przypomniałem sobie, \e porządny pisarz winien być bezinteresowny.
Ochłonąłem i wymamrotałem w słuchawkę:
- Tylko dzieła Gogola w twardej oprawie. Bo właśnie te dzieła sprzedałem niedawno na
tandecie...
I... ryms! I ju\ le\y na moim stole lśniący pozłotką Gogol.
Strasznie się ucieszyłem na widok Mikołaja Wasiliewicza, który nieraz dodawał mi otuchy
w ponure, bezsenne noce.
Tak bardzo, \e a\ wrzasnąłem:
- Hurra!!!
EPILOG
... oczywiście, obudziłem się. A tu pustka: ani Cziczikowa, ani Nozdriowa, ani, co
najwa\niejsze, Gogola...
He, he, he, pomyślałem sobie i zacząłem się ubierać, i znowu \ycie roztoczyło przede mną
swe powszednie wdzięki.
Przeło\ył Andrzej Drawicz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl