,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Krzywdę? A ty co mi przed chwilą robiłaś? Moja głowa to nie dynia. Jesteś grozna, kiedy się wściekniesz, ale nie zrobię ci krzywdy. Dość już nas ośmieszyłaś. Dałaś piękne przedstawienie. Podniosę cię teraz, ale jeśli jeszcze raz mnie zaatakujesz, zle się to dla ciebie skończy. Rozumiesz? - Tak, rozumiem. Puścił ją i podniósł do góry. Po chwili kopnęła go kolanem w krocze. Roland podskoczył, wytrzeszczył oczy ze zdziwienia i poczuł nagłe mdłości, a potem oszałamiający ból. Złapał się za brzuch i cały drżący upadł na kolana. Zmiech ustał. Gapie przestali żartować. Daria dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła. Wszyscy zamilkli i patrzyli z niedowierzaniem. Nie zastana wiała się dłużej, uniosła spódnicę i pobiegła przez hol. Słyszała, jak woła ją Philippa, ale nie zwolniła. Daria, potykała się. Wydostała się na zewnątrz, przebiegła przez wąski tunel, który łączył podwórze z podzamczem. Kiedy znalazła się pod bramą, trzymała się za brzuch, Czując kłucie w boku. Na zewnątrz pracowali ludzie. Oderwali się na chwilę od swoich zajęć i wołali za nią, ale nikt nie próbował jej zatrzymać. Biegła, póki nie załamały się pod nią nogi i póki nic upadła na miękką trawę. Sturlała się w dolinkę i leżała tam bez ruchu. Z trudem łapała oddech, bojąc się poruszyć. Bała się, że zrobiła krzywdę dziecku. Leżała, póki nie przestała ciężko dyszeć. Słońce rozgrzewało ją przez ubranie. Wiedziała, że po tym, co zrobiła, musi spotkać ją kara, ale nie miała ochoty jej ponieść. Jednak ciągle żyła. Kiedy Roland zobaczył ją, leżącą w dole przytuloną do trawy, myślał, że nie żyje. Ogarnął go strach. Podbiegł do niej, potykając się o kamienie: Ukląkł, ale bał się jej dotknąć. Obawiał się, że jest ranna. - Dario... Nie miała ochoty otworzyć oczu, ale to zrobiła. Podniosła się i uklękła przy nim. - Nic ci nie jest? Patrzyła na niego. Nie czuła trawy przyklejonej do twarzy, włosów i ubrania. Nie wiedziała, że rękaw jej sukni jest rozdarty aż do łokcia. - Mam nadzieję, że nie przydasz się już swojej Gwyn ani żadnej innej kobiecie. Roland burknął coś pod nosem. Zniknął strach o nią. Daria syczała dalej z szaleńczo wybałuszonymi oczami i nie obawiała się, że mąż może ją uderzyć: -Mam nadzieję, że wrócisz kiedyś do Ziemi Zwiętej, odnajdziesz Lilę i Cenę i powiesz im, że już nie jesteś mężczyzną i że... Nie uderzył jej. Położył jej dłoń na ustach. - Dość już tego, moja pani. Przyciągnął ją do siebie i kiedy zaczął znów mówić, poczuła na twarzy jego gorący oddech: - Przysporzyłaś mi nie lada kłopotów. Zabieram cię do zamku. Philippa powiedziała, że jesteś taka szalona z powodu dziecka, że nie myślisz, bo... na Boga, ona cię broniła nawet po tym, jak chciałaś mnie zabić. - Nie zabiłam cię. Sprawiłam tylko, że wreszcie upadłeś na kolana. - Dario, radzę ci już nic nie mówić, bo w końcu cię zbiję. Zrobię to tak, by nie skrzywdzić dziecka. Jeśli cię zbiję, będę i tak ostrożniejszy niż ty sama... Ten upadek nie był dobry dla dziecka. Jesteś niemądrą dziewką. Idziesz, czy mam cię zbić? Zastanawiała się, czy naprawdę by ją uderzył. A gdyby to zrobił, czy błagałaby go o litość? Czy tarzałaby się u jego stóp. Nic. Prędzej by umarła, niż sprawiła mu tę radość. - Będziesz mnie bił ręka czy biczem? Roland nie wierzył własnym uszom. Całe zdarzenie było niewiarygodne. W końcu pokazała swą dumę i to z nadwyżką. Na pewno nic życzył sobie, by kopnęła go w krocze. Nie mógł wyjść z podziwu. Mówiła tak spokojnie. Nigdy jeszcze nie uderzył kobiety i twierdził, że mężczyzni, którzy to robią, to godne pogardy zwierzęta. Ale już powiedział jej, że to zrobi. Przyjęła wiadomość spokojnie, choć wiedziała, że nie jest taki zły. Jechała z nim przez Walię, wiedziała, że lubi się śmiać i żartować, że nie bije i nie torturuje kobiet. - Nie używam bicza nawet na zwierzęta. Otrzepała suknię i wyprostowała się. Nic już nie mówiła. Nie patrzyła nawet na niego. Zaczęła iść w stronę warowni. Czuła napięte mięśnie i nadwerężone ścięgna. Za kilka godzin pewnie nie tylko mięśnie będą ją bolały. Może kiedy ją zbije... Zauważyła stado owiec. Ich zapach wypełniał powietrze. Drzewa wokół były wielkie i stare. Okolica zachwycała swym delikatnym i pięknym krajobrazem, niepodobnym do nadmorskiego. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|