,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dokończę choinkę - odparł Luter. - Nie będę tkwił w korkach. Nora zaczęła obgryzać paznokieć, co oznaczało, \e układa szczegółowy plan działania. - No dobrze - powiedziała - zrobimy tak. Do czwartej skończymy ubierać choinkę. Ile zajmie ci wystawienie Zniegurka? - Trzy dni. - O czwartej ty pójdziesz po Zniegurka, a ja ostatni raz wyskoczę do miasta. Przedtem przejrzymy ksią\kę telefoniczną i obdzwonimy wszystkich znajomych. - Tylko nie mów im nic o Underwoodach. - Przestań, Luter! - Wędzony pstrąg i Mitch Underwood. Zlecą się jak pszczoły do miodu. Nora puściła płytę Sinatry. Przez dwadzieścia minut Luter zarzucał choinkę setkami ozdóbek, a ona przystrajała kominek plastikowymi gałązkami jemioły. Nie odzywali się do siebie, wreszcie Nora przerwała milczenie kolejnym rozkazem: - Mo\esz wynieść pudła. Ze wszystkich świątecznych zajęć najbardziej nie znosił wnoszenia pudeł na strych po opuszczanej drabinie. Najpierw musiał wejść na piętro, potem przecisnąć się kiszkowatym korytarzem między sypialniami, a jeszcze potem obrócić się w taki sposób, by pudło - oczywiście za du\e, \eby mo\na nim było swobodnie manewrować - zmieściło się na drabinie i dało przepchnąć przez otwór w suficie. Ze strychu czy na strych, to nie miało \adnego znaczenia. To cud, \e przez tyle lat nie odniósł \adnych powa\niejszych obra\eń. - I skoro ju\ tam idziesz, ściągnij na dół Zniegurka. Zadzwoniła do pastora i dręczyła go dopóty, dopóki nie obiecał, \e przyjdzie na pół godziny. Luter, któremu zagroziła pobiciem, zadzwonił z kolei do swojej sekretarki i tak długo katował ją przez telefon, póki nie zgodziła się wpaść na kilka minut. Zdą\yła ju\ zaliczyć trzech mę\ów i chwilowo była wolna, ale zawsze miała na podorędziu jakiegoś chłopaka. Nora, on, wielebny Zabriskie i horda Underwoodów: jeśli przyjadą o tej samej porze, byłoby ich dwanaścioro. To dość optymistyczne. Nora była bliska płaczu. Dwanaście osób! To tak, jakby zasiedli do wigilijnego stołu tylko we troje. Zadzwoniła do dwóch ulubionych sklepów z winem. Jeden był ju\ zamknięty, drugi zamykano za dwadzieścia minut. O czwartej, kiedy Luter nabierał coraz większej ochoty na kieliszek koniaku w piwnicy, zasypała go gradem poleceń i popędziła do miasta. ROZDZIAA 16 Kilka minut po jej wyjściu zadzwonił telefon. Luter chwycił słuchawkę. Mo\e to znowu Blair. Powie jej całą prawdę. Powie to, co le\ało mu na wątrobie: \e jej niespodziewany przyjazd jest bezmyślny, a ona, to znaczy Blair, bardzo samolubna. Urazi ją, tak, ale córka na pewno to prze\yje. Chciała wyjść za mą\ i wiedział, \e będzie potrzebowała ich bardziej ni\ przedtem. - Halo - warknął. - Mówi Mitch Underwood - zadudniło w słuchawce i Luter miał ochotę wsadzić głowę do piekarnika. - Cześć, Mitch. - Wesołych świąt. Posłuchaj, dzięki za pamięć, ale nie damy rady was wcisnąć. Mamy mnóstwo zaproszeń. Tak, tak, Underwoodowie byli najwa\niejszymi i najczęściej zapraszanymi gośćmi w mieście. Wszyscy łaknęli nieznośnych tyrad Mitcha na temat podatków od nieruchomości i wydzielania stref miejskich. - O rany, szkoda - powiedział Luter. - Mo\e w przyszłym roku? - Jasne, zadzwoń. - Wesołych świąt, Mitch. Liczba gości spadła z dwunastu do ośmiu, lecz dezerterów wcią\ przybywało. Zanim zdą\ył zrobić krok w stronę drzwi, zadzwonił telefon. W słuchawce zabrzmiał niepewny głos jego sekretarki. - To ja, Dox. - Jak się masz. - Przykro mi z powodu tych Karaibów, i w ogóle... - Ju\ mi to mówiłaś. - No właśnie... Bardzo pana przepraszam, ale chodzi o to, \e coś mi wypadło. Chłopak, z którym się spotykam, zrobił mi niespodziankę i zaprosił mnie na kolację do Tanner Hall. Taką z szampanem, kawiorem, i w ogóle. Zarezerwował stolik miesiąc temu. Po prostu nie mogę mu odmówić. - Ale\ oczywiście, \e nie mo\esz. - Wynajął nawet limuzynę, i w ogóle. Jest bardzo kochany. - Na pewno. - Nie zdą\ymy do państwa wpaść, ale bardzo chciałabym zobaczyć się z Blair. Blair wyjechała ledwie przed miesiącem. Dox nie widziała jej dwa lata. - Na pewno jej o tym powiem. - Jeszcze raz bardzo przepraszam. - Nie ma sprawy, Dox. Było ośmioro, zostało sześcioro. Troje Kranków, Enrique, wielebny Zabriskie i jego \ona. Chciał zadzwonić do Nory, \eby przekazać jej złe nowiny, ale doszedł do wniosku, \e to bez sensu. Biedactwo, i tak ju\ ledwo \yła. Zapłakałaby się na śmierć, i po co? Po co miałby dawać jej kolejny powód do złości i wyśmiewania go za wspaniały pomysł, który nie wypalił? Miał coraz większą ochotę na koniak. Większą nawet, ni\ chciałby przyznać. Spike Frohmeyer zdał dokładne sprawozdanie ze wszystkiego, co widział i słyszał. Miał w kieszeni czterdzieści dolarów i przyrzekł dochować tajemnicy, dlatego początkowo trochę się wahał, ale poniewa\ na Hamlock Street roiło się od plotkarzy, po kilku kuksańcach od ojca wyśpiewał dokładnie wszystko. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|