, !John Grisham Ominąć Święta 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dokończę choinkę - odparł Luter. - Nie będę tkwił w korkach.
Nora zaczęła obgryzać paznokieć, co oznaczało, \e układa szczegółowy plan
działania.
- No dobrze - powiedziała - zrobimy tak. Do czwartej skończymy ubierać choinkę. Ile
zajmie ci wystawienie Zniegurka?
- Trzy dni.
- O czwartej ty pójdziesz po Zniegurka, a ja ostatni raz wyskoczę do miasta. Przedtem
przejrzymy ksią\kę telefoniczną i obdzwonimy wszystkich znajomych.
- Tylko nie mów im nic o Underwoodach.
- Przestań, Luter!
- Wędzony pstrąg i Mitch Underwood. Zlecą się jak pszczoły do miodu.
Nora puściła płytę Sinatry. Przez dwadzieścia minut Luter zarzucał choinkę setkami
ozdóbek, a ona przystrajała kominek plastikowymi gałązkami jemioły. Nie odzywali się do
siebie, wreszcie Nora przerwała milczenie kolejnym rozkazem:
- Mo\esz wynieść pudła.
Ze wszystkich świątecznych zajęć najbardziej nie znosił wnoszenia pudeł na strych po
opuszczanej drabinie. Najpierw musiał wejść na piętro, potem przecisnąć się kiszkowatym
korytarzem między sypialniami, a jeszcze potem obrócić się w taki sposób, by pudło -
oczywiście za du\e, \eby mo\na nim było swobodnie manewrować - zmieściło się na drabinie
i dało przepchnąć przez otwór w suficie. Ze strychu czy na strych, to nie miało \adnego
znaczenia.
To cud, \e przez tyle lat nie odniósł \adnych powa\niejszych obra\eń.
- I skoro ju\ tam idziesz, ściągnij na dół Zniegurka.
Zadzwoniła do pastora i dręczyła go dopóty, dopóki nie obiecał, \e przyjdzie na pół
godziny. Luter, któremu zagroziła pobiciem, zadzwonił z kolei do swojej sekretarki i tak
długo katował ją przez telefon, póki nie zgodziła się wpaść na kilka minut. Zdą\yła ju\
zaliczyć trzech mę\ów i chwilowo była wolna, ale zawsze miała na podorędziu jakiegoś
chłopaka. Nora, on, wielebny Zabriskie i horda Underwoodów: jeśli przyjadą o tej samej
porze, byłoby ich dwanaścioro. To dość optymistyczne.
Nora była bliska płaczu. Dwanaście osób! To tak, jakby zasiedli do wigilijnego stołu
tylko we troje.
Zadzwoniła do dwóch ulubionych sklepów z winem. Jeden był ju\ zamknięty, drugi
zamykano za dwadzieścia minut. O czwartej, kiedy Luter nabierał coraz większej ochoty na
kieliszek koniaku w piwnicy, zasypała go gradem poleceń i popędziła do miasta.
ROZDZIAA 16
Kilka minut po jej wyjściu zadzwonił telefon. Luter chwycił słuchawkę. Mo\e to
znowu Blair. Powie jej całą prawdę. Powie to, co le\ało mu na wątrobie: \e jej
niespodziewany przyjazd jest bezmyślny, a ona, to znaczy Blair, bardzo samolubna. Urazi ją,
tak, ale córka na pewno to prze\yje. Chciała wyjść za mą\ i wiedział, \e będzie potrzebowała
ich bardziej ni\ przedtem.
- Halo - warknął.
- Mówi Mitch Underwood - zadudniło w słuchawce i Luter miał ochotę wsadzić głowę
do piekarnika.
- Cześć, Mitch.
- Wesołych świąt. Posłuchaj, dzięki za pamięć, ale nie damy rady was wcisnąć. Mamy
mnóstwo zaproszeń.
Tak, tak, Underwoodowie byli najwa\niejszymi i najczęściej zapraszanymi gośćmi w
mieście. Wszyscy łaknęli nieznośnych tyrad Mitcha na temat podatków od nieruchomości i
wydzielania stref miejskich.
- O rany, szkoda - powiedział Luter. - Mo\e w przyszłym roku?
- Jasne, zadzwoń.
- Wesołych świąt, Mitch.
Liczba gości spadła z dwunastu do ośmiu, lecz dezerterów wcią\ przybywało. Zanim
zdą\ył zrobić krok w stronę drzwi, zadzwonił telefon. W słuchawce zabrzmiał niepewny głos
jego sekretarki.
- To ja, Dox.
- Jak się masz.
- Przykro mi z powodu tych Karaibów, i w ogóle...
- Ju\ mi to mówiłaś.
- No właśnie... Bardzo pana przepraszam, ale chodzi o to, \e coś mi wypadło.
Chłopak, z którym się spotykam, zrobił mi niespodziankę i zaprosił mnie na kolację do
Tanner Hall. Taką z szampanem, kawiorem, i w ogóle. Zarezerwował stolik miesiąc temu. Po
prostu nie mogę mu odmówić.
- Ale\ oczywiście, \e nie mo\esz.
- Wynajął nawet limuzynę, i w ogóle. Jest bardzo kochany.
- Na pewno.
- Nie zdą\ymy do państwa wpaść, ale bardzo chciałabym zobaczyć się z Blair.
Blair wyjechała ledwie przed miesiącem. Dox nie widziała jej dwa lata.
- Na pewno jej o tym powiem.
- Jeszcze raz bardzo przepraszam.
- Nie ma sprawy, Dox.
Było ośmioro, zostało sześcioro. Troje Kranków, Enrique, wielebny Zabriskie i jego
\ona. Chciał zadzwonić do Nory, \eby przekazać jej złe nowiny, ale doszedł do wniosku, \e
to bez sensu. Biedactwo, i tak ju\ ledwo \yła. Zapłakałaby się na śmierć, i po co? Po co
miałby dawać jej kolejny powód do złości i wyśmiewania go za wspaniały pomysł, który nie
wypalił?
Miał coraz większą ochotę na koniak. Większą nawet, ni\ chciałby przyznać.
Spike Frohmeyer zdał dokładne sprawozdanie ze wszystkiego, co widział i słyszał.
Miał w kieszeni czterdzieści dolarów i przyrzekł dochować tajemnicy, dlatego początkowo
trochę się wahał, ale poniewa\ na Hamlock Street roiło się od plotkarzy, po kilku kuksańcach
od ojca wyśpiewał dokładnie wszystko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl