,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że popełniłeś poważny błąd, opuszczając Hazana! - Pójdę z tobą - odparł człowiek, po raz pierwszy okazując coś w rodzaju godności - żeby porozmawiać z waszą starszyzną i wytłumaczyć wam, że lepiej będzie, jak zwrócicie mnie moim pobratymcom. - Ach - powiedział Niun, którego te słowa przyprawiły niemal o pogardliwą uciechę. - Ale my jesteśmy mri, nie regule. Nic nas nie obchodzą wasze umowy z nimi. Jak zresztą widzisz, nie pomogły ci one w niczym. Człowiek znieruchomiał, rozważając te słowa. Nie okazał strachu przed ukrytą w nich grozbą. - Rozumiem - powiedział. W chwilę pózniej dodał spokojnym, opanowanym tonem: - Pozostawiłem tam w mieście posła. Jest stary i został sam z regulami, podczas gdy tu dzieją się takie rzeczy. Muszę do niego wrócić. Niun zastanowił się nad jego słowami. Zrozumiał je. To ze względu na lojalność dla swego sen antha człowiek znosił to wszystko cierpliwie. Wzbudziło to jego respekt. Dotknął dłonią serca, by go okazać. - Doprowadzę cię żywego do edunu - powiedział. Wydawało mu się, że powinien dodać: - Nie jest naszym zwyczajem brać jeńców. - O tym już wiemy - odparł Duncan. A więc porozumieli się nawzajem tak, jak to tylko było możliwe. Niun popatrzył na rozciągające się przed nimi niziny. Zaczął się już zastanawiać nad tym, jakie zmiany mogło wywołać bombardowanie na znajomym terenie, jakie przeszkody mogły się pojawić na niestabilnym gruncie i gdzie mają poszukać następnego, w miarę bezpiecznego schronienia, jeśli regule wrócą tu szybciej, niż się tego spodziewał. Dobrze się stało, że on i człowiek osiągnęli porozumienie, że Duncan doszedł do wniosku, iż jego najlepsza szansa oraz najbardziej honorowe wyjście to w tej chwili współdziałanie z Niunem. Nie objuczony żadnym ciężarem wędrowiec mógłby dotrzeć do edunu rankiem, gdyby wszystko poszło po jego myśli, ponieważ jednak regulskie pociski zniszczyły szlak, którym wspólnie się posuwali, a światło dnia ukaże ich obu wyraznie oczom nieprzyjaciela, nadejdzie wieczór, zanim zdołają dotrzeć do celu, o ile sytuacja nie ulegnie zmianie. Jego żołądek ściskał narastający, chorobliwy lęk. Mało brakowało, a mimo wszystko zabiłby człowieka i pognał do edunu ze wszystkich sił. Przeklinał sam siebie za swą nadmierną wyrozumiałość, która doprowadziła do tego, że musiał teraz wybierać między mordem a głupotą. Zcisnął człowieka za ramię. - Posłuchaj mnie. Jeśli nie zdołasz dotrzymać mi kroku, nie będę mógł cię prowadzić, a jeśli nie będę mógł cię prowadzić, zabiję cię. Jest też - dodał - bardzo prawdopodobne, że regule odbiorą ci życie, by uniemożliwić ci dotarcie do twego zwierzchnika. Powiedziawszy to, wyszedł z ukrycia i pociągnął człowieka za sobą, trzymając go za ramię. Duncan podążył za nim bez oporu. Jednakże regulski samolot patrolujący okolicę zawrócił właśnie w ich stronę i po przejściu zaledwie kilku kroków byli zmuszeni rzucić się na ziemię w poszukiwaniu nowej kryjówki. Wznowiono ogłuszający ogień zaporowy. Prysnęła na nich wrząca woda oraz krople błota. W edunie musieli wiedzieć, co się dzieje. Z pewnością coś robili w tej sprawie. Być może - pomyślał Niun - sen anth Duncana również o tym wiedział i podjął jakieś kroki. Był jeszcze Ahanal, niezależny od Intel. Rozumiał bezsilne przerażenie człowieka. Ze wszystkich na Kesrith, którzy mieli jakiekolwiek możliwości działania, oni dwaj mogli zrobić najmniej, a regule, którzy nigdy nie walczyli, chwycili za broń, skłonieni do tego złą wolą, strachem czy jakimś innym motywem, który mógł połączyć ze sobą brzegi przepaści dzielącej tchórzostwo od interesowności. Rozdział 17 Słychać było strzały. Człowiek, którego większość życia wypełniała wojna, nie mógł pomylić ich dzwięku z niczym innym. Stavros odwrócił swój ślizg, by wyjrzeć przez okno. Ujrzał światła samolotów zataczających kręgi poniżej poziomu chmur. Jego palce odszukały klawiaturę konsoli i dostroiły osłony z dużą sprawnością, której zdążył już nabrać. Urządzenia kontrolne były proste, lecz wymagały nieprawdopodobnych serii sygnałów kodowych, z których każdej trzeba było nauczyć się na pamięć. Regule dostarczali mu kodów z pełną zarozumiałości pogardą: zapamiętaj je - zdawali się mu mówić, przybierając tę swą minę, która świadczyła, że zaliczają istoty o krótkiej pamięci do kategorii podrozumnych. Stavros nie był pod tym względem typowy. Nigdy nie był typowy: od dzieciństwa na odległej Kiluwie, poprzez lata gdy związany był z Urzędem Ksenologii, aż po okres sprawowania funkcji dyrektora na Helleyu podczas pierwszego kontaktu. Nie sprawiała mu żadnych trudności nauka języków ani obcych obyczajów, podobnie jak rozpoznanie prowincjonalnej krótkowzroczności, czy to występującej u ludzi, czy u innych. Był z przekonania kiluwańskim patriotą. Znaczenia tego faktu nie rozumieli regule ani większość ludzi. Tę odległą kolonię zaludniali religijni tradycjonaliści. Pisanie było dla nich grzechem, a wykształcenie stanowiło ich obsesję. Urodził się na tej planecie sto lat temu, zanim pokojowa, ekscentryczna Kiluwa padła ofiarą wojen z mri. Wielu Kiluwan wyróżniło się w służbie. Już ich nie było. Znalezli się wśród ofiar odwetu za Nisren, czterdzieści lat temu. Stavros ocalał. Było charakterystyczne dla jego kiluwańskiego wychowania, że poczuł się zmuszony do zrozumienia gatunku, który nakazał zniszczenie jego rodzinnej planety. To regule wydali rozkaz, nie mri. Dlatego zajął się badaniem zjawiska, jakim był ten gatunek. Ich umysły przypominały doskonałość, do której zmierzała Kiluwa, lecz to oni zniszczyli wszystko, co ów świat stworzył. Był w tym, jak powiadali ongiś uniwersyteccy wykładowcy, rytm sprawiedliwości , połączenie znoszących się nawzajem sił. Teraz Kiluwanin przyleciał tutaj, by przepędzić reguli. Rytm nie ustawał, wiążąc ich ze sobą. Nauczył się regulskich zwyczajów w poszukiwaniu rozwiązania tego interesującego problemu. Dostrzegł cechującą ich nikczemność, chłód oraz samolubną ambicję, podobnie jak żywiony przez nich szacunek dla umysłu. Przeszedł od strachu przed regulami do podziwu dla nich - w niemałym stopniu z powodu żalu za Kiluwa, której marzenie obrócone w ciało [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|