,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wymyka się chyłkiem, żeby ratować siostrę. W kuchni sięgnęła do najniższej szuflady. Pod stosem serwetek leżały ukryte pieniądze. Włożyła je do torebki, rzuciła ostatnie, tęskne spojrzenie na Patricka i wyszła z domu. Przez całą drogę układała sobie w myślach przemowę, którą zamierzała wy- S R głosić do Mariette. Nie mogę stale wykupywać cię z aresztu. Od dziś sama bę- dziesz ponosić odpowiedzialność za własne błędy". Przed wejściem do komisariatu stał Harmon. Półnagi, z kolczykiem w jednej sutce. Mari dała mu pieniądze i usiadła na ławce w korytarzu. Oparła się o chłodną ścianę i zamknęła oczy. Któryż to już raz przeżywała podobną scenę? Czekała już tak na Mariette przed drzwiami dyrektora szkoły i przed prawie każdym więzie- niem czy aresztem w okolicy. Ciężkie drzwi zaskrzypiały nagle. Mari otwarła oczy i oniemiała. Zobaczyła Mariette. Siostra miała na sobie buty na wysokich obcasach i męski podkoszulek. Na pewno była bez stanika. Przez moment Mari pomyślała, że majtek jej siostra też nie włożyła. Zaś wokół szyi owinięte miała idiotyczne, tandetne boa, z którego przy każdym jej kroku wypadały różowe piórka. - Uratowałaś mi życie! - jak zwykle w takich sytuacjach wykrzyknęła z em- fazą Mariette i chwyciła siostrę w objęcia. - Boże! Zamknęli mnie w celi z dziwką. - Skoro już o dziwkach mowa... - Mari wyrwała się jej z objęć i wypluła strzępki piór. - Co ty tu robisz w takim stroju? Mariette uśmiechnęła się z zakłopotaniem. - W zeszłym tygodniu zostaliśmy z Harmonem bez forsy, więc podjęłam tymczasową pracę. Tańczę w klubie. - W jakim klubie? - Mari wysoko uniosła brwi ze zdziwienia. - Uspokój się. To całkowicie legalny interes. Tak mi powiedział właściciel. I wcale nie tańczę goła. Mam majteczki, sznurkowy staniczek i to boa. - To faktycznie jesteś skromnie ubrana - mruknęła Mari z przekąsem. - Daj spokój! Dostaję spore napiwki. Dziś wieczorem jeden z gości uprzedził mnie, że będzie nalot, bo na zapleczu miały miejsce jakieś nielegalne gry hazardo- we. Prysnęliśmy więc z Harmonem jego motocyklem. - To dlatego masz na sobie jego podkoszulek, tak? - Właśnie. Nie ujechaliśmy daleko, a przyczepił się do mnie jakiś gliniarz. S R Zatrzymał mnie za obrazę moralności czy coś takiego. No i wtedy dogrzebali się tych nie zapłaconych mandatów. Skonfiskowali też motocykl. - No cóż. Wierzę, że żyje ci się z Harmonem szczęśliwie - powiedziała Mari i odwróciła się w stronę wyjścia. - Mari! Zaczekaj! Dokąd idziesz? - Do domu. Może nawet zrobię sobie drinka, kiedy tam dojadę. Już nie jestem tą samą Mari Lamott, którą znałaś. - Przecież od mojego wyjazdu minęło dopiero kilka tygodni. - Wiele może zdarzyć się w ciągu kilku tygodni - zauważyła Mari. - Zapew- niam cię, że jestem już zupełnie inną kobietą. - Zrobiła krok ku drzwiom. Zatrzy- mała się i westchnęła. - No, dobrze. Podwiozę ciebie i Harmona, gdziekolwiek te- raz mieszkacie. Ale potem jadę do domu. A ty już nigdy nie dzwoń do mnie, gdy wpadniesz w tarapaty. Zrozumiałaś? - Oczywiście, Mari - odparła Mariette. Poklepała siostrę po ramieniu i rozsy- pała wokół siebie kilka kolejnych piórek. - Nie ma sprawy. Była już prawie szósta rano, gdy Mari dotarła do domu. Skrupulatnie starała się zaparkować auto dokładnie w tym samym miejscu, w którym stało wieczorem. Strzepnęła z ubrania ostatnie różowe piórka i najciszej, jak umiała weszła do domu, zabierając po drodze leżącą przed drzwiami gazetę. Bezszelestnie dotarła na górę. W bladym świetle poranka dostrzegła sylwetkę Patricka. Zrobiła jeszcze jeden ostrożny krok i coś chwyciło ją za kostkę. Krzyknę- ła. Ze strachu i wściekłości. Tymczasem rozbawiony kot skoczył wysoko, odbił się od oparcia kanapy i wylądował wprost na brzuchu Patricka. Przerażona Mari patrzyła, jak Patrick siada na kanapie. Mamrotał przy tym pod nosem coś niezrozumiałego. Oraz, jak jej się wydawało, chyba niecenzuralne- go. Rex wbił w niego niewinne spojrzenie i miauknął cicho. Patrick zaklął znowu. Tym razem znacznie głośniej. Mari z cichym jękiem ruszyła w pogoń za kotem. Na próżno się trudziła. S R - Bardzo przepraszam - powiedziała. - Rankami jest strasznie płochliwy. - Rankami? - wymamrotał. - Myślałem, że jest jeszcze środek nocy. - Zamru- gał nieprzytomnie powiekami. - Co ty tu robisz o tak wczesnej porze? - Zeszłam po gazetę. Zwykle nie mogę doczekać się komiksu w niedzielnym numerze. - Taka z ciebie szalona miłośniczka Blondie"? - Cathy". - Przestąpiła z nogi na nogę. - Powinieneś chyba jeszcze trochę pospać. Przepraszam za Reksa. - Już i tak nie usnę. - Ziewnął przeciągle. - Masz może trochę kawy? - Właśnie miałam ją zaparzyć. - Zamierzała pójść do łóżka. Niecałe cztery godziny snu, misja ratunkowa w środku nocy i historia z Rek- sem sprawiły, że już ledwie stała na nogach. W kawie ostatnia nadzieja, pomyślała. Pół godziny pózniej usnęła u boku Patricka. Siedziała na kanapie po turecku, a głowa opadła jej na oparcie. Patrick ułożył ją wygodniej. Pod głowę wsunął po- duszkę, na której sam przespał noc. Poczuł się głodny. Na szczęście przypomniał sobie, że widział niedaleko cukiernię. Kiedy znalazł się przed domem, spostrzegł, że samochód Mari nie stoi w tym samym miejscu, w którym widział go ostatnio. Podszedł, zaciekawiony. Drzwi były zamknięte. Nie słyszał dotąd, żeby złodziej odstawił auto na miejsce i zamknął drzwi. Lecz coś było nie tak. Obszedł auto, zaglądając do środka. Zauważył leżące na siedzeniu różowe piórka. Kręcąc głową, wolno ruszył przed siebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|