,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prawda? W jego głosie dzwięczała kpina. Rachel słyszała głośne bicie swego serca. Och, Boże, pomyślała w panice. Od jednego spojrzenia Johna zapierało jej dech w piersiach jak piętnastolatce. Rzucił poduszkę na łóżko i nie odrywając wzroku od jej twarzy, położył rękę na jej talii. Druga jego dłoń zaczęła manipulować przy omotanym na biodrach ręczniku. Rachel patrzyła na to z niedowierzaniem. Szybko zamknęła oczy i usłyszała jego śmiech. - Skoro chcesz ze mną pojechać, włóż coś, co będziesz mogła pobrudzić bez żalu - usłyszała i uświadomiła sobie, że jego głos dochodzi z progu sypialni. Otworzyła oczy i zdążyła jeszcze ujrzeć skrawek błękitnych spodenek. John tylko się z nią drażnił! W czasie jazdy ciężarówką czuła na sobie jego wzrok. Ona z kolei wpatrywała się w okno, nie chcąc jakąś przypadkową uwagą powodować sprzeczki. Nic nie powiedział, gdy zeszła na dół w jego starych dżinsach, ściągniętych paskiem, z podwiniętymi nogawkami, i flanelowej koszuli w niebieską kratę, która również należała do niego. Obrzucił ją krytycznym. spojrzeniem, wziął do ręki nożyczki i obciął część nogawek spodni. Upiekła grzanki, a on usmażył jajecznicę. Jedli w milczeniu. Radio było włączone i John uważnie słuchał wiadomości. Prognoza pogody zapowiadała dalsze opady. Rachel zauważyła, że John przez cały czas myślał o wałach. Przed wyjazdem dał jej parę za dużych, starych gumowców. Powietrze było chłodne, lecz słońce świeciło coraz jaśniej. Rachel czuła, jak ogarnia ją przyjemna senność. John skręcił w Landers Road, wyminął znak zakazu wjazdu i zwolnił, gdy przed nimi pojawiły się błotniste koleiny. - Myron zauważy ciężarówkę i poczeka tutaj - powiedział, gdy dostrzegł jej pełne niepokoju spojrzenie. - Teraz musisz mi pomóc. - Jak? - zapytała z obawą. - Muszę zawrócić i ustawić samochód tyłem do rzeki. Gdy podjadę do brzegu, przejmiesz kierownicę, a ja będę szedł przodem. Muszę sprawdzić, jak głęboka jest woda. - Tyłem do rzeki? - powtórzyła niepewnie. Z miejsca, w którym się zatrzymali, nie widziała żadnej wody. Wiedziała, że od rzeki dzieli ich jeszcze kilometr. - Zaraz zobaczysz - odrzekł John ponuro. Zobaczyła już w kilka minut pózniej, gdy zawrócił samochód na zakręcie. Przed nimi pojawiło się wielkie, błotniste jezioro. John wyskoczył z ciężarówki. - Zacznij powoli cofać - zawołał, znikając za tylnym zderzakiem. - Powiem ci, kiedy się zatrzymać. Rachel przesiadła się na miejsce kierowcy, przesunęła do przodu fotel i wzięła głęboki oddech. - Zapłacisz mi za to - mruknęła pod nosem. Gdy byli dziećmi, John często stawiał ją w podobnej sytuacji. Jak gdyby nigdy nic, po prostu wydawał jej instrukcje i kazał wykonywać coś, czego jeszcze nigdy w życiu nie robiła, po czym zostawiał ją, by radziła sobie sama. Przypuszczała, że w ten sposób pomagał jej zdobywać pewność siebie, której w tamtych czasach bardzo jej brakowało. Zawsze uważała, że skoro John potrafi coś zrobić, ona także musi sobie z tym poradzić. Nie mogła go zawieść. - Pamiętasz, gdzie jest wsteczny bieg? - zapytał, znów pojawiając się przy szybie samochodu. - Oznaczony jest literą R. - Dobrze, że mi powiedziałeś - mruknęła z niesmakiem, - Gdyby nie to, pewnie szukałabym litery C, jak cofanie". Usłyszała jego śmiech. Obszedł ciężarówkę, podniósł z ziemi długi kij i gestem kazał jej ruszyć. Ze wzrokiem wlepionym we wsteczne lusterko i dudniącym sercem zapaliła silnik. John zanurzył kij w wodzie, sprawdzając głębokość. - Dotąd! - wykrzyknął. Wyłączyła silnik i zaciągnęła ręczny hamulec, po czym wskoczyła do wody, głębokiej na jakieś czterdzieści centymetrów. Z tyłu ciężarówki stała niewielka druciana klatka, przeznaczona do przewozu psów. John odczepił łódz z platformy i zepchnął ją do wody. Pomógł Rachel wskoczyć do środka i nałożyć kamizelkę ratunkową, popchnął łódz dalej i sam także do niej wsiadł. Zapalił silnik i powoli popłynęli tędy, którędy niegdyś biegła droga. John uważnie obserwował wszystkie szczegóły otoczenia. Jezdził tą drogą niezliczoną ilość razy i teraz usiłował przypomnieć sobie każdy płot i każdą skrzynkę pocztową. Wiedział, że jeśli silnik łodzi uderzy w jakiś słupek, o którym zapomniał, obydwoje z Rachel utkną pośrodku rozlewiska. Gdy po prawej stronie zauważył chorągiewkę powiewającą na skrzynce na listy Myrona, skoncentrował się na manewrowaniu łodzią. Pamiętał, dokąd sięgał płot, i wiedział, że musi go ominąć, by bezpiecznie dotrzeć do budynków. Z metalowego dachu chlewu dobiegało kwiczenie prosiąt. John ostrożnie przybliżył się do ściany. - No dobra, panienko z miasta - powiedział do Rachel. - Umiesz łapać świnie? - Jak nikt na świecie - zapewniła go i podniosła się, dla utrzymania równowagi chwytając krawędz dachu. Głodne i wystraszone prosięta zbiły się w stado. Rachel zdołała pochwycić jedno z nich za nogę. Prosiak wyrywał się jej, kwicząc przerazliwie, ale trzymała go mocno. Puściła krawędz dachu i wsunęła drugą dłoń pod brzuch prosięcia. John otworzył klatkę i pomógł jej wepchnąć zwierzę do środka. Trzech pozostałych prosiaków nie można było dosięgnąć z łodzi. John wdrapał się na dach. Aapał jednego po drugim i podawał Rachel. Wszystko szło dobrze aż do chwili, gdy ostatni prosiak, ogarnięty paniką, zaczął biegać z piskiem po całym dachu. John pośliznął się i upadł, ale udało mu się przy tym pochwycić tylne nogi zwierzęcia i uratować je przed upadkiem do wody. Przeklinając pod nosem, pochwycił prosiaka obiema dłońmi. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|