, D235. Adams Kelly (Jamison Kelly) Porzucony ojciec 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prawda?
W jego głosie dzwięczała kpina. Rachel słyszała głośne
bicie swego serca. Och, Boże, pomyślała w panice. Od
jednego spojrzenia Johna zapierało jej dech w piersiach jak
piętnastolatce.
Rzucił poduszkę na łóżko i nie odrywając wzroku od jej
twarzy, położył rękę na jej talii. Druga jego dłoń zaczęła
manipulować przy omotanym na biodrach ręczniku. Rachel
patrzyła na to z niedowierzaniem. Szybko zamknęła oczy i
usłyszała jego śmiech.
- Skoro chcesz ze mną pojechać, włóż coś, co będziesz
mogła pobrudzić bez żalu - usłyszała i uświadomiła sobie, że
jego głos dochodzi z progu sypialni. Otworzyła oczy i zdążyła
jeszcze ujrzeć skrawek błękitnych spodenek. John tylko się z
nią drażnił!
W czasie jazdy ciężarówką czuła na sobie jego wzrok.
Ona z kolei wpatrywała się w okno, nie chcąc jakąś
przypadkową uwagą powodować sprzeczki.
Nic nie powiedział, gdy zeszła na dół w jego starych
dżinsach, ściągniętych paskiem, z podwiniętymi nogawkami, i
flanelowej koszuli w niebieską kratę, która również należała
do niego. Obrzucił ją krytycznym. spojrzeniem, wziął do ręki
nożyczki i obciął część nogawek spodni.
Upiekła grzanki, a on usmażył jajecznicę. Jedli w
milczeniu. Radio było włączone i John uważnie słuchał
wiadomości. Prognoza pogody zapowiadała dalsze opady.
Rachel zauważyła, że John przez cały czas myślał o wałach.
Przed wyjazdem dał jej parę za dużych, starych
gumowców.
Powietrze było chłodne, lecz słońce świeciło coraz jaśniej.
Rachel czuła, jak ogarnia ją przyjemna senność. John skręcił
w Landers Road, wyminął znak zakazu wjazdu i zwolnił, gdy
przed nimi pojawiły się błotniste koleiny.
- Myron zauważy ciężarówkę i poczeka tutaj -
powiedział, gdy dostrzegł jej pełne niepokoju spojrzenie. -
Teraz musisz mi pomóc.
- Jak? - zapytała z obawą.
- Muszę zawrócić i ustawić samochód tyłem do rzeki.
Gdy podjadę do brzegu, przejmiesz kierownicę, a ja będę
szedł przodem. Muszę sprawdzić, jak głęboka jest woda.
- Tyłem do rzeki? - powtórzyła niepewnie. Z miejsca, w
którym się zatrzymali, nie widziała żadnej wody. Wiedziała,
że od rzeki dzieli ich jeszcze kilometr.
- Zaraz zobaczysz - odrzekł John ponuro.
Zobaczyła już w kilka minut pózniej, gdy zawrócił
samochód na zakręcie. Przed nimi pojawiło się wielkie,
błotniste jezioro. John wyskoczył z ciężarówki.
- Zacznij powoli cofać - zawołał, znikając za tylnym
zderzakiem. - Powiem ci, kiedy się zatrzymać.
Rachel przesiadła się na miejsce kierowcy, przesunęła do
przodu fotel i wzięła głęboki oddech.
- Zapłacisz mi za to - mruknęła pod nosem. Gdy byli
dziećmi, John często stawiał ją w podobnej sytuacji. Jak
gdyby nigdy nic, po prostu wydawał jej instrukcje i kazał
wykonywać coś, czego jeszcze nigdy w życiu nie robiła, po
czym zostawiał ją, by radziła sobie sama. Przypuszczała, że w
ten sposób pomagał jej zdobywać pewność siebie, której w
tamtych czasach bardzo jej brakowało. Zawsze uważała, że
skoro John potrafi coś zrobić, ona także musi sobie z tym
poradzić. Nie mogła go zawieść.
- Pamiętasz, gdzie jest wsteczny bieg? - zapytał, znów
pojawiając się przy szybie samochodu. - Oznaczony jest literą
R.
- Dobrze, że mi powiedziałeś - mruknęła z niesmakiem, -
Gdyby nie to, pewnie szukałabym litery C, jak  cofanie".
Usłyszała jego śmiech. Obszedł ciężarówkę, podniósł z
ziemi długi kij i gestem kazał jej ruszyć. Ze wzrokiem
wlepionym we wsteczne lusterko i dudniącym sercem zapaliła
silnik. John zanurzył kij w wodzie, sprawdzając głębokość.
- Dotąd! - wykrzyknął.
Wyłączyła silnik i zaciągnęła ręczny hamulec, po czym
wskoczyła do wody, głębokiej na jakieś czterdzieści
centymetrów. Z tyłu ciężarówki stała niewielka druciana
klatka, przeznaczona do przewozu psów.
John odczepił łódz z platformy i zepchnął ją do wody.
Pomógł Rachel wskoczyć do środka i nałożyć kamizelkę
ratunkową, popchnął łódz dalej i sam także do niej wsiadł.
Zapalił silnik i powoli popłynęli tędy, którędy niegdyś biegła
droga.
John uważnie obserwował wszystkie szczegóły otoczenia.
Jezdził tą drogą niezliczoną ilość razy i teraz usiłował
przypomnieć sobie każdy płot i każdą skrzynkę pocztową.
Wiedział, że jeśli silnik łodzi uderzy w jakiś słupek, o którym
zapomniał, obydwoje z Rachel utkną pośrodku rozlewiska.
Gdy po prawej stronie zauważył chorągiewkę
powiewającą na skrzynce na listy Myrona, skoncentrował się
na manewrowaniu łodzią. Pamiętał, dokąd sięgał płot, i
wiedział, że musi go ominąć, by bezpiecznie dotrzeć do
budynków. Z metalowego dachu chlewu dobiegało kwiczenie
prosiąt. John ostrożnie przybliżył się do ściany.
- No dobra, panienko z miasta - powiedział do Rachel. -
Umiesz łapać świnie?
- Jak nikt na świecie - zapewniła go i podniosła się, dla
utrzymania równowagi chwytając krawędz dachu.
Głodne i wystraszone prosięta zbiły się w stado. Rachel
zdołała pochwycić jedno z nich za nogę. Prosiak wyrywał się
jej, kwicząc przerazliwie, ale trzymała go mocno. Puściła
krawędz dachu i wsunęła drugą dłoń pod brzuch prosięcia.
John otworzył klatkę i pomógł jej wepchnąć zwierzę do
środka.
Trzech pozostałych prosiaków nie można było dosięgnąć z
łodzi. John wdrapał się na dach. Aapał jednego po drugim i
podawał Rachel. Wszystko szło dobrze aż do chwili, gdy
ostatni prosiak, ogarnięty paniką, zaczął biegać z piskiem po
całym dachu. John pośliznął się i upadł, ale udało mu się przy
tym pochwycić tylne nogi zwierzęcia i uratować je przed
upadkiem do wody. Przeklinając pod nosem, pochwycił
prosiaka obiema dłońmi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl