, Fox Susan Spenione obietnice 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bliżej. Gdyby była potulną narzeczoną, pewnie nie stałaby teraz nad
dzieckiem, tylko pakowała rzeczy na drogę. Nic z tego.
W korytarzu rozległy się kroki.
Logan zaraz tu przyjdzie.
Claire spięła się.
Spodziewała się niezadowolenia, ale Logan zaskoczył ją. Stanął na progu
i z uwagą patrzył na bujającego się malca.
- Poczciwy konik jeszcze się długo pohuśta - rzekł ż uśmiechem.
Nie skomentowała tych słów. Wygładziła pościel w łóżeczku i nakryła je
narzutą. Potem zdjęła z półki kilka pluszowych zwierzaków i posadziła je na
łóżku.
RS
44
Gdy skończyła, popatrzyła na roześmianego chłopca. Ciszę przerywało
tylko rytmiczne skrzypienie biegunów. Skrzyżowała ramiona. Mogła tak
stać bardzo długo i tylko na niego patrzeć.
- Jak na kogoś, komu nie odpowiada wrogie milczenie, to niezle ci idzie.
Popatrzyła na Logana i potrząsnęła głową.
- Mylisz się.
Logan uśmiechnął się lekko. Od razu wyglądał zupełnie inaczej.
Napięcie zelżało. Wręcz pojawiło się coś na kształt porozumienia.
- Jesteś hipokrytką, Claire - powiedział miękko, zniżając głos.
Przez chwilę patrzyła na niego bez słowa. Wyglądał na rozbawionego.
Za to jej wcale nie było do śmiechu i nie miała najmniejszego zamiaru tego
ukrywać.
- Ja bym tego nie powiedziała.
W jego oczach błysnęło zainteresowanie.
- Nie? Możesz mi wyjaśnić, dlaczego?
Gdyby chciała zaplanować sobie taką sytuację, byłoby to
prawdopodobnie niewykonalne. A tu okazja sama się nadarzała.
- Mam do czynienia z człowiekiem, który nie ukrywa, że nie obchodzi go
moje zdanie i moje oczekiwania. Ma być tak, jak on chce. I koniec. W
związku z tym wszelka rozmowa traci sens.
Uśmiechał się, ale już nie tak jak poprzednio.
- Będą sprawy, o których będziemy musieli dyskutować wspólnie.
- Tak? Na przykład jakie? - Wzruszyła ramionami. - Wydasz mi
polecenie, a ja co najwyżej potwierdzę: tak, proszę pana, zaraz to wykonam.
Teraz już go trochę zdenerwowała. Choć instynktownie czuła, że
obudziła w nim również poczucie winy. Odwrócił oczy. Gdy znowu na nią
popatrzył, miał twarde spojrzenie. Może to też oznaka urażonej dumy.
- Masz jakieś sugestie?
Właśnie pojawiła się być może jedyna szansa, by wyłożyć swoje racje.
Wprawdzie nie liczyła na ustępstwa z jego strony, w każdym razie na
pewno nie jakieś istotne, jednak warto było zaryzykować.
- Mam swoje życie, pracę, mieszkanie, swoje sprawy. Potrzebuję trochę
czasu, by to wszystko uporządkować. Do miasta jest kawał drogi, nie będę
jezdzić w tę i z powrotem. Nim zacznę nowe życie, muszę zamknąć
wcześniejszy rozdział.
- Pomogę ci, gdy już będziemy mieć z głowy ślub. Znowu wezbrała w
niej irytacja. Rozłożyła dramatycznie ręce.
- Chyba zdajesz sobie sprawę, że twoje oświadczyny spadły na mnie jak
grom z jasnego nieba, że tempo jest za szybkie? Moglibyśmy wspólnie mieć
RS
45
prawa do Cody'ego, bez ładowania się... przepraszam za szczerość, ale tak
właśnie jest, w małżeństwo rokujące jak najgorzej. Każdy związek jest
wielką niewiadomą, nawet gdy opiera się na miłości i wzajemnym
poszanowaniu.
Umilkła, zaskoczona jego milczeniem. Wydawało się, że w całości
podziela jej opinie. Również tę na temat ich wspólnej przyszłości. To
dodało jej odwagi.
- Nie pasujemy do siebie. Już trochę mnie poznałeś i sam widzisz, że ze
mną nie jest tak łatwo i prosto, jak by się wydawało i jak byś sobie życzył.
Nie odpowiedział, ale jego mina wystarczyła za odpowiedz. Zagryzła
mocno wargi. Nie może dać się teraz ponieść.
- Jeśli pozwolisz, jeszcze przez chwilę będę szczera. Twój sposób życia i
twój charakter odbiegają od mojego wyobrażenia na temat przyszłego męża.
Idealnym wyjściem byłoby podzielenie się prawami do dziecka.
Logan uśmiechnął się, ale ona nie miała złudzeń. Jej wystąpienie nie
zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.
- Nie ma mowy.
Po prostu. Krótko i węzłowato. Bez wdawania się w wyjaśnienia.
- Pomyśl o moich znajomych - nie poddawała się jeszcze. - Uznają, że
albo zwariowałam, albo zostałam porwana. W to pierwsze nie uwierzą, za to
mogą powiadomić policję.
W jej słowach było dużo przesady, ale cóż, może Logan się ugnie.
Odchylił lekko głowę. Już znała ten ruch. Nie oznaczał zainteresowania,
jak wcześniej sądziła, raczej sceptycyzm. Poza tym był demonstracyjnym
okazaniem wyższości, wręcz lekceważenia.
- Odwiedzimy twoich znajomych, gdy będziemy zabierać twoje rzeczy.
Serce zabiło jej mocniej. Czyżby jednak coś do niego dotarło?
- Kiedy? - zapytała cicho, a w jej głosie zabrzmiała żarliwość, za co była
na siebie zła.
- Po ślubie.
Uśmiechnęła się blado, choć wcale nie chciało się jej śmiać.
- To może być puentą naszej dyskusji. Oto jak wyglądają nasze
rozmowy. Jest jeszcze tylko jedna sprawa, którą chciałabym, żebyś
rozważył.
Przez długą chwilę wpatrywał się w nią przenikliwie.
Był chyba trochę zły, trochę rozbawiony i trochę zainteresowany.
Być może przegięła, ale nie aż tak, by zrezygnował z małżeństwa, co
równałoby się rozstaniu z Codym. Poczynała sobie śmiało, to fakt. Jednak
RS
46
intuicyjnie czuła, że nie przekracza granicy. Jedyne, co by go zraziło i
sprowokowało do wycofania, to gdyby odeszła od Cody'ego.
- A mianowicie?
Zciszyła głos, by Cody jej nie słyszał.
- Jeśli tak bardzo ci zależy, by stało się to dzisiaj, pomyśl, czy nie
moglibyśmy zabrać Cody'ego. Jeśli nie do Las Vegas, to przynajmniej do
San Antonio. Mam tam koleżankę, Cody bardzo lubi jej synka. Często
pomagamy sobie w razie potrzeby. Pilnowałam jej synka przez kilka
sobotnich wieczorów, więc może teraz ona popilnuje Cody'ego, jeśli będzie
akurat wolna.
Napięta atmosfera między nimi nieco zelżała. Chyba podsunęła mu
sposób na wykazanie się dobrą wolą, i to poprawiło mu humor.
- Zadzwoń do niej.
Ledwie się powstrzymała, by nie skomentować tego kolejnego polecenia.
Jednak to było jak najbardziej po jej myśli. Logan zgodził się bez chwili
wahania, to też zapisała mu na plus.
- Zadzwonię pózniej. Jeszcze nie ma ósmej.
Skinął głową. Milczek. Może już wyczerpał limit na dzisiaj. Choć zostało
mu jeszcze wypowiedzenie małżeńskiej przysięgi.
Nagle dotarto do niej, że to naprawdę się stanie. Dziś po powrocie na
ranczo będzie mężatką. Zoną tego despoty.
- Jest jeszcze coś - odezwał się Logan.
Przesunął się, zasłaniając jej chłopca, a jego czarne oczy lśniły zimno.
Wstrzymała dech. Logan zniżył głos:
- Nigdy nie próbuj stanąć między mną a Codym. I nie próbuj obrzydzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl