,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czy Mrówa? Tramwaj zatrzymuje się na przystanku. Paweł dokonuje cudów zręczności: nurkuje pomiędzy nogami, pracuje łokciami, jednego opornego grubasa musiał kopnąć w łydkę, żeby ruszył z miejsca ogromną masę cielska. Już! Przy granatowej torbie ze srebrnym zapięciem zjawili się równocześnie. 126 - Zostaw! - mruczy Paweł do ucha cherubinka. - To moja... ciocia! Aniołek jest wyraznie wściekły. Błyska tym swoim chabrowym oczkiem i znika nagle, jakby się zapadł pod ziemię. Pawłowi nie pozostaje nic innego, jak tylko wysiąść wraz z panią i jej granatową torbą. Być może Mrówa obserwuje go z okien pojazdu. Gdyby wiedział, że go oszukałem... no, jego ferajna mogłaby mi niezle dosolić! - myśli przyspieszając kroku. - Trzeba ją o coś zagadnąć, na wszelki wypadek!" - Przepraszam... czy pani wie, gdzie tu jest ulica Krótka? Kobieta przystaje. - Krótka? Nie słyszałam o takiej ulicy. Tramwaj, jak na złość, ma czerwone światło. Stoi i stoi, a sekundy rozciągają się niczym guma do żucia. Kobieta niecierpliwi się, robi krok do przodu. Paweł zabiega jej drogę. - Ale... to musi być gdzieś tu blisko! Naprawdę nie wie pani? Uff! Zmieniło się światło. Tramwaj ostro rusza z przystanku. Czy tylko wydawało się Pawłowi, że dostrzegł buzię aniołka z nosem rozpłaszczonym na szybie? - Przepraszam - mówi wolno. - Zapytam kogo innego. Granatowa torba cała i nienaruszona kołysze się w rytm kroków nieznajomej. Znika w drzwiach sklepu. Czy to się nazywa dobry uczynek?" - myśli Paweł biegnąc. W mieszkaniu ktoś jest. Już za drzwiami słyszy tubalny głos sąsiadki tłumaczącej coś z zapałem. Paweł nie lubi jej. Zbyt jawnie okazuje mu swoją niechęć. - Stara plotkara! - mruczy, delikatnie manipulując kluczem. Chce nie zauważony przemknąć do swojego pokoiku. 127 Zdejmując w przedpokoju buty, niechcący słyszy urywek rozmowy. - To jest szkoła z internatem. Mój siostrzeniec tam chodzi. Też trudny chłopak. - Czy ja wiem? - zastanawia się babcia. Szczękają filiżanki. - Przecież pani nie da sobie z nim rady! Chłopiec bez ojca i matki potrzebuje silnej ręki. Jak go pani wychowa? Na chuligana? Dwa razy na milicji, za trzecim włamie się do sklepu albo i do czyjego mieszkania... Paweł zastyga z tenisówką w dłoni. Czuje pulsowanie krwi nad lewym okiem. Tak zaczyna się uporczywy ból głowy, który nęka go od czasu do czasu. Pamiątka po szpitalu. Przedtem nigdy nie przytrafiało mu się niepodobnego. Czy ona mówi o mnie? Mnie chce oddać do internatu? Czy to ja mam napaść na czyjeś mieszkanie? Dlaczego?" - Za dwa tygodnie szkoła - mówi babcia. - Zupełnie siły tracę. Nie mogę jeść ani spać... - Załatwić trzeba sanatorium. Przez ubezpieczalnię. Odpocznie pani przez miesiąc albo i dłużej. - Jakże to tak? - martwi się babcia. - A co z Pawłem? - Przecież mówię, że trzeba go oddać do internatu. Chce pani, pomogę załatwić. Tylko że to już ostatni dzwonek! Paweł dłużej nie słucha. Przemyka na palcach przez przedpokój, cichutko otwżera, a potem zamyka drzwi swojej samotni. Siada na tapczanie. Nie dam się! - decyduje szybko. - Nie pójdę do żadnego internatu! Tu jest mój dom, tu wróci mama i tatuś. Będę go dla nich strzegł jak oka w głowie! Tylko że... - myśli są skłębione, szybkie, niejasne. - Ona ma prawo, babcia. Jak mówiła kapitan Szczucka, jest 128 moją jedyną opiekunką. Może zrobić, co zechce... A figę! -podnieca się chłopiec. - Figę z makiem! - Zrywa się, lecz za chwilę ponownie przysiada. - Byle tylko nie popełnić błędu, nie zdradzić się, że wiem..." Ostrożnie, w skarpetkach, przekrada się do przedpokoju. Głos sąsiadki i otwarty telewizor zagłuszają trzaski niezbyt dokładnie dopasowanej klepki. Chłopiec delikatnie otwiera wyjściowe drzwi i zaraz głośno je zatrzaskuje. Hałasuje torbą, ciska pod ścianę tenisówki. Słoń by się obudził. Babcia wygląda z pokoju. - To ty, Paweł? - Tak. - To ja pójdę - mówi sąsiadka. - Czekam na odpowiedz do jutra. Po południu będzie u mnie siostra. - Tak... tak - mruczy babcia ustawiając na tacy brudne filiżanki. Zostają sami. Paweł jakby nigdy nic zasiada przed telewizorem. Tępo wpatruje się w migający ekran. Nawet nie wie, co to za program. W pewnym momencie uderza go jakaś zmiana. Czegoś chyba tu brak. No tak, na stoliku obok stało w drewnianej ramce zdjęcie rodziców z pobytu w Bułgarii. Dwie wesołe, opalone twarze pod słomkowymi kapeluszami. Bardzo lubili to zdjęcie. A teraz go nie ma. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|