,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jednego dnia, i byÅ‚a wtedy żonÄ… Andreasa. - 54 - S R ROZDZIAA SIÓDMY Nadal na niÄ… pasowaÅ‚. To jÄ… zaskoczyÅ‚o. WiedziaÅ‚a, że w czasie dziesiÄ™ciu i pół miesiÄ…ca, jakie minęły od jej Å›lubu, schudÅ‚a. PrzestaÅ‚a być tÄ… szczęśliwÄ… i uÅ›miechniÄ™tÄ… dziewczynÄ…, którÄ… byÅ‚a, zanim poznaÅ‚a i poÅ›lubiÅ‚a Andreasa Petrakosa. Ale lawendowy kostium nadal leżaÅ‚ prawie idealnie. W materiale byÅ‚o tak dużo lycry, że przylegaÅ‚ do jej nowych, szczuplejszych ksztaÅ‚tów. PatrzÄ…c na siebie w lustrze, przeciÄ…gnęła drżącymi dÅ‚oÅ„mi po materiale i próbowaÅ‚a przypomnieć sobie RebekÄ™, która niecaÅ‚y rok wczeÅ›niej patrzyÅ‚a w to samo lustro. Wtedy jej oczy bÅ‚yszczaÅ‚y z zachwytu i zmysÅ‚owego zadowolenia po namiÄ™tnych chwilach ze Å›wieżo poÅ›lubionym mężem. NiespeÅ‚na dwie godziny pózniej byÅ‚a w drodze do domu, a jej życie małżeÅ„skie zostaÅ‚o za niÄ…, rozsypane w proch. - MiÅ‚ość! - ostry gÅ‚os Andreasa, z cynicznym akcentem na tym sÅ‚owie, powróciÅ‚ z przeszÅ‚oÅ›ci. RozbrzmiewaÅ‚ gÅ‚oÅ›no i wyraznie w jej myÅ›lach - prawie uwierzyÅ‚a, że wszedÅ‚ tu za niÄ… i cisnÄ…Å‚ w niÄ… tym sÅ‚owem. - Nikogo nie kocham, a już na pewno nie ciebie! Nie sÄ…dzÄ™, żebym byÅ‚ zdolny do tego uczucia... Przybyli na wyspÄ™ póznym popoÅ‚udniem. Rebeka nadal unosiÅ‚a siÄ™ na chmurce szczęścia, zachwycona myÅ›lÄ…, że jest żonÄ… Andreasa. Jej mąż nie traciÅ‚ czasu. Ledwo przeszli przez drzwi, zaniósÅ‚ jÄ… na górÄ™ do swojej sypialni, rozebraÅ‚ i kochaÅ‚ siÄ™ z niÄ…. Pózniej, gdy musiaÅ‚ udać siÄ™ do gabinetu, by zerknąć na faks, który nieoczekiwanie przyszedÅ‚, Beka przebraÅ‚a siÄ™ w jednoczęściowy lawendowy kostium i poszÅ‚a popÅ‚ywać w basenie. - DoÅ‚Ä…czÄ™ do ciebie najszybciej, jak siÄ™ da - obiecaÅ‚. Nie byÅ‚o go dÅ‚użej, niż siÄ™ spodziewaÅ‚a. - 55 - S R ByÅ‚a zmÄ™czona i zastanawiaÅ‚a siÄ™, czy siÄ™ ubrać, gdy go zobaczyÅ‚a. StaÅ‚ z rÄ™kami na biodrach, z twarzÄ… prawie biaÅ‚Ä… od emocji, które sprawiÅ‚y, że jego oczy lÅ›niÅ‚y jak nocne niebo. - Ubieraj siÄ™. To byÅ‚o polecenie, rozkaz wydany z takÄ… zaciekÅ‚oÅ›ciÄ…, że pomimo żaru lejÄ…cego siÄ™ z nieba, jej ciaÅ‚o przeszyÅ‚ lodowaty dreszcz. - ChcÄ™ z tobÄ… porozmawiać. PowiedziaÅ‚ to i odszedÅ‚, nie sÅ‚yszÄ…c lub celowo ignorujÄ…c jej drżące pytanie, jej nerwowÄ… proÅ›bÄ™ o wyjaÅ›nienie. Najszybciej jak mogÅ‚a wytarÅ‚a siÄ™, zdjęła kostium, wÅ‚ożyÅ‚a dżinsy i koszulkÄ™, na nogi wsunęła klapki i pobiegÅ‚a do gabinetu. Andreas staÅ‚ przy oknie na tle zachodzÄ…cego sÅ‚oÅ„ca. CzekaÅ‚ na niÄ…. - Co siÄ™ staÅ‚o? - Ty mi to powiedz. ZniknÄ…Å‚ namiÄ™tny, czuÅ‚y mąż; nie byÅ‚o żarliwego kochanka, który chwilÄ™ wczeÅ›niej niechÄ™tnie opuÅ›ciÅ‚ jej ramiona i łóżko. Co mogÅ‚o siÄ™ stać? - Andreas? Co siÄ™ staÅ‚o? O co chodzi? - Ty mi to powiedz. Opowiedz mi o Royu Stantonie. RzuciÅ‚ tym nazwiskiem jak włóczniÄ…, obserwujÄ…c jÄ…. ZauważyÅ‚, jak drgnęła. - Znasz to nazwisko, tak? ByÅ‚o zbyt pózno, by zaprzeczyć. Niekontrolowana reakcjÄ… jÄ… zdradziÅ‚a. - SkÄ…d... skÄ…d...? - SkÄ…d o nim wiem? - Arogancki ruch nadgarstkiem podkreÅ›liÅ‚ bezsens jej pytania. - Zledztwo w takich sprawach można Å‚atwo zorganizować. - KazaÅ‚eÅ› mnie Å›ledzić? - ByÅ‚a zaskoczona. PoczuÅ‚a siÄ™ jeszcze gorzej, gdy Andreas także to pytanie zignorowaÅ‚. - 56 - S R - Mam prawo wiedzieć, co moja przyszÅ‚a żona robi z malutkÄ… fortunkÄ…, którÄ… jej daÅ‚em. I nie sÄ…dzÄ™, żebyÅ› miaÅ‚a prawo oceniać moje dziaÅ‚ania, skoro daÅ‚aÅ› te pieniÄ…dze innemu mężczyznie. A może zaprzeczysz? - Nie... Rebeka opadÅ‚a na jednÄ… z drewnianych Å‚awek w przebieralni. Andreas nie daÅ‚ jej szansy nic wyjaÅ›nić. ZarzuciÅ‚ jÄ… pytaniami jak prokurator - jeszcze nie zdążyÅ‚a odpowiedzieć na poprzednie, a już padaÅ‚o kolejne. Przez caÅ‚y czas byÅ‚a zwiÄ…zana obietnicÄ… danÄ… Macy. ObietnicÄ… zÅ‚ożonÄ… nowo odkrytej siostrze. Siostrze, o której istnieniu aż do niedawna nic nie wiedziaÅ‚a. Na poczÄ…tku Macy nie chciaÅ‚a mieć z niÄ… nic wspólnego, ale potem zadzwoniÅ‚a, proszÄ…c o spotkanie, o pomoc. KazaÅ‚a Rebece przyrzec, że nikomu nie powie. - Nie, nie zaprzeczÄ™. - DaÅ‚aÅ› mu pieniÄ…dze? - zagrzmiaÅ‚ Andreas. - Najwyrazniej wszystkie pieniÄ…dze, które dostaÅ‚aÅ› ode mnie. - MówiÅ‚eÅ›, że sÄ… moje. - Wiesz równie dobrze jak ja, że to byÅ‚y pieniÄ…dze na sukniÄ™ Å›lubnÄ… i wszystko, co jeszcze chciaÅ‚aÅ›... - Twierdzisz, że suknia, którÄ… miaÅ‚am na sobie, nie byÅ‚a dość dobra? - Rebeka zaatakowaÅ‚a w panice, starajÄ…c siÄ™ wymyÅ›lić dobre wyjaÅ›nienie. DrżaÅ‚a na myÅ›l o tym, co jej mąż mógÅ‚ odkryć o Royu Stantonie. Nie byÅ‚o powodu, by znaÅ‚ to nazwisko. PróbowaÅ‚a grać na zwÅ‚okÄ™, odwrócić jego uwagÄ™, zorientować siÄ™, co wie. Ale przejÅ›cie do ataku byÅ‚o zÅ‚ym posuniÄ™ciem - najgorszym z możliwych. Z zimnego gniewu nastrój Andreasa przemieniÅ‚ siÄ™ w pÅ‚omiennÄ…, ognistÄ… furiÄ™, niszczÄ…cÄ… wszystko, co stanęło jej na drodze. I zanim Rebeka siÄ™ zorientowaÅ‚a, on oskarżaÅ‚ jÄ…. Ale nie byÅ‚a pewna o co. - Suknia byÅ‚a w porzÄ…dku. Ale mogÅ‚a być bardziej... powinna być bardziej... - 57 - S R - Powinna! Czyli teraz mam nosić to, co ty wybierzesz, żeby upewnić siÄ™, że - że co? %7Å‚e ubieram siÄ™ wystarczajÄ…co dobrze, by podkreÅ›lić twój status? O to chodzi, Andreas? Czy gniewasz siÄ™, bo nie wyszÅ‚am za ciebie w sukni od znanego projektanta? Takiej, która pokazaÅ‚aby mojej rodzinie - twoim znajomym - jak doskonale o mnie dbasz? %7Å‚e możesz dać mi fortunÄ™ na sukniÄ™, w której pochodzÄ™ jeden dzieÅ„? - FortunÄ™, którÄ… daÅ‚aÅ› innemu mężczyznie. - MiaÅ‚am powód! - Jaki? I to proste pytanie zakoÅ„czyÅ‚o kłótniÄ™. SÅ‚owa zamarÅ‚y na jej ustach, nie mogÅ‚a powiedzieć sÅ‚owa w swojej obronie, ponieważ byÅ‚a zwiÄ…zana przyrzeczeniem danym Macy. PrzysiÄ™gÅ‚a na wszystko, co jej drogie, że nic nie powie. Dopóki Macy nie bÄ™dzie bezpieczna. A gdy odkryÅ‚a, że jej i tak rozchwiana emocjonalnie przyrodnia siostra jest w pierwszych miesiÄ…cach ciąży, ta przysiÄ™ga staÅ‚a siÄ™ jeszcze ważniejsza. - Nie... nie mogÄ™ powiedzieć. - Nie możesz czy nie chcesz? - warknÄ…Å‚ Andreas, a Rebeka aż zadrżaÅ‚a, przerażona jego wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ…, furiÄ… pÅ‚onÄ…cÄ… w jego oczach. - Andreas, proszÄ™... Jak to siÄ™ staÅ‚o? W jaki sposób cudowny, radosny nastrój, w jakim przyjechali do willi, zmieniÅ‚ siÄ™ w ten horror, rozrywanie siebie na strzÄ™py? - To tylko pieniÄ…dze... - Moje pieniÄ…dze. PieniÄ…dze, które ci daÅ‚em. A ty daÅ‚aÅ› je innemu... I wtedy Rebeka pojęła, o co chodzi. W nagÅ‚ym przebÅ‚ysku zrozumiaÅ‚a, dlaczego jest taki wÅ›ciekÅ‚y. Zawsze wiedziaÅ‚a o cierniu w przeszÅ‚oÅ›ci Andreasa. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
Podobne
|