,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czerwonych jedwabiach, jej naga szyja wydawała się świetlista. Nieziemska uroda Ady zaparła Bainesowi dech. Idąc między krzesłami ku swemu miejscu, Ada zatrzymała się nagle, poczuwszy na sobie palący wzrok Bainesa. Wstrząsem było dla niej ujrzenie go w tym zgromadzeniu, zdjął ją bowiem gniew, że ważył się tu przyjść. W samotności ciemnej drewnianej chaty ich spotkania miały w sobie coś nierealnego, należały do innego świata. Jego pojawienie się tutaj zadawało temu kłam. Baines nabierał realności, realności nabierała jego dziwna obsesja. I boleśnie realne stawały się jej własne wstydliwe kompromisy. Baines się odwrócił, porzucając bez słowa ciotkę Morag i Nessie, które go odprowadziły szeroko otwartymi oczami, zdumione takim brakiem manier. Przepychał się do rzędu za Adą i Stewartem i usiadł na drugim krześle od niej, za rudymi blizniaczkami we wspaniałych kostiumach jasełkowych. Ada zdawała się go zupełnie nie zauważać, tak jak on nie zauważył podkpiwających z niego mężczyzn. - Przepraszam, George - rzucił jeden z nich. - Może byś tak zagrał "Miała Maria Panna maleńkie jagniątko"? Umpa, umpa. - Albo polkę. Nie daj się prosić, zagraj coś - przyłączył się drugi. Stewart odwrócił się do dowcipnisiów. - Głupcy - mruknął pod nosem. - Chodz, George, przysiądz się do nas. Baines wstał, żeby przejść i usiąść koło Ady, kiedy ta obróciła się nagle i zdecydowanym ruchem położyła dłoń na krześle obok siebie, przyszpilając równocześnie Bainesa zabójczym spojrzeniem. Tak osadzony, George Baines opadł na dawne miejsce. Dotknęło go do żywego takie bezpośrednie i jawne odepchnięcie. - Panie i panowie, proszę zajmować miejsca - zaanonsował ze sceny pastor. - Zaraz zaczynamy. Rozsunęła się kurtyna i na scenę wysypały się wystraszone dzieci, przebrane za chmurki i aniołki, trzymające w zaciśniętych piąstkach świece i różdżki z zawieszonymi gwiazdkami i księżycami. Na widok ich wdzięcznej niewinności po sali przeszedł jednomyślny szmer. Dzieci ustawiły się w grupkę i zaczęły z przejęciem śpiewać. Paraliżowane tremą, śpiewały jednak tak cicho, że ledwo je było słychać. Kiedy na przód sceny wysunęła się Flora, Alisdair Stewart ujął dłoń Ady, a ona jej nie cofnęła. Uśmiech zadowolenia rozjaśnił twarz Stewarta. Ada popatrzyła na ich splecione dłonie i również się uśmiechnęła. Zerknąwszy w tył, stwierdziła, że Baines zauważył ten przejaw czułości. Jego ból, którego się domyślała, liznął ją przelotnym płomykiem satysfakcji. Mąż ścisnął mocniej jej dłoń. Baines, ze wściekłym błyskiem w oku, tracąc nagle panowanie nad sobą, poderwał się i wyszedł. Ada, z uczuciem mściwego tryumfu, odprowadziła go wzrokiem. W następnym punkcie programu, na scenę wyszedł pastor w trykotach arlekina, z wielką plisowaną kryzą u szyi, niosąc tacę pełną zapalonych świec, które dramatycznie oświetlały jego wyraziście ucharakteryzowaną twarz. Widowisko miało przedstawiać historię Sinobrodego, wciąż przerażającą, choć dobrze znaną europejskiej części publiczności. - Tak oto młoda oblubienica natyka się na wszystkie zaginione żony Sinobrodego, których głowy ciągle broczą krwią, a oczy toczą łzy. W trakcie opowiadania pastora ukazała się Nessie grająca pannę młodą. Przez otwory w prześcieradle służącym za kurtynę wystawały głowy wszystkich poprzednich żon Sinobrodego. Nessie sunęła po proscenium oświetlając świecami niesionymi na tacy każdą po kolei głowę. Za kulisami ciotka Morag posuwała się z chochlą, polewając karki żon krwią, która ściekała po prześcieradle. Aypiąc przez otwór w kurtynie, syknęła: - Wolniej, Nessie, wolniej. - Lecz słyszycie! - zaintonował pastor. - Któż to nadchodzi? Nessie zastygła w miejscu, uczyniła głęboki wdech i zdmuchnęła ostentacyjnie świece. Równocześnie dało się słyszeć wyolbrzymione skrzypienie drzwi i rozległy się ciężkie kroki, aż echo poszło po sali. Nessie trwała bez ruchu, wywracając wściekle oczami. Na białym płótnie kurtyny zarysował się wielki brodaty cień Sinobrodego. - Wróciłem wcześniej, żono - huknęła nadnaturalnych rozmiarów postać. Miała wielki brzuch, groznie wywijała rękami. Towarzyszyło temu złowróżbne skrzeczenie skrzypiec. - Gdzieżeś, żono? Nessie, ściskając ogromny klucz, weszła za kurtynę, zamieniając się sama w olbrzymi cień. - Cóż za siurpryza, mężu - pisnęła. - Zaiste siurpryza, żono - przytaknął Sinobrody wyjmując jej z ręki klucz. - A więc poznałaś moją tajemnicę! Wyciągnęły się ku niej długie zakrzywione pałce. Dzieci na widowni, siedzące z coraz szerzej otwartymi oczami, wciąż w swoich kostiumach, wydały chóralne westchnienie. Ada przygarnęła mocniej Florę. - Nie, nie! - piszczała Nessie. - Teraz ty, najmłodsza... najsłodsza... ze wszystkich moich żon... ty musisz się gotować... na śmierć! Głos Sinobrodego wznosił się wraz z toporem zawieszonym w powietrzu nad głową Nessie, która się kuliła wyciągając błagalnie ręce. Na sali rozległ się szmer autentycznego przerażenia. Dwóch młodych wojowników z klanu Nihego, Hone i Mana, uniosło się na krzesłach. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|