, LISA JANE SMITH Pamiętniki WampirĂłw 04 Mrok 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powtarzała pielęgniarka. Wyprowadziła ich, ale Meredith stawiała
opór, kiedy wypychano ją na korytarz.
- Dziadku!
- Wampir! - zawodził.
A potem:
- Drewno jesionu! Wampir! Drewno jesionu...
Drzwi się zatrzasnęły.
Meredith z trudem łapała oddech i walczyła ze łzami. Bonnie
wbiła paznokcie w ramię Matta. Stefano obrócił się do nich, z
oczyma rozszerzonymi zdumieniem.
- Mówiłam ju\, musicie wyjść  powiedziała zdenerwowana
pielęgniarka. Cała czwórka ją zignorowała. Wszyscy patrzyli po
sobie, a na ich twarzach zaskoczenie i oszołomienie powoli
ustępowało zrozumieniu.
- Tyler powiedział, \e tylko jeden rodzaj drewna mo\e mu
zrobić krzywdę... - zaczął Matt.
- Jesion  dokończył Stefano.
- Będziemy musieli dowiedzieć się, gdzie się ukrywa -
powiedział Stefano, kiedy jechali do domu. Sam prowadził, bo
Meredith była zbyt zdenerwowana. - To pierwsza rzecz, Jeśli
zrobimy coś zbyt pochopnie, niepotrzebnie go ostrze\emy.
Zielone oczy błyszczały mu dziwną mieszaniną triumfu i
ponurej determinacji, mówił głosem urywanym. Wszyscy mamy
nerwy w strzępach, pomyślała Bonnie. Zupełnie jakbyśmy cały
wieczór opijali się dopalaczami. Byli tak podenerwowani, \e byle
drobnostka mogła spowodować wybuch.
Przeczuwała ten nadchodzący kataklizm. Jakby zbli\ało się
rozwiązanie, jakby wszystko, co zaczęło się w dniu urodzin
Meredith, zmierzało do ostatecznej konkluzji.
Dziś wieczorem, pomyślała. Dziś wieczorem wszystko się
skończy. Pomyślała, \e nawet dość właściwie, \e wszystko skończy
się w wigilię przesilenia.
- Jaką wigilię? - spytał Matt.
Nawet nie zdawała sobie sprawy, \e powiedziała to na głos.
- Letniego przesilenia  wyjaśniła. - To dzisiaj. Dzisiaj jest
ostatni wieczór przed letnim przesileniem.
- Niech zgadnę. Znów druidzi, prawda?
- Czcili ten dzień  wyjaśniła Bonnie. - To dzień odpowiedni
dla magii, dla zaznaczenia zmiany w porach roku. I... - zawahała się.
- No có\, to taki sam świąteczny dzień jak inne, na przykład
Halloween czy przesilenie zimowe. Taki dzień, kiedy granica
między światem widzialnym a niewidzialnym robi się wąska. Kiedy
mo\na zobaczyć duchy, jak to kiedyś mówiono. Kiedy zdarzają się
ró\ne rzeczy.
- Ró\ne rzeczy  powtórzył Stefano, skręcając na autostradę
wiodącą do Fell's Church  na pewno będą się działy.
Nie mieli pojęcia, \e tak szybko.
Pani Flowers była w ogrodzie na tyłach domu. Pojechali prosto
do pensjonatu, \eby jej poszukać. Przycinała krzewy ró\ i otaczał ją
zapach lata.
Zmarszczyła brwi i zamrugała, kiedy ją otoczyli i pytali, jedno
przez drugie, gdzie mogą znalezć drewno jesionu.
- Zaraz, powolutku  powiedziała, zerkając na nich spod ronda
słomkowego kapelusza. - Czego znów potrzebujecie? Jesionowego
drewna? Jesion rośnie zaraz za tymi dębami, tam z tyłu. Ale,
chwileczkę... - dodała, kiedy ju\ rzucili się w tamtą stronę.
Stefano odciął gałąz jesionu składanym no\em, który Matt
wyjął z kieszeni. A to ciekawe, od kiedy zaczął przy sobie nosić nó\.
- zastanowiła się Bonnie. Zastanawiał się te\, co sobie o nich
pomyśli pani Flowers, kiedy wrócili pod pensjonat, a dwóch
chłopaków targało ulistnioną, trzymetrowej długości gałąz.
Ale pani Flowers nie skomentowała tego, zawołała tylko do
Stefano:
- Chłopcze, przyszła do ciebie przesyłka!
- Do mnie?!
- Było na niej twoje nazwisko. Paczka i jakiś list. Znalazłam je
dziś po południu na frontowej werandzie. Poło\yłam na górze w
twoim pokoju.
Bonnie patrzyła na Meredith, a potem na Matta i Stefano,
napotykając ich zdumione spojrzenia. Nagle powietrze zgęstniało od
niemal nieznośnego oczekiwania.
- Ale kto mógł to przysłać? Kto wie, \e tu jesteś... - zaczęła,
kiedy pięli się po schodach na poddasze. A tam przystanęła, bo
strach pozbawił ją oddechu. Złe przeczucie dokuczało jej niczym
natrętna mucha, ale odepchnęła je od siebie. Tylko nie teraz,
pomyślała. Nie teraz.
Nie mogła jednak nie zauwa\yć paczki le\ącej na biurku
Stefano. Chłopcy oparli gałąz jesionu o ścianę i podeszli do biurka.
Paczka była długa, raczej płaska, opakowana w brązowy papier, na
niej le\ała kremowa koperta.
Na niej znajomym szalonym charakterem pisma napisano:
 Stefano .
Charakterem pisma z tamtego lustra.
Stali, wpatrując się w paczkę, jakby to był skorpion.
- Uwa\aj! - krzyknęła Meredith. Kiedy Stefano powoli po nią
sięgnął. Bonnie zrozumiała, o co jej chodzi. Sama miała wra\enie,
\e paczka mo\e eksplodować albo strzyknąć trującym gazem, albo
zmienić się w coś z ostrymi zębami i kłami.
Koperta, którą Stefano wziął do ręki, była kwadratowa i gruba,
zrobiona z porządnej jakości, połyskliwego papieru. Jak zaproszenie
na bal do księcia, pomyślała Bonnie. Ale, co dziwne, na jej
powierzchni było kilka odcisków brudnych palców, a rogi miała
usmolone. No có\, w tym śnie Klaus bynajmniej nie wyglądał na
czyściocha. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl