, Gordon Abigail Sanatorium nad morzem 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tak oczywista. Przyjął jeszcze kilka osób, na szczęście mniej absorbujących ni\ Emily, i
właśnie zamierzał wyjść, kiedy zjawiła się kobieta z chłopcem.
 Lee przewrócił się na deskorolce  wyjaśniła.  Całą drogę wymiotował. Uderzył się w
ramię i mówi, \e bardzo go boli. W samochodzie prawie zemdlał.
Blair poprosił chłopca, by mu opowiedział, jak doszło do wypadku.
 Zje\d\ałem w dół po rampie i nie wyhamowałem. Strasznie się walnąłem w łokieć 
powiedział chłopiec, siłą powstrzymując łzy.
Blair wysłuchał go, a potem zwrócił się do matki.
 Tak właśnie przypuszczałem. Ludzie, zwłaszcza dzieci, bardzo często przy upadku
automatycznie wyciągają przed siebie rękę, co sprawia, \e dochodzi do złamania kości
ramieniowej i łokciowej równocześnie.
Kobieta spojrzała na niego przera\ona.
 Mo\e mieć kilka złamań?
 Obawiam się, \e tak, ale dokładnie dowiemy się po prześwietleniu. Musi go pani
zawiezć na pogotowie. Wymioty i skłonność do omdlenia nale\y przypisać szokowi, jakiego
doznał. Trzeba go otulić czymś ciepłym i niech nic nie je ani nie pije. Mo\e będzie trzeba go
operować. Następnie zwrócił się do chłopca.
 Nie masz pojęcia, ilu chłopców w twoim wieku łamie sobie kości na deskorolce. Nie
mówię tego, \eby cię zniechęcić, bo wiem, \e to niemo\liwe.
 Nie jestem taka pewna  odezwała się matka surowo.  Porozmawiamy o tym z twoim
ojcem i coś postanowimy, ale teraz mamy powa\niejsze sprawy do załatwienia...
Kiedy wreszcie odjechali, Blair z westchnieniem zwrócił się do pielęgniarki i
recepcjonistki:
 Chodzmy do domu, zanim ktoś znowu nas zatrzyma. W przeciwnym razie nigdy stąd
nie wyjdziemy.
Zgodziły się natychmiast, a on pośpiesznie zbiegł do samochodu, myśląc, \e przy
odrobinie szczęścia zdą\y odwiezć Imogen, zanim będzie musiał zajrzeć do domu Emily.
 Strasznie mi było głupio, \e tak tu leniuchuję, a ty w tym czasie cię\ko pracujesz 
rzekła Imogen na powitanie.
Blair uśmiechnął się. Cały czas myślał tylko o niej, chocia\ wiedział, \e w jego domu jest
bezpieczna.
 O mnie się nie martw  odparł.  Czy odwiedził cię ojciec? Czekał na mnie w
przychodni, strasznie o ciebie niespokojny, bo nie zastał cię w domu.
 Owszem, był tutaj  potwierdziła posępnie.  Oświadczył, \e zle zrobiłam, rezygnując z
poślubienia ciebie, bo jesteś najbardziej odpowiednią osobą, \eby się mną opiekować.
Zachowywał się tak jak zwykle. Kiedy tylko się upewnił, \e nic mi nie grozi, zaczął te swoje
numery.
 Jak widać moja opieka nie jest znowu taka bez zarzutu  zauwa\ył Blair po chwili
milczenia.  Najlepszy dowód to to, co się stało. Na przyszłość powinniśmy bardziej uwa\ać.
Proponuję \ebyś zawiesiła na jakiś czas pracę w policji. Gwałtownie zaprotestowała.
 Nigdy! To był po prostu zupełnie wyjątkowy wypadek. Nigdzie nie jest powiedziane, \e
coś takiego się powtórzy. Dalibyście ju\ obaj spokój! Najpierw tata, a teraz ty!
Powtórzyła mu, co ojciec powiedział na temat ich ślubu, bo bardzo była ciekawa reakcji
Blaira. Czy on te\ \ałuje, \e do niczego nie doszło? A mo\e po prostu odczuł ulgę, \e ma z
głowy ją i jej zagmatwane \ycie?
Ona sama miała absolutną jasność co do własnych uczuć. Chciała być z Blairem jak
nigdy dotąd z nikim. Chciała być z nim naprawdę, a nie w jakimś fikcyjnym związku.
Ale to on musi zrobić pierwszy krok; ona ma zbyt wiele obcią\eń i nic nie mo\e mu
ofiarować. Stał teraz przed nią i patrzył tak, jakby wszystko rozumiał.
 Ojciec po prostu bardzo się o ciebie martwi  odezwał się po chwili.  Nie ma co się
popisywać samodzielnością, kiedy innym le\y na sercu tylko twoje bezpieczeństwo. Ja...
Gdy zamilkł, poprosiła, by mówił dalej.
 Dokończ, nie mogę tak rozmawiać. Lubię, kiedy ludzie kończą rozpoczęte zdania.
 Dobrze. Chciałem ci powiedzieć, \e ja równie\ czuję się za ciebie odpowiedzialny.
 A mo\na wiedzieć dlaczego?
 Pracujemy razem, od ciebie zale\y zdrowie naszych pacjentów, a ponadto chciałbym,
\ebyś sama dobrze się czuła, ty i twoje dziecko.
 To wszystko?  spytała \ałośnie.
 Nie  odparł.  Ponadto uwa\am, \e jesteś najbardziej uroczą osobą, jaką w \yciu
spotkałem. I bardzo piękną kobietą.
Stali bardzo blisko siebie. Zapragnęła nagle, by ją objął. Pragnęła tego tak, jak pragnie się
powietrza.
 Twoje \yciowe plany zostały nakreślone, zanim się poznaliśmy  powiedział Blair z
namysłem.  Próbowałem interweniować w twoje \ycie i zaproponowałem ci mał\eństwo, ale
się nie zgodziłaś. Zapewne miałaś rację. Co mi teraz sugerujesz?
 Nic  odparła głucho.  Zupełnie nic.
 W takim razie, jeśli jesteś gotowa, zawiozę cię do domu. A po drodze zajrzę jeszcze do
Emily Bradshaw, nakarmię kota, zgaszę gaz, postaram się złapać mleczarza i odebrać paczkę.
Musiała się uśmiechnąć.
 Jakim sposobem tak dogłębnie wszedłeś w jej \ycie? Odpowiedział jej uśmiechem, tak
jakby nie odbyli przed chwilą powa\nej rozmowy.
 To długa historia. Opowiem ci ją kiedy indziej, a teraz musimy ju\ iść. Emily nigdy mi
nie wybaczy, jeśli spalę jej garnek.
Po wejściu do mieszkania Imogen, Blair uwa\nie jej się przyjrzał. Obiecał sobie, \e w
razie najmniejszych oznak paniki natychmiast zabierze ją z powrotem do siebie, a potem
poszuka jakiegoś innego lokum.
Niepotrzebnie się niepokoił. Była smutna, ale nie zdradzała niepokoju. W pomieszczeniu
nic się nie zmieniło. Jedynie skorupy poduczonego wazonu na podłodze w korytarzu
świadczyły o odbytej walce.
Imogen zrozumiała spojrzenie Blaira.
 Wszystko w porządku. Ten facet siedzi, a najwyrazniej nie miał pojęcia, czyją jestem
córką. Mówił tylko, \e pewnie zaraz polecę na policję, i chciał temu przeszkodzić. Widział,
jak w parku ci pomagam przy oględzinach i uznał, \e gram w przeciwnej dru\ynie.
 Dlaczego w takim razie nie poszedł za mną?  zaciekawił się Blair.
 Nie jesteś w cią\y i nie wyglądasz na bezbronną dziewczynę.
 Racja, a do tego prześliczną. Roześmiała się.
 Nawet z brzuchem?
 Nawet z brzuchem wyglądasz cudownie.
 Naprawdę?
Jej dociekliwość zniecierpliwiła go.
 Czy ty nigdy nie patrzysz w lustro?
 Owszem  odparła  ale widzę w nim tylko brzuchatego potwora na spuchniętych
nogach.
Blair zamyślił się.
 Chyba chcesz mieć to dziecko. Z entuzjazmem skinęła głową.
 Bardzo. Ju\ się nie mogę doczekać, kiedy je wezmę w ramiona. Chciałabym tylko...
Spojrzał na nią pytająco i nie mogła powiedzieć mu prawdy. Chciałaby, \eby to było jego
dziecko.
Ujął ją za ramiona i zwrócił twarzą ku sobie. Tym razem nie czytał w jej myślach.
 Chciałabyś, \eby ju\ było po wszystkim, prawda? Przytaknęła; tak wydawało się
bezpieczniej. Delikatnie dotknął palcem jej policzka.
 Rozumiem, jak bardzo ci jest trudno, ale masz ojca, który zawsze ci pomo\e, macochę
bardzo dobrze do siebie nastawioną, i mnie obok. A ja zrobię wszystko, \eby ułatwić ci \ycie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl