, M181. Matthews Jessica Nie rzucaj snĂłw na wiatr 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ne ogrodniczki. Jenny obserwowała go ukradkiem, gdy roz-
glądał się po wnętrzu apteki.
S
R
- W czym mogłabym pomóc? - spytała.
Chłopak wpatrywał się w przeszklone szafki z twarzą
czerwoną jak burak.
- Chciałbym opakowanie...
- Proszę? - Nie dosłyszała ostatniego słowa.
- Prezerwa.
Najwyrazniej kupował je pierwszy raz.
- Są tam - wyjaśniła. Przemknęła jej przez głowę niemiła
myśl o pannie Budd, ale szybko odpędziła ją od siebie. Młody
człowiek był ostatecznie dorosły i chyba wiedział, co robi.
Włożyła paczuszkę prezerwatyw do papierowej torebki
i przyjęła należność. Kilka minut pózniej zadzwonił Noah,
by przepisać antybiotyk dla jednej ze swych młodszych
pacjentek.
- Masz korki do uszu dla pięcioletniego dziecka? - dodał.
- Tak, oczywiście że mam.
- To dobrze. Ariel ma co roku po letnich kąpielach zapale-
nie ucha, więc lepiej, żeby ich używała.
- Przygotuję je i dam matce, kiedy przyjdzie - obiecała.
- Przepraszam, że nie wpadłem wczoraj - wyjaśnił nie-
co cieplejszym tonem. - Miałem nie jednego, a trójkę pa-
cjentów.
- Rozumiem. A jak czuje się to dziecko z padaczką?
- Już lepiej, ale musi być pod kontrolą neurologa. Co
u Carrie? Nie zamęczyła cię wczoraj gadaniem?
Jenny wybuchnęła śmiechem.
- Nie. Ale teraz siedzi w domu i cierpi z powodu nad-
miernej opalenizny. Pewnie ten krem miał słaby filtr.
- A więc nie uda nam się obejrzeć filmu?
Jenny bardzo żałowała, że nie może iść do kina. Od dawna
chciała obejrzeć w towarzystwie Noaha romantyczną komedię
z Tomem Hanksem i Meg Ryan w rolach głównych.
S
R
- Lepiej zostanę w domu - odparła smutno. - Powinnam
zająć się Carrie.
- To wpadnę z lodami, żeby poprawić jej humor - zapro-
ponował.
- Zwietny pomysł. Na pewno się ucieszy.
- Jakie? Mogą być truskawkowe?
- Lepiej waniliowe. Obiecałam Carrie lody jeszcze raz,
zanim pojedzie do domu po Zwięcie Niepodległości. Najwyż-
sza pora, żeby spełnić przyrzeczenie.
- Waniliowe, zapamiętam. Nawiasem mówiąc, widziałem
ulotki, że w przyszłym tygodniu w aptece będzie można zmie-
rzyć poziom cholesterolu. Szykuje się tu chyba spory ruch.
- Liczę na to - przyznała. - Chcę, żeby ludzie przychodzili
do apteki nie tylko wtedy, kiedy chorują. Może zwrócą
uwagę na moje nowe preparaty ziołowe.
- Tak, lepiej niech to zauważą. Po dotaszczeniu tej gablot-
ki na miejsce omal nie trafiłem do kręgarza.
- Biedactwo - rzekła Jenny z uśmiechem. - Jeśli liczysz
na to, że zafunduję ci serię masaży, to będę musiała cię
rozczarować.
- Myślałem o innym rodzaju terapii...
Jenny poczuła, że robi jej się gorąco.
- Chyba masz dziś za dużo czasu albo też opowiadasz
jakieś głupstwa.
- Racja. Jedno i drugie.
Rozległ się dzwięk dzwonka u drzwi. Do środka weszła
kobieta z dzieckiem.
- Niestety, muszę kończyć. Przyszła właśnie twoja pa-
cjentka - powiedziała Jenny do słuchawki.
- Do zobaczenia wieczorem - powiedział Noah i poczuł,
że tęskni za Jenny, mimo że rozstali się tak niedawno.
S
R
Della wsunęła głowę do gabinetu przez uchylone drzwi.
- Harriet chce się z tobą widzieć - oznajmiła.
- Czy coś jej dolega?
- Chyba nie, ale upiera się, że musi z tobą porozmawiać.
Noah wstał.
- Niech wejdzie.
Gdy do gabinetu wpadła niczym bomba Harriet w swym
ekscentrycznym kapeluszu, Noah pospiesznie zdjął z krzesła
stertę medycznych czasopism.
- Usiądz, proszę - zaproponował.
- Nie, dziękuję. Jestem zbyt wzburzona.
Oparł się o krawędz biurka.
- A co się stało?
- To straszne. Tego człowieka powinno się obedrzeć ze
skóry!
- Kogo? I za co?
- Mówię o Herbie Kravitzu. Czy wie pan, co on zrobił?
- Nie - przyznał lekko zaniepokojony Noah.
- Po całym mieście plotkuje o Jenny. - Zamachała gwał-
townie rękami. - Twierdzi, że ona nie zna się na farmacji.
- Bzdura.
- Tak, ale to jeszcze nie wszystko. Rozpowiada też, że
Jenny musiała kiedyś zrezygnować z posady w szpitalu, bo
ktoś przez nią umarł.
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
Noah słuchał relacji Harriet oszołomiony, choć właściwie
nie powinien się niczemu dziwić. Jenny była zawsze bardzo
tajemnicza, gdy pytał ją o powody, dla których porzuciła
swój zawód. Plotki krążące po mieście mogłyby wyjaśnić,
dlaczego tak wzbraniała się przed przejęciem apteki.
Jednakże, o ile dobrze pamiętał, nie powiedziała, że nie
może jej przejąć, lecz jedynie, że tego nie zrobi. Może dzielił
włos na czworo, ale widział w tych dwóch sformułowaniach
pewną różnicę.
- W całym mieście aż szumi po tym gadaniu Herba -
podjęła Harriet. - Kiedy posądził Earla o pijaństwo, ostrze-
głam go, żeby lepiej uważał, co mówi, bo i tak nikt mu nie
uwierzy. A teraz zaczął oczerniać biedną Jenny.
- Kiedy to pani słyszała?
- Dziś. Dwie osoby przyszły do księgarni bardzo zdener-
wowane tym, co usłyszały od Herba. Usiłowałam je uspokoić,
twierdząc, że te pomówienia są bezpodstawne, ale chyba
ich nie przekonałam. Kiedy potem zjawiła się u mnie trzecia
osoba z tą samą wiadomością, pomyślałam, że muszę z pa-
nem porozmawiać.
- Skąd on wziął te informacje?
- Diabli go wiedzą. Zadaje się z Twylą Beach i ona też
rozpowiada te plotki. Oczywiście, dodając coś od siebie.
Twierdzi, że Jenny pomyliła się i dała jej inne pigułki niż te,
S
R
które Twyla brała dotychczas. Ta cała sprawa bardzo mnie
niepokoi.
- Wierzy pani Herbowi? - spytał Noah.
- Ani trochę. Wolałabym usłyszeć od Jenny jej wersję
wydarzeń. Na pewno ma jakieś wyjaśnienie tego, co się stało.
Nie mogę uwierzyć, że wyrzucili ją ze szpitala. Co przez ten
czas robiła?
Noah doszedł do wniosku, że nie jest to właściwa chwila,
by zdradzać się ze swą wiedzą, zwłaszcza że właściwie nie
znał szczegółów.
- Tak czy owak - ciągnęła Harriet - Herb pewnie rozdmu-
chał jakieś nieistotne wydarzenie i prędzej czy pózniej się to
wyda.
Noah miał nadzieję, że Harriet się nie myli. Doświadczenie
jednak podpowiadało mu, że w każdej plotce jest ziarno
prawdy. Chodzi tylko o to, by je wyłowić.
- No i niech pan pomyśli, co będzie z apteką - podjęła
Harriet. - Jeśli ludzie stracą zaufanie do Jenny, będzie mu-
siała wycofać się z interesu. Nie chcę, żeby jej ciężka praca
poszła na marne.
Też wolałbym tego nie oglądać, pomyślał Noah. Dotrzy-
manie obietnicy danej Earlowi wcale nie było łatwe. Noahowi
bardzo zależało na tym, by Jenny się powiodło. I nie tylko
dlatego, że mieszkańcy miasteczka potrzebowali apteki, lecz
również dlatego, że stała się ona dla Jenny czymś ważnym.
Podziwiał swoją przyjaciółkę za to, co osiągnęła. Nie były to
jednak bynajmniej uczucia ojcowskie...
- Zajmie się pan tym? Zdementuje pan pogłoski Herba?
- dopytywała się Harriet.
- Spróbuję. - Czuł, że nie będzie to takie proste. -Minęła
czwarta. Złapię Jenny, zanim wyjdzie z pracy.
- Cieszę się. Gdybym tylko mogła coś dla niej zrobić...
S
R
- Dam pani znać. - Odprowadził Harriet do drzwi. -
A teraz proszę się nie martwić. Wszystko będzie dobrze.
Zamknął wcześniej gabinet i pojechał do apteki. Harriet
miała rację - plotki rozgłaszane przez Herba i Twylę mogą
doprowadzić do likwidacji firmy Earla.
Jenny obeszła całe pomieszczenie, robiąc porządek na
półkach. Wśród towarów stojących najniżej - tam, gdzie
łatwo sięgały dzieci - pod koniec dnia często był bałagan.
Przystanęła przed ekspozycją środków pielęgnacyjnych na
lato, zadowolona, że cieszą się takim powodzeniem. W ciągu
ostatnich paru dni sprzedała większość kremów do opalania
i samoopalaczy. Ustawienie zabawek jako dekoracji okazało
się świetnym posunięciem marketingowym. Dzieci zaintere- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl