, Sandemo_Margit_09_Zbłąkane_serca 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Skończyło się więc na tym, że Endre musiał wędrować pieszo. Rozsierdzony prowadził
wierzchowca przez leśne ścieżki w dół ku traktom wiodącym do zamieszkanych okolic.
Gdy dotarli do gościńca, skręcili na wschód. Przestało padać, ale chmury nadal groznie
wisiały nad ich głowami.
Księżniczka kichała coraz częściej, ale nie odezwała się nawet słowem. Raz po raz
spoglądała ukradkiem na Magnusa, który świetnie prezentował się w siodle, i nie potrafiła
stłumić zachwytu. Wysoki, nieprawdopodobnie przystojny, miał taki szlachetny profil.
Dobrze dopasowany strój podkreślał jego wspaniałą sylwetkę: szerokie ramiona i wąskie
biodra.
Endre był trochę niższy i drobniejszy, ale emanowała z niego jakaś wewnętrzna siła. W
twarzy dominowała para ciemnych, trochę melancholijnych oczu, a kiedy uśmiechał się
szeroko, zwracały też uwagę mocne śnieżnobiałe zęby. Nawet ona musiała przyznać, że
ten chłopski syn był na swój sposób urodziwy.
Pełną napięcia ciszę przerwał Magnus.
- Nie sądz, księżniczko, że damy się poprowadzić na rzez jak barany - odezwał się
surowo. - Najpierw zdobędziemy dla ciebie cieplejsze i wygodniejsze ubranie, a potem
poszukamy kogoś godnego zaufania, kto podejmie się odwiezć cię bezpiecznie do ojca.
Obiecuję, że jeśli znajdziemy odpowiednie osoby, oddamy cię pod ich opiekę. Jeśli nie,
nadal będziemy cię strzec bez względu na to, czy sobie tego życzysz, czy nie. Czujemy
się za ciebie odpowiedzialni, tak jak każdy dorosły człowiek jest odpowiedzialny za
dziecko.
Księżniczka odwróciła się plecami, nie kryjąc pogardy. Nie wykazywała najmniejszej woli
współdziałania.
Chyliło się ku wieczorowi, gdy w oddali dostrzegli większą osadę, której nazwy nie znał
nawet Endre.
- Jesteś głodna, księżniczko? - spytał, ale nie otrzymał odpowiedzi. - No cóż, ja w
każdym razie jestem - westchnął. - Spróbujemy zdobyć trochę pożywienia. Na pewno
jest tu gdzieś w pobliżu gospoda, a jeśli jeden z nas tam pójdzie... - urwał gwałtownie, bo
nagle zza zakrętu wyłonił się oddział knechtów pieszych, dowodzonych przez oficera,
kierując się wprost na nich. - Teraz wszystko zależy od ciebie, księżniczko - szepnął.
28
Knechci zastawili im drogę.
- W imieniu króla, stójcie! - zawołał dowódca. - Kim jesteście, skąd pochodzicie i dokąd
zmierzacie?
Nim Maria zdążyła otworzyć usta, Magnus podjął desperacką próbę ratunku.
- Jesteśmy rodzeństwem, jedziemy na zachód - odpowiedział. - Nasz dom spłonął,
udajemy się więc do, krewnych.
Dowódca zmrużył podejrzliwie oczy.
- Rodzeństwo? No tak, tych dwoje za tobą ma ciemne włosy, ale ty ani kolorem włosów,
ani oczu nie jesteś do nich podobny. Poza tym dlaczego macie na sobie takie przedziwne
ubrania? Wyglądacie, jak byście się wywodzili z różnych warstw społecznych. Możecie to
wyjaśnić?
- Wzięliśmy to, co zdołaliśmy uratować - wyjaśnił Endre spokojnie.
Dowódca spoglądał po kolei na każde z nich, wyraznie się nad czymś zastanawiając.
Troje uciekinierów nie wiedziało o tym, że von Litzen rozesłał posłańców z wieścią o
ucieczce księżniczki. Ponieważ jednak podawano, że zbiegowie podążają na południe,
oficer uznał za mało prawdopodobne, by mogli nadjechać tym traktem. Ale... było ich
mimo wszystko troje, wiek również się zgadzał. Postanowił wystawić dziewczynę na
próbę.
- Powiedz, gołąbeczko - zaczął przymilnie. - Naprawdę jesteś ich siostrą?
Magnus i Endre zadrżeli, ujrzawszy malującą się na jej twarzy złość. Po trwającym
zdawać by się mogło wieczność milczeniu księżniczka nabrała powietrza w płuca.
- Kapitanie - rzekła krótko. - Muszę przedstawić pewną sprawę Jego Wysokości,
panującemu królowi.
Dostrzegli błysk zainteresowania w oczach dowódcy, który wyraznie poruszony podszedł
bliżej i położył dłoń na jej kolanie.
- Słucham?
Maria z pogardą cofnęła nogę. Endre, widząc co się dzieje, stanął przed dziewczyną, by
ją w razie potrzeby ochronić. Ale ledwie zdołał to uczynić, poczuł na swym ramieniu cios [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl