,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się do niego odezwać któryś z zacnych i dzielnych oby- wateli w te słowa: Jak ty możesz być uczciwym człowie- kiem, jeżeliś zdobył taki majątek, choć ojciec ci niczego w spadku nie zostawił". Były to czasy, kiedy życie już nie szło jak dawniej pro- stymi drogami czystych obyczajów, lecz wykolejało się z nich, przekształcając się w gonitwę za przepychem i zbytkiem. Niemniej jednak ciągle jeszcze jak dawniej uważano za rzecz godną nagany, gdy ktoś odziedziczone po ojcu mienie uszczuplał albo gdy nie poprzestawał na ubóstwie, w którym żył jego ojciec. Pózniej, kiedy Sulla był już panem Rzymu i skazywał na śmierć całe szeregi ludzi, pewien wyzwoleniec podej- rzany o ukrywanie jednego z proskrybowanych i skazany na strącenie ze Skały Tarpejskiej wypomniał mu złośliwie, że razem mieszkali przez dłuższy czas w tym samym do- mu czynszowym płacąc: on na wyższym piętrze dwa ty- siące sestercjów, a Sulla na niższym trzy tysiące, że więc ich stopa życiowa różniła się tylko o tysiąc sestercjów! Jest to tyle, co dwieście pięćdziesiąt attyckich drachm. Takie wiadomości podają autorzy o dawniejszych sto- sunkach majątkowych Sulli. Rozdział drugi Postać Sulli przedstawiają nam dokładnie posągi, z tym że niebieskim jego oczom, już i tak niesamowitym i prze- nikliwym, cera jego twarzy dodawała w rzeczywistości jesz- cze straszliwszego wyglądu. Miał bowiem na twarzy czer- woną, chropowatą wysypkę tu i ówdzie rozrzuconą po bladej cerze. Stąd to i przydomek jego ma być jak mó- wią niektórzy aluzją do koloru jego cery. W Atenach zaś z tegoż powodu wyśmiewał go jakiś szyderca w wierszu: Morwa mąką posypana to jest właśnie Sulla! Nie jest to od rzeczy, jeżeli przytaczamy takie szczegóły w opisie człowieka, który sam jak opowiadają z na- tury bardzo lubił uszczypliwy dowcip i jako młody jesz- cze i nieznany często obracał się wśród aktorów mimicz- nych i błaznów oddając się wraz z nimi swawoli. Nawet gdy został już wszechwładnym panem Rzymu, skupiał koło siebie najzuchwalszych ludzi ze sceny i teatru, pił z nimi codziennie i szedł z nimi o lepsze we wzajemnych złośli- wościach i żartach. Uważano to za rzecz nie licującą już z jego wiekiem i przynoszącą nawet ujmę powadze jego wysokiego stanowiska, ponieważ w ten sposób zaniedby- wał wiele spraw wymagających jego pilnej baczności. Ale gdy siedział przy stole, nie można z nim było rozmawiać o niczym poważnym. O ile zresztą w czasie pracy bywał surowy i nachmurzony, o tyle, skoro znalazł się w towa- rzystwie, przy kubku, usposobienie jego zaraz się zmie- niało: wobec tancerzy mimicznych i śpiewaków był zupeł- nie pobłażliwy, do każdej swobodnej rozmowy chętny i uprzedzająco przystępny. Z takiego zaś folgowania sobie zrodził się u niego w po- staci chorobliwego nałogu popęd do życia erotycznego i skłonność do rozpusty, od czego nie uwolnił się nawet na starość. Z Metrobiosem, jakimś człowiekiem ze sce- ny, utrzymywał jeszcze za młodu stałe stosunki erotyczne. Zresztą spotkało go przy tym wszystkim nawet pewne szczęście: zaczął się mianowicie kochać w jakiejś publicznej, ale bogatej kobiecie imieniem Nikopolis i dzięki stałemu z nią obcowaniu i przyjemności, jaką ona znajdowała w jego młodzieńczym wieku, został jej stałym kochan- kiem. A kiedy umarła, okazało się, że jego właśnie wyzna- czyła testamentem na swego spadkobiercę. Prócz tego jeszcze został dziedzicem swojej macochy, która go jednak kochała jak własnego syna. W ten więc sposób osiągnął przynajmniej skromny majątek. Rozdział trzeci Kiedy otrzymał nominację na kwestora, popłynął do Afryki razem z Mariuszem, który wtedy sprawował swój pierwszy konsulat, na wojnę z Jugurtą. W życiu obozowym zyskał sobie powszechne uznanie towarzyszy, wykorzy- stując zaś zręcznie nadarzającą się okazję, zawarł przyjazń z królem Numidów, Bokchosem. Zdarzyło się mianowicie, że posłów tego króla, którzy zdołali ujść przed rozbójni- kami numidyjskimi, przyjął i potraktował życzliwie, po czym obdarzył ich upominkami i odesłał do króla, dodaw- szy im dla bezpieczeństwa świtę swoich ludzi. A Bokchos już od dawna był dla Jugurty usposobiony niechętnie, chociaż był jego zięciem. Czuł się wobec niego niepewnie. Gdy więc Jugurtą poniósł klęskę i schronił się do niego, Bokchos, knując przeciw zięciowi podstępną zdradę, zaprosił do siebie Sullę pragnąc, aby się wyda- wało, że to Sulla pojmał Jugurtę, a nie że on sam wydał go nieprzyjacielowi. Sulla zawiadomił o tym Mariusza. Otrzymał od niego niewielki oddział ludzi i podjął się tego bardzo niebez- piecznego zadania. Zawierzył słowu barbarzyńcy, zdra- dzającego swoich najbliższych, a nadto, żeby móc pojmać drugiego, sam musiał się oddać w jego ręce. Lecz Bokchos, choć stał się panem ich obydwu, gdy stanął wobec ko- nieczności sprzeniewierzenia się jednemu z nich, po dłu- gim namyśle wybrał ostatecznie pierwszą koncepcję zdra- dy i wydał Jugurtę w ręce Sulli. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|