,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zamarło, a potem jęło łomotać jak oszalałe. Przewrócę ją myślał gorączkowo i wybie- gnę, chyba nie zamknęła wyjścia! Tego tylko brakuje... Halo rozległ się niespokojny głos Terlecky'ego. No i cóż z tymi drzewami? Odwróciła się szybko w stronę drzwi. Terlecky zaglądał do kabiny. Zapomniałaś? Pele podniósł się ciężko i oparł o ścianę. Przez chwilę musiał opanowywać drżenie nóg. Skądże! powiedziała Już idę. Pele też będzie chciał zobaczyć. Dotykając ścian dłońmi poszedł za nią. Czerwona mgiełka ustępowała sprzed oczu. Kiedy dotarli do pierwszej kabiny, usiadł ciężko i przez chwilę zaledwie słyszał o czym mó- wią tamci dwoje. Z czego to jest? pytał Terlecky. No wiesz! oburzyła się. Coś podobnego! Nie chcesz popatrzeć z bliska? Pochylił się nad długim naczyniem. Wyglądają mruknął zupełnie jak prawdziwe. Zupełnie! parsknęła. Czy... czy mogę dotknąć? Cha, cha! roześmiała się dotknąć i powąchać! Co tylko zechcesz... Pele, widziałeś kiedy takiego niedowiarka? Mhm... Zachodził w głowę jak się wydostać ze statku. Pele, obejrzyj mój las prosiła. Wątpię czy gdzieś istnieje równie piękny. Naturalnie. Naturalnie, że nie! W owalnej misie wypełnionej ziemią rósł najprawdziwszy las. Pele rozpoznał gęste korony buków i dęby o poskręcanych i sękatych konarach, a także kępę smukłych, czarnych sosen i obok nich grupę sosen o czerwonym pniu. Kiedy pochylił się nieco, czuł zapach żywi- cy i igliwia. Widział ziemię zasłaną szpilkami i szyszkami. Pod dębami leżały kulki żołędzi. Zaledwie dostrzegł je gołym okiem, drzewa miały piętnaście centymetrów wysokości. Nie! powiedział Terlecky prostując grzbiet. Co nie? odparła zaczepnie. To niemożliwe potrząsnął głową. Takich rzeczy nie ma. To jakaś sztuczka. No, wiesz? oburzyła się. Pele, wytłumacz mu co to są japońskie ogródki! Japońskie ogródki... och spojrzał na nią niepewnie przecież ty... ty... No, widzisz, Pele, jakie to proste, a on nic nie rozumie! Wiesz powiedział Pele do Terlecky'ego ona jest... to znaczy jej... Okropnie kręcisz, Pele, powiedz wprost, że jestem Japonką! Zdawało mi się wtrącił Terlecky że już to spostrzegłem... Zdumiewające! jej oczy stały się jeszcze bardziej skośne niż dotąd. Ale to niczego nie wyjaśnia. Nie wystarcza się urodzić na Wyspach, ażeby wyhodować t a k i las. Ja myślę! rzucił Pele. To stara wiedza, kunszt, który przechodził u nas z ojca na syna. A córki? zapytał dowcipnie Terlecky i zamilkł czując pod stołem kopnięcie Pele- go. Mnie nauczył dziadek, który był mistrzem powiedziała jakby nie słysząc uwagi, ale spojrzenie jakim zmierzyła Terlecky'ego, napełniło go lodowatym chłodem. Cholera! pomyślał. Zaczynam chlapać. Poczuł złość do Pelego, ale przypomniał sobie, że sam chciał tu przyjść. Bardzo długo się tego uczyłam mówiła. Dzisiaj mam już własne metody i po- trafię rzeczy, o jakich nie śniło się dziadkowi! powiedziała z dziwnym błyskiem w spojrze- niu utkwionym w twarzy Terlecky'ego. Przestąpił z nogi na nogę. Pele próbował ratować sytuację. To straszliwie zdolna dziewczyna powiedział. Ma wspaniałe prace! Taak? zaśmiała się. Cóż ty możesz o tym powiedzieć? No... zająknął się. Jak to... Każdy kto choć trochę... Przestań! przerwała. Nie masz żadnego pojęcia o tych rzeczach. A jednak trochę mam! upierał się. Doprawdy? Może powiesz, że nie przywiozłaś tym razem czegoś nowego? Nie! potrząsnęła energicznie głową rozsypując włosy. Nie! To wszystko jest niczym w porównaniu z tym co przywiózł Harik. Niczym! Przekonacie się. A może zaprzeczysz ciągnął bezmyślnie Pele że przez ostatnie dni w ogóle nie wstawałaś od mikroskopu, co? Przez... ostatnie... dni? powtórzyła. A widzisz! zawołał triumfalnie. Dobre dwa tygodnie, nic tylko preparaty, szkiełka, barwniki... Skąd to wiesz? jej oczy stały się wąskie jak dwie szparki. Pele poczuł żelazny uścisk palców Terlecky'ego, ale nie było to potrzebne, bo sam zro- zumiał i krew uciekła mu z serca. Skąd to wiesz, Pele? powtórzyła Powiesz mi, prawda? Siedział jak sparaliżowany, mając pustkę w mózgu i mrówki zbierające się w okolicach krzyża. Ciężka cisza wisiała w kabinie. Och, Pele mówiła znowu przecież nie będziesz ukrywał przede mną... Podsłuchiwałeś, prawda? Bez własnej wiedzy i woli skinął głową i wyjąkał ledwo słyszalne T... tak. Stała pod ścianą kabiny sztywno wyprostowana, z powiekami niemal zamkniętymi, z zaciśniętymi pobielałymi wargami. Pele widział też śmiertelną bladość twarzy Terlecky'ego i drżenie jego dłoni. W pustej czaszce zaczęły przebiegać sygnały alarmu: Uciekaj, idioto! Jak najdalej stąd! Powiedz coś! Wytłumacz! Widzisz zaczął to tylko przypadkiem i... Dwa tygodnie syknęła przez ściśnięte zęby. Chyba mniej, mniej na pewno! Nie wstawałam od mikroskopu... N... nie wiem tego... Tak powiedziałeś widział jak jej opuszczone dłonie zaciskają się w pięści. Ja... ja ci wszystko wytłumaczę, posłuchaj, naprawdę nic takiego... Nic nie chcę słyszeć powiedziała twardo. Nic! Podsłuchiwałeś mnie... Terlecky bardzo wolno przesuwał się w stronę wyjścia z kabiny. Coś muszę powie- dzieć rozpaczliwie zastanawiał się Pele w co mogłaby uwierzyć . Więc tak! oznajmił pewnym głosem. Chciałem dowiedzieć się czegoś o pra- cach Harika. Tak! Nie wstydzę się tego, tu wszyscy czekali, wszyscy, prawda, stary? Terlecky zdołał tylko skłonić głowę, zdawało mu się, że gardło ma ściśnięte stalową obręczą. Oczywiście powiedziała i uśmiechnęła się promiennie. Oczywiście, że chodzi- ło ci o Harika, naprawdę rozumiem cię, Pele, och, byłam niemądra, nie gniewasz się, prawda? Jestem pewna, że nie... Terlecky przestał się posuwać w stronę drzwi. Pele czuł się jak po wyjściu z gorącej kąpieli. Już dawno mówiła powinnam opowiedzieć wam o Hariku zamiast pleść głu- pstwa, po to przyszliście, prawda? Plotę i plotę, a wy pewnie siedzicie jak na szpilkach i nic się nie możecie dowiedzieć... Już jest dość pózno powiedział Terlecky. Właśnie dodał Pele pózno i powinniśmy... Nie zrobicie mi tego! zawołała ze zmartwioną miną. Teraz to już po prostu muszę wam opowiedzieć o Hariku. Zostajecie! Pele, mój drogi, poproś kolegę, nigdy bym [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|