,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
było do niego podobne! Zawsze tak postępował, wyluzowany i nonszalancki, dbał wyłącznie o własną wygodę i spokój. Nie to co ja... Wystarczyło przywołać w pamięci ten dzień, kiedy mi się oświadczył. Dokładnie wszystko pamiętam. Spacerowałem wzdłuż promenady", powiedział wówczas. I znalazłem coś, co mogłoby ci się przydać". Podskakiwałam z radości jak małe dziecko, sądząc, że to jakaś piękna muszla albo wyjątkowy kamień. Gdy wyjął z kieszeni pierścionek w kształcie delfina z małym brylancikiem, omal nie zemdlałam z wrażenia. Nawet po tylu latach, siedząc na chłodnej posadzce łazienki, poczułam to samo rozpierające szczęście. Specyficzne mrowienie skóry, przyspieszone bicie serca i palące rumieńce na policzkach. Wtedy z okrzykiem radości rzuciłam się Simonowi na szyję. Nagle przypomniało mi się, że teraz ja mam coś dla niego. Opuściłam swój azyl i weszłam do sypialni. Jakiś czas wertowałam różne papiery i rachunki w jednej z szuflad komody, aż wreszcie wydobyłam z niej starą, spłowiałą kopertę, na której widniało jego imię. Od lat nie trzymałam jej w ręku, nie chcąc narażać się na pona ous l a d an sc koszmarne wspomnienia, burzliwe kłótnie z rodzicami, nieprzespane noce, łzy. Można powiedzieć, że nadszedł moment, który nadawał temu całemu cierpieniu jakiś sens. Gdyby teraz Simon podpisał te papiery, a potem zostawił mnie w spokoju, bez roztrząsania przeszłości, to wszystkie te lata, podczas których usilnie próbowałam odbudować swoje życie, nie poszłyby na marne. Trzymałam przed sobą kopertę, jakbym niosła jakiś niezwykle cenny skarb. I tak też było, wiedziałam, że jest to ostateczne przypieczętowanie mojej wolności. Nic na świecie nie było w tej chwili dla mnie ważniejsze. ROZDZIAA PITY Złota myśl Kelly Miłość oznacza, że już nigdy więcej nie będziesz sama? Nic bardziej błędnego. Z czasem przekonasz się, że samotność nie jest taka zła. Weszłam do salonu, ale ku mojemu zdziwieniu Simona już tam nie było. Gdzie się podział? Tak bardzo pragnęłam zakończyć tę bolesną historię, mieć to wreszcie za sobą. Czułam, że z każdą jego wizytą tracę siłę i odwagę, które były mi teraz bardzo potrzebne. Położyłam kopertę na stole i podeszłam do okna w nadziei, że wypatrzę Simona. - Szukasz mnie? - usłyszałam jego głos, dobiegający z kuchni. Gdy tam zajrzałam, moim oczom ukazał się Simon rozparty na krześle i popijający kawę. pona ous l a d an sc - Wybacz, obsłużyłem się, chyba nie masz mi tego za złe? - spytał, widząc moje zdziwienie. - Pozwoliłem sobie zajrzeć do lodówki, ale nie masz mnie czym poczęstować. Myślę, że najwyższa pora na zakupy. Wzruszyłam ramionami.- To wszystko zależy od tego, czego się szuka. Bo gdybyś na przykład szukał drogi do drzwi wyjściowych, to z chęcią ci ją wskażę. Najwyrazniej zasłużyłam sobie na szeroki uśmiech, bo Simon wyszczerzył zęby. Rozsądniej byłoby nie prowokować go więcej do takich zachowań, jeżeli nadal zamierzałam twardo obstawać przy swoim. - Rozglądam się po prostu za składnikami na obiad, chyba że już coś zaplanowałaś. - Może tosty? - wyrwało mi się, nim zdążyłam się zastanowić. - Rozumiem, miło stwierdzić, że pewne sprawy jednak nie uległy zmianie. Hm, zatem nadal obce są ci tajniki sztuki kulinarnej. - Ale za to całkiem sprawnie posługuję się już otwieraczem do konserw. I znowu ten olśniewający uśmiech. Naprawdę całkowicie straciłam czujność. A niech to! - Wygląda na to, że musimy zjeść poza domem. - Mów za siebie - prychnęłam, wiedząc, że moja portmonetka świeci pustkami. Z trudem uzbierałabym na chleb tostowy. - Pomyślałem, że uroczysty obiad z okazji naszego spotkania to niezły pomysł. - Zdjął z wieszaka mój płaszcz i przerzucił sobie przez ramię torebkę. - Nie wydaje mi się, by twój powrót do Melbourne wymagał szczególnych obchodów - rzuciłam niechętnie, krzyżując ręce na pona ous l a d an sc piersiach. - Chodziło mi o sprawy zawodowe, ale jeżeli sprawa mojego powrotu pochłonęła twoje wszystkie myśli, to tym lepiej. - Wziął do ręki klucze i zaczął potrząsać nimi przed moim nosem. - No chodz, Kell - dodał po chwili. - Zrób mi tę przyjemność. Postawię ci, co tylko zechcesz, może być nawet twoja ulubiona sałatka z dresingiem pozbawionym wszelkiego tłuszczu. W odpowiedzi na tę propozycję zaburczało mi w brzuchu, a złośliwa uwaga Simona sprawiła mi satysfakcję. No proszę, wydaje mu się, że mnie zna. Od lat nie byłam już wegetarianką. Przeszłam obok niego, wyjmując mu z ręki klucze i powiedziałam: - Proszę bardzo, pójdę, ale pod warunkiem, że zafundujesz mi ogromny, soczysty stek! Na Fitzroy Street jest jedna knajpa przy drugiej, można więc zaspokoić tam absolutnie każdą zachciankę. Wczorajszy ulewny deszcz zaowocował dziś męczącym upałem i przykrą duchotą. Jeśli chodzi o pogodę w tym mieście, to jedyną stałą rzeczą była właśnie jej zmienność. Co dzień nowa niespodzianka. Deptak zapełniali spacerowicze i plażowicze. Wakacyjny nastrój zapanował nad całą promenadą. Rowery, rolki, hulajnogi, wszystko poszło w ruch. Nie sposób było nie poddać się tej beztroskiej atmosferze. Z dziwnym poczuciem lekkości przemierzyłam odległość dzielącą nas od wybranej przeze mnie restauracji i usiadłam przy stoliku na zewnątrz w nadziei, że będzie to wyjątkowy wieczór. Jazzowa kapela grała swing, co pozwoliło mi się jeszcze bardziej wy- luzować. Miałam tylko nadzieję, że mój skurczony żołądek podoła zadaniu, które mnie czekało. Zamówiłam w końcu sporo różności, pona ous l a d an sc przystawki, stek z frytkami i deser. - A więc rzeczywiście nie jesteś już wegetarianką? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|