,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przyglądała mu się, nie kryjąc zdumienia. - Pierwszy raz widzę, żebyś zajmował się tak przy ziemnymi czynnościami - zauważyła ironicznie. - Jeśli się ożenię, co jest bardzo prawdopodobne, bę dzie to małżeństwo partnerskie - oznajmił, spoglądając na nią znacząco. - Brzydzę się facetami, którzy w brudnym podkoszulku wylegują się na kanapie i oglądają w telewi zji mecze piłkarskie. - Zamyślił się na moment. - Wiesz co? Dobrze się składa, bo piłka nożna i tak mnie nie inte resuje. - Nie przypominam sobie również, żebym cię kiedyś widziała w brudnym podkoszulku - powiedziała, nadra biając miną, bo zrobiło jej się smutno, gdy wspomniał o małżeństwie. Pewnie oprócz Kirry miał w odwodzie in ną pannę, którą uważał za odpowiednią kandydatkę na żonę. 104 DIANA PALMER - Kiedy pracuję w warsztacie, bywam ubabrany jak nieboskie stworzenie - przyznał, chichocąc. Zebrał naczynia i wstawił je do zlewu, a następnie pod szedł do Jodie, łagodnym ruchem położył dłonie na jej ramionach i z powagą zajrzał w oczy. - W ogóle nie rozmawialiśmy dotąd o sprawach oso bistych. Prawie nic o tobie nie wiem. Lubisz dzieci? Chcesz je mieć? Może na razie ważniejsza jest dla ciebie praca? Lawina pytań wytrąciła ją z równowagi. Aleksander zbyt szybko przeszedł od całkowitej obojętności do natar czywego zainteresowania jej problemami. Spojrzała na niego z obawą. - Mniejsza z tym - zreflektował się od razu. - Zapo mnij, że pytałem. Odetchnęła z ulgą i nabrała śmiałości. - Ja... uwielbiam dzieci - przyznała nieśmiało. - Chcę pracować, a raczej chciałabym, gdyby zajęcie było cieka we, ale to nie oznacza, że po ślubie odkładałabym powię kszenie rodziny na bliżej nieokreśloną przyszłość. Moja mama pracowała, lecz zawsze miała czas dla najbliż szych, bo oni byli najważniejsi. Chciałabym ją naślado wać. - Popatrzyła mu w oczy, zauroczona ich niezwykłym odcieniem. Wyobraziła sobie śliczne zielonookie dzieci i jej twarz przybrała wyraz rozmarzenia. - Pieniądze i sła wa to wielka pokusa, ale nie zastąpią bliskich ani ich miłości. - Wzruszyła ramionami. - Same komunały, pra wda? - Raczej dojrzałe i mądre uwagi dotyczące sensu ży cia. - Pochylił się i pocałował ją w usta. - Sam myślę ROMANS POZA KONTROL 105 podobnie. Ale dość tych poważnych dywagacji. Idziemy pobiegać. Szkoda czasu. O dziesiątej mam ważne spotka nie, a potem zjemy razem obiad. - Gdy uśmiechnęła się i kiwnęła głową, wziął ją za rękę i pociągnął do holu. Wyszli z mieszkania. Czekał cierpliwie, aż zamknie drzwi. - Masz jakiś dokument? - spytał podejrzliwie. - Nie. Tylko klucze i pięć dolarów na wodę mineralną. - Błąd - oznajmił mentorskim tonem. - Ja noszę za wsze przy sobie dwadzieścia dolarów i dokument ze zdję ciem. Jedna z naszych plastyczek wykonujących portrety pamięciowe i rekonstrukcje twarzy ofiar ciągle powtarza, że trzeba mieć przy sobie dokumenty. Pomogła nam usta lić tożsamość wielu osób, ale skarży się, że ci bezimienni śnią jej się po nocach. - No dobrze - mruknęła Jodie pojednawczym tonem. - Przekonałeś mnie. Od dziś będę zabierać dokumenty. Aleksander milczał, uśmiechając się do siebie. Nieformalne spotkanie z przedstawicielami FBI, straży celnej, teksańskich strażników i Wydziału do Spraw Prze stępczości zorganizowanej okazało się bardzo korzystne dla śledztwa. Aleksander dowiedział się od rozmówców, że podległe im służby monitorują wyjątkowo duży trans port kokainy. Szykowała się poważna transakcja. Gdyby zdołali przyłapać gangsterów na gorącym uczynku, mie liby w garści nie tylko płotki, lecz także grube ryby, a ponadto niezbite dowody rzeczowe, świadczące o ich winie. Ustalono wspólny harmonogram działań oraz ter min kolejnego spotkania. Na zakończenie Aleksander po- 106 DIANA PALMER prosił wszystkich obecnych, żeby nie udzielali żadnych informacji jego kolegom z agencji do spraw narkotyków, bo gangsterzy mają tam wtyczkę. Gdy przyszedł do biurowca, żeby zabrać Jodie na obiad, był w doskonałym humorze. Spodziewał się, że za kilka dni dokona pierwszych aresztowań, lecz na razie musiał się przyczaić i dyskretnie śledzić działania narko tykowej mafii. Jodie od razu spostrzegła, że Aleksander coś knuje. Gdy o to zapytała, z uśmiechem kiwnął głową. - Przygotowujemy dużą akcję, ale najpierw musimy [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|