, 0132. Goldrick Emma Wdowi grosz 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nigdy. Słyszysz? Nigdy. Nawet żebym miała żyć tysiąc lat,
nigdy za ciebie nie wyjdę, ty, ty...! - Raz jeszcze uciszył ją
pocałunkiem.
Zebrana wokół nich publiczność biła brawo i wiwatowała.
Lucy, czerwona na twarzy, bezowocnie usiłowała się wyrwać.
- Spójrz tylko, co ty mi robisz - syknęła mu do ucha. - Oni
wszyscy mnie znają! Wstydzę się. Puść mnie w tej chwili!
Zamiast tego chwycił ją jeszcze mocniej i wziął głęboki
oddech.
- Panie i panowie - zagrzmiał, po czym zamilkł, by
spotęgować efekt. - Zostałem poinformowany - ciągnął - że
większość z was zna pannę Lucy Borden i może czuć się
zażenowana, widząc ją całowaną publicznie.
- Przestań! - wyszeptała, starając się schować.
RS
79
- Zapewniam zatem, że jest to jak najbardziej moralne,
przyzwoite i legalne. W przyszły wtorek Lucy wyświadczy mi
ten zaszczyt i poślubi mnie w Kościele Kongregacjonalistów,
znajdującym się trochę dalej, przy Church Street. Zapraszam
wszystkich, by zaszczycili nas swoją obecnością. Napoje
chłodzące będą serwowane w nieograniczonych ilościach.
Powiedzcie o tym przyjaciołom!
Następny okrzyk aplauzu wybuchł wśród tłumu.
- Ty płaczesz - szepnął Jim i delikatnie starł łzę z jej policzka.
- Proszę, Lucy, nie ma potrzeby płakać. Od dzisiaj będę bronił
cię przed wszystkimi.
- A kto - pociągnęła nosem - obroni mnie przed tobą?
Zapadło milczenie. Odsunął się od niej. Wzdrygnęła się i
ukryła twarz w dłoniach.
- Ach tak, więc o to chodzi - odparł posępnie. Oparł dłoń na
nieskazitelnym lakierze maski samochodu i patrzył na nią
zmieszany. W końcu wzruszył ramionami, wsiadł do wozu,
popatrzył na nią jeszcze przez chwilę i odjechał bez słowa.
Lucy zjawiła się w banku dokładnie o dziewiątej. Pan
Ledderman rozmawiał właśnie z jednym z pracowników. Kiedy
ją dostrzegł, pośpiesznie wrócił do swojego biurka.
- Cóż za miły początek dnia - oświadczył, zapraszając ją, by
usiadła obok na krześle.
Lucy obdarowała go w zamian uroczym uśmiechem. Pan
Ledderman był przemiłym człowiekiem, lecz nie potrafiła
powstrzymać swojej dociekliwości.
- Czy pańska narzeczona wie o tym, co pan opowiada?
- Czy wie? - Roześmiał się. - Jeszcze mnie do tego zachęca,
moja droga. To zabawne, co pani powiedziała. Ja i moja
narzeczona otrzymaliśmy wspólną ofertę z pewnego miasta w
Arizonie. Słońce, świeże powietrze i tak dalej. A co mogę
uczynić dla pani, panno Borden?
- Panie Ledderman, czy możliwa jest... jeszcze jedna mała
pożyczka?
RS
80
- Oczywiście, że tak. Będzie ona nawet stanowiła pewien
jubileusz.
- Ach tak?
- Tak. Pracuję w banku od dwóch lat i to będzie ostatni
udzielony przeze mnie kredyt. Ile pani potrzeba? Czy w dalszym
ciągu obciąża pani hipotekę?
- Myślę, że tak. Jeśli taki jest przebieg procedury - odparła
Lucy niepewnym głosem.
Podała mu sumę, jakiej potrzebowała. Niewielką, naturalnie.
Tyle tylko, by, zgodnie z jej obliczeniami, wystarczyło na spłaty
kredytu za cztery miesiące.
- To kropla w morzu - odparł Ledderman.
- A ponieważ wszyscy członkowie komitetu zatwierdzającego
kredyty są tutaj obecni i nas obserwują, może od razu puścimy
dokumenty w obieg?
Propozycja nie do odrzucenia, pomyślała Lucy. Złożyła
podpis w trzech różnych miejscach i podążyła za Leddermanem,
który przedstawił jej prośbę członkom komitetu. Każdy z nich
podpisał papiery. Ledderman odprowadził dziewczynę do drzwi
i pożegnał ze smutkiem. Zarzuciła mu ręce na szyję i gorąco
ucałowała.
- No proszę! Przed moimi własnymi drzwiami! - Z tyłu
dobiegł ich głos Jima Proctora. - I to z szefem wydziału
kredytowego! Do diabła, nic dziwnego, że człowiek nie ma już
szans w tym mieście!
- Byłym szefem - odparł z uśmiechem Ledderman,
entuzjastycznie uściskawszy Lucy.
- Właśnie zakończyłem ostatnią transakcję, panie Proctor, i
odprowadzałem pannę Lucastrę do wyjścia. Zamykam swoje
rachunki i wyjeżdżam do Arizony.
- Lucastra? Do Arizony?
- Słońce, świeże powietrze - dodała Lucy.
- I ty jedziesz z nim? - Jim obrzucił ją czujnym spojrzeniem.
RS
81
- Ja nie - odparła. - Pan Ledderman już ma dziewczynę. Mary
Norris, pielęgniarkę.
- Ach tak, pielęgniarkę, oczywiście.
Na twarzy Jima Proctora pojawił się wyraz ogromnej ulgi.
Najwyrazniej nie miał pojęcia, kim była Mary Norris, ale sam
fakt jej istnienia uspokoił go.
- Do widzenia, Ledderman. Wszystkiego dobrego. -
Wyciągnął rękę. - I niech się pan już zabiera do swoich
rachunków.
- Tak, tak, naturalnie. A tak przy okazji, jak się miewa nasza
droga pani Moore?
- Lepiej - odparła Lucy. - Zdecydowanie lepiej.
- O! To niedobrze - stwierdził urzędnik, powracając do
swojego biurka.
- Co on miał na myśli? - zastanawiał się Jim.
- Nie wiem. Zawsze kiedy się spotykamy, mówi coś w tym
stylu.
- Zresztą to bez znaczenia. Słuchaj, Lucy, dziś rano na ulicy
wygłupiłem się trochę. Pomyślałem sobie, że może mogłabyś...
ja i Maude zamierzamy popływać łodzią dziś po południu. Czy
zechciałabyś się do nas przyłączyć... tak dla świeżego
powietrza?
- Zrobiłabym to z przyjemnością, ale nie mogę zostawić
Angie zupełnie samej.
- Przyślę kogoś, żeby spędził z nią popołudnie -
zaproponował. - Co ty na to?
- Tylko wtedy, jeśli będzie to ktoś, kogo Angie lubi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl